Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Virenque z miasteczka Zielona Góra. Mam przejechane 87014.77 kilometrów w tym 1170.98 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 30.13 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
Trzymaj Koło Fajny Weekend :) Warto odwiedzić:
Blog Garenge
Jimmy
Virtualtrener Mój idol: Richard Virenque

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Virenque.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

130-140

Dystans całkowity:2002.42 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:64:26
Średnia prędkość:31.08 km/h
Maksymalna prędkość:73.70 km/h
Suma podjazdów:23115 m
Maks. tętno maksymalne:191 (95 %)
Maks. tętno średnie:167 (82 %)
Suma kalorii:39926 kcal
Liczba aktywności:15
Średnio na aktywność:133.49 km i 4h 17m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
133.00 km 0.00 km teren
03:17 h 40.51 km/h:
Maks. pr.:60.90 km/h
Kadencja:78.0
HR max:187 ( 93%)
HR avg:162 ( 81%)
Podjazdy:367 m
Kalorie: 2235 kcal

Wyścig w Lesznie 2012

Niedziela, 27 maja 2012 · dodano: 27.05.2012 | Komentarze 24

Pierwszy raz organizator maratonów w Lesznie postanowił zrobić prawdziwy wyścig dla amatorów ze startu wspólnego... Udało się to wybornie, wszystkie drogi były zamknięte, przed wyścigiem pilot, piękna idealnie kolarska pogoda – po prostu prawdziwe kolarskie święto dla amatorów.
Trasa jak to w Lesznie płaska jak stół, więc na wynik się nie nastawiałem, ot po prostu świetna okazja na mocny trening szybkościowy.

Wstaję wcześnie rano, ogarniam śniadanie i z żoną jedziemy do Leszna, na szczęście to blisko Poznania więc podróż mija szybko i bez problemów.
Odbieram numer, na miejscu już pełno kolarzy-amatorów, po kolei znajduję moich znajomych z VTeam Jamis – Rafała i Michała, tym razem na wyścigu będzie nas trzech muszkieterów ;)
Po ogarnięciu sprzętu i przebraniu w strój teamowy jedziemy z Michałem na start, tu już pełno ludzi i nie ma jak się ustawić... Na szczęście z pomocą przyszedł Rafał, który trzymał dla nas miejsce :)
Tu spotykam również Szerszenia znanego z Żądła 2012 oraz G0re i jego „pomagiera” ;)

Trochę się dziwię czemu kompletni amatorzy, np. na rowerach MTB poustawiali się z przodu – jak dla mnie to bez sensu trochę no ale nic. Zamiast rozgrzewki trzeba było prawie pół godziny czekać „w blokach startowych” na słoneczku, czas minął jednak szybko na pogaduchach itd...

Nadeszła chwila startu i ruszamy, trochę kocioł od początku, nie mogę się wpiąć w bloki, mija mnie parę osób, a czołówka już się zagina. W końcu się wpinam i jadę na maksa goniąc czub, trochę boli, bo rozgrzewki nie było ale w końcu po chwili jedziemy całą dużą grupką.

Po jakimś czasie spotykam Krisa, Bartka i kilku innych znajomych, grupka zrobiła się konkretna – jest tu sporo znanych i mocnych nazwisk, ale jazda od początku jest bardzo nerwowa, nie ma za bardzo jak się przebić do przodu i co chwilę krzyki uwaga i hamowanie – chwilami aż czuć swąd palonej gumy...
Ale tak po jakimś czasie stwierdzam, że jazda raczej na tyłach grupy jest świetnym treningiem, co zakręt trochę się zostaje i potem trzeba gonić, taka jazda jest mało efektywna, ale treningowo super !!

No i tak sobie jedziemy na sporych prędkościach, co jakiś czas ktoś próbuje uciekać i tempo wzrasta, za chwilę go doganiamy i znowu trochę spowolnienia, i tak przez całą pierwszą rundę.

Przy wjeździe na drugą trochę pech, bo przede mną wywala się parę osób, część skończyła po pierwszej i pojechała na metę, a czołówka po skręcie jedzie mocno, robi się spora przerwa i muszę gonić, kurde ciężko było, puls zaczynał się buntować ale w końcu grupkę doszedłem :)

Na drugiej rundzie kontynuuję taktykę jazdy raczej z tyłu, chciałem dopiero się przebijać do przodu tak na 100 kilometrze – taki był plan :) Grupka już też nie była taka liczna jak na początku, ale nadal było w niej sporo wariatów jadących szlaczkiem i nie patrzących czy ktoś akurat go wymija.

Udało się przebić na sam czub grupki, zamierzałem się tam utrzymać aż do podjazdów i tak szło nawet nawet, ale potem im bliżej górek tym niebezpieczniejsza jazda innych osób. To był start treningowy więc priorytetem było dojechać cało do mety.
No ale zaczyna się pierwszy podjazd, a ja jestem w środku całej grupy, pięknie przebijam się z lewej do przodu i nagle jakiś idiota zajeżdża mi drogę, zrzuca mnie na pobocze z wielkimi kamieniami, jakoś utrzymuję się na rowerze, ale po powrocie na szosę muszę ostro gonić resztę. Udaje mi się to ale kosztuje sporo sił.

Trochę odzyskuję siły i jestem gotów na drugi podjazd, tym razem po szerokiej i dobrej drodze. Przebijam się znowu z lewej o trochę miejsc i stąd już mocno wariacka jazda aż do mety. Co chwilę ktoś próbuje uciekać, reszta goni, mocne podkręcenia tempa i za chwilę mocne spowolnienia. Taka bardzo interwałowa jazda. W sumie nawet nie wiem czy ktoś z przodu ucieka czy też nie.
I po tak wariackiej jeździe cała nasza duża grupka dojeżdża do ostatniej płaskiej prostej (jaka szkoda, że nie było tu pod górę ;)
Na liczniku ponad 50 km/h a to dopiero rozkrętka tempa, zaczynamy ostateczne finiszowanie, mistrzem w tej dziedzinie nie jestem ale idzie mi dobrze, z każdym metrem coraz szybciej i zaczynam mijać kolejnych zawodników. Niestety nagle widzę przed sobą kraksę, parę metrów przede mną koleś leci na ziemię, odbija się od niej jak piłka i nie wiadomo gdzie ostatecznie się znajdzie. Nie ma co ryzykować, zjeżdżam do rowu jednocześnie hamując, oczywiście zaliczam glebę na trawę ale nic mi nie jest ;)
Wracam na szosę i finiszuję na kiepskim miejscu...

Podsumowując był to bardzo dobry i szybki wyścig, na starcie konkretna ekipa, sporo zawodników z Interkolu, TGV, Oliver Rybczyński, Whirpool Team, nasza trójka z VTeam Jamis i inni dobrzy kolarze amatorzy. Jestem bardzo zadowolony, bo utrzymałem się w pierwszej grupce przez całe 133 km, szkoda finiszu ale nie płaczę, bo wygrać i tak bym nie wygrał na takim płaskim finiszu. Trochę nie rozumiem tej walki, tak jakby to były mistrzostwa świata – trochę rozsądku niektórym by się przydało.
No i wielki plus dla organizatora – jak widać można zorganizować imprezę ze startu wspólnego z zamkniętymi drogami !! Chciałbym taką formę wyścigu w Trzebnicy, wtedy do pierwszych górek jazda w peletonie, a potem ogień na podjazdach i można by o coś powalczyć...

Pozdrowienia dla wszystkich znajomych, których spotkałem :)

Wyniki:
M2 – 14
OPEN – 40
Czas zwycięzcy :)

I na razie trzy fotki:

Przygotowania i ostatni batonik przed startem:


Po starcie:


Przed startem:


Kategoria 130-140, Zawody


Dane wyjazdu:
135.00 km 0.00 km teren
04:28 h 30.22 km/h:
Maks. pr.:63.20 km/h
Kadencja:88.0
HR max:182 ( 91%)
HR avg:164 ( 82%)
Podjazdy:2284 m
Kalorie: 3045 kcal

Klasyk Radkowski 2012 MEGA

Sobota, 5 maja 2012 · dodano: 05.05.2012 | Komentarze 21

Kolejny wyczerpujący wyścig po górach za mną, uczucia mieszane, ale może od początku...

Pobudka o 6:30, bo start już o 8:30, za oknem mgła i zimno, ale ICM wskazywał że wyjdzie szybko słońce, więc tylko rękawki i na krótko. Śniadanie zjedzone, jedziemy na start. Marzłem strasznie na rozgrzewce, zamontowałem numer z chipem i za chwilę zrobiła się 8:30 więc czas startu.
Ruszamy... już nad Zalewem na pierwszej hopce narzucam ostre tempo, żeby sprawdzić kto jest wartościowy w grupie :) Utrzymuje się dwóch szosowców i jeden na MTB.
Do Wambierzyc lecimy po zmianach, a tempo ogniste :) MTB wymięka, zostajemy w trójkę.

No to zaczyna się pierwszy podjazd, taki nie za długi, nie za krótki. Wychodzę na zmianę i zapodaję tempo, przełożenie z blatu. Widzę, że koledzy się męczą ale trzymają koło. Jednak to nie pora na urywanie grupy, bo koledzy wyglądali na całkiem mocnych :)
Następnie szybki i krótki zjazd i zaczyna się drugi podjazd, który jest już dość długi i przede wszystkim ostro nachylony, czyli "Batorówek". Na największej stromiźnie odjeżdżam, słysząc ostre sapanie towarzyszy z grupy dokręcam i tylko się oddalam :)

Jestem na szczycie i teraz zjazd... ale jaki... dziura na dziurze dziurą pogania, strasznie się jechało, ręce całe obolałe, rower co chwilę wylatywał w powietrze ;) Pod koniec zjazdu doganiają mnie towarzysze z grupy, lepiej zbudowani to raz że zjazdy szybciej im idą, a dwa że łatwiej im na dziurach.

Potem była sekcja podjazdów, ale bardziej hopek które strasznie denerwowały, jednakże koledzy się utrzymywali na kole. Na zjazdach z kolei ja się musiałem napocić, żeby trzymać koło.

Dojechaliśmy razem do Kudowy Zdrój, gdzie zaczynała się wisienka na torcie całej tej rundy, czyli 10-kilometrowy podjazd do Karłowa. Zostałem tylko ja i jeden kolega, który jak się później okazało jeździł kiedyś w Mapa Map i nawet był np. 7 na Jarna Klasika, czyli towarzystwo godne :)

Utrzymał się na kole cały podjazd, ale ja też nie jechałem jakoś zabójczo mocno, pamiętając że jeszcze jedna rundka przede mną. Po drodze doszedłem Krisa z bikestats. Zaproponowałem koło, ale nie chciał :D
Z Karłowa to już szybki zjazd do Radkowa i lecimy kolejną rundę.

Na podjeździe za Wambierzycami dochodzi nas Bartek Bolewski (WinSho), który startował 2 minuty za mną, trzeba przyznać, że ładnie pocisnął i dał radę dojechać. Na Batorówku odjeżdżamy razem z Bartkiem i dalej już jedziemy w dwójkę połykając kolejnych kolarzy.
Współpraca się ładnie układała, razem zaczęliśmy podjazd do Karłowa i długo jechaliśmy razem. Pod koniec trochę podkręciłem tempo i odjechałem. Pozostał mi szybki zjazd do Radkowa, dawałem ile fabryka dała, ale przy mojej wadze na tego typu zjazdach szału nie ma.

Skręt nad Zalew i jadę do mety, zaczęły mnie łapać skurcze - w sumie w idealnym momencie, bo zaraz koniec ;) Wpadam na metę, patrzę na czas: 2:28:24, wynik z ubiegłego roku poprawiony o ponad 20 minut !!
Z tego co kojarzyłem w zeszłym roku dałoby mi to 1 miejsce OPEN więc jadę do kolesia od pomiaru czasu żeby w zasadzie tylko upewnić się, że pudło w kategorii mam jak w banku.
Patrzę na wyniki i nie wierzę... Znowu 4 miejsce w kategorii M2, 7 open.

Co za masakra, zrobić taki czas i tylko 4 miejsce :/ Jestem zły na maksa, wygrał jakiś Czech z czasem 4:07, ja się pytam jak on to zrobił... No kosmos jakiś :)

Ehhhh pozostał niedosyt straszny, szczególnie że rok temu wygrałbym tym czasem chyba OPEN, wiadomo cieszy progres, ale zdjęcia na pudle brak...

Wyniki:
M2 - 4/13
OPEN - 7/81

Jedno foto z trasy:


Kategoria 130-140, Góry, Zawody


Dane wyjazdu:
131.49 km 0.00 km teren
04:02 h 32.60 km/h:
Maks. pr.:49.90 km/h
Kadencja:24.0
HR max:183 ( 90%)
HR avg:153 ( 75%)
Podjazdy:344 m
Kalorie: 2552 kcal

Fajna pętla

Niedziela, 24 lipca 2011 · dodano: 24.07.2011 | Komentarze 1

Dziś w planie było długie pokręcenie wytrzymałości tlenowej dlatego zrezygnowałem z ustawki na Obornickim i pojechałem pokręcić ze znajomymi z forumszosowego.
Miało być leciutko, ale nie do końca tak było ;)

Trasa bardzo fajna, musiałem się tylko rano przebić przez cały Poznań na miejsce zbiórki - 10km po mieście to średnia przyjemność. Szosy tak wybrane że był raczej mały ruch.
Pogoda w zasadzie idealna, ciepło ale nie gorąco, trochę przeszkadzał tylko wiatr.
Jechaliśmy w sumie w 6 osób, co jakiś czas ktoś wyrywał do przodu ale kręciło się bardzo fajnie.

Po wczorajszym ostrym treningu na podjazdach noga dziś nie kręciła już tak lekko jak np. tydzień temu, ale tego się właśnie spodziewałem, na podjazdach cały czas jestem mocny, a to mi tylko chodzi :D

śr. kadencja: 90

Kategoria 130-140, Ustawki


Dane wyjazdu:
135.00 km 0.00 km teren
04:49 h 28.03 km/h:
Maks. pr.:59.30 km/h
Kadencja:14.0
HR max:181 ( 89%)
HR avg:162 ( 79%)
Podjazdy:2345 m
Kalorie: 3259 kcal

Klasyk Radkowski MEGA

Sobota, 7 maja 2011 · dodano: 07.05.2011 | Komentarze 9

No to kolejny maraton w tym roku zaliczony, tym razem w górach, więc coś dla mnie i było to widać na trasie, ale po kolei.
Pojechałem oczywiście MEGA, czyli dwie rundy po ok. 67 km.

Start parę minut przed 9:00, świeci słońce, nie ma chmur, ale ICM pokazuje że max dziś to 15 stopni, więc ubieram bluzę i nogawki.
Grupa startowa całkowicie nieznana, przypadkowe 5 osób.

Start, pierwsza niewielka ale mocno nachylona hopka jeszcze nad zalewem, prowadzę grupę i zostaje nas tylko 3 :/ Potem generalnie płasko aż do Wambierzyc, lecimy we trzech po zmianach i jest dobrze.
Za Wambierzycami pierwszy konkretny podjazd i co ? Po chwili jadę już sam, towarzysze zostają w tyle, od tego momentu aż do końca jadę sam (taki urok startu w grupach). Po chwili szybki ale krótki zjazd i zaczyna się pierwszy długi podjazd, kurde nie wiedziałem że jest aż tak ciężki, chwilami istna masakra, a że nie znam to jadę po prostu nie wiedząc kiedy się skończy. Cały czas mijam kolejne osoby, nikt nie jest w stanie utrzymać mi koła :D

Potem zjazd, ale jaki... dziura na dziurze dziurą pogania, chwilami gorzej niż na pamiętnym odcinku w Trzebnicy, tyle że tu jechało się w dół, sick ! W sumie tutaj dobrze, że kręciłem samotnie, najgorsze, że na szosę padały cienie drzew i dziur prawie nie było widać.

Następnie był dość długi fragment, który na mapie wyglądał na płaski, a w rzeczywistości było co chwilę góra-dół i tak w zasadzie aż do Kudowy Zdrój. Na pierwszym bufecie bez postoju.

Od Kudowy zaczyna się najdłuższy podjazd aż do Karłowa, coś koło 10km, nachylenie w miarę stałe, idę mocno ale bez przesady, trzeba mieć siłę na drugie kółko. Tu znowu mijam masę kolarzy.
Z Karłowa to już zjazd do Radkowa, ale bardzo techniczny, wiele zakrętów, serpentyn, trzeba uważać - nie szaleję i jadę około 55km/h.

Dojeżdżam do Radkowa i lecę na drugie kółko, tu chyba straciłem najwięcej, bo poprzednio do Wambierzyc jechaliśmy we trzech, a teraz śmigałem sam, a do tego zaczęło mocno wiać w twarz :/
Potem kolejne podjazdy, zjazdy itd w zasadzie pojechane w tym samym tempie co za pierwszym razem. Na bufecie staję na chwilę, bo trzeba dolać wodę do bidonu. Ostatni podjazd pojechałem trochę mocniej niż za pierwszym razem, no bo już nie trzeba było oszczędzać sił. Na zjeździe do Radkowa też trochę szybciej, no i w lewo na metę ;) Drugie kółko zajęło mi 2 minuty więcej.

Podsumowując jestem mega zły, bo do podium w M2 zabrakło mi 15 sekund !!!! Jakbym wiedział to bym spokojnie to urwał, myślę że nawet kilka minut dałoby się szybciej pojechać. Trochę zbyt zachowawczo pojechałem pierwsze kółko, ale bałem się o siły na dalszą drogę. Niestety start w grupach jest do dupy i nic tego nie zmieni :/ Ale co tu dużo gadać, wynik chyba dobry prawda ? :)

Wyniki:
M2: 4
OPEN: 14

Na razie jedna fotka:
Kategoria 130-140, Góry, Zawody


Dane wyjazdu:
130.61 km 0.00 km teren
03:53 h 33.63 km/h:
Maks. pr.:53.20 km/h
Kadencja:17.0
HR max:188 ( 92%)
HR avg:167 ( 82%)
Podjazdy:818 m
Kalorie: 3021 kcal

Maraton Trzebnica 2011

Sobota, 30 kwietnia 2011 · dodano: 30.04.2011 | Komentarze 4

No to jestem po pierwszym starcie w sezonie, miał to być raczej mocny trening i sprawdzenie dyspozycji niż walka o czołowe lokaty i tak też było, ale od początku.
Pobudka w sobotę o 5:00 i o 5:45 z zapakowanym rowerem wyjeżdżam z Poznania, drogi raczej puste i o 7:55 jesteśmy w Trzebnicy. Standardowo toaleta i czekam na pakiet startowy, który miał dla mnie Wober :)
Spotykamy się chwilę później i szykuję się do startu. Z braku czasu rozgrzewka to aż 2 minuty (sick), trochę pogadaliśmy z Woberem, Woodym, Xubixem i WinSho i na start. Okazuje się, że jesteśmy w ostatniej chwili (jakieś 30 sekund przed startem - fuks :P)

Start i już wiem, że bez rozgrzewki to będzie hardcore, po wyjeździe z Trzebnicy jazda na progu, z licznika nie schodzi 40-45 km/h, chwilami 50 km/h - masakra. Na 20-25km niestety odpoczywam z tyłu, gdy ktoś dogoniony wcześniej puszcza koło, a że wiał silny wiatr peleton się podzielił. Zostałem w grupie m.in. z Woberem i Xubixem, Woodemu się udało i został w grupie uciekającej.

Od tego momentu trzymamy dobre tempo i jedzie się lepiej niż wcześniej. W pewnym momencie dziurawa droga krzyzuje trochę mi wyścig, ale efekty będą później, w każdym bądź razie na tych dziurach-kraterach poluzowuje mi się koszyk z bidonem... Pierwszy podjazd na 55 km, wychodzę na zmianę i jadę w sumie spokojnym tempem, odwracam się a grupa została, czyżbym był tak mocny ?
Dojeżdżamy do PŻ i krótki postój, pomarańcza, grzesiek, woda i siku, po czym dalej w drogę, przed nami najlepsze czyli górki ;)

Na ok. 85 km koszyk odkręca się na dobre i w bardzo niefortunny sposób (tylko górna śrubka, przez co musiałem się zatrzymać, wyjąć klucze bla bla bla) - niestety kilka minut w plecy :/ Koledzy czekali chwilę, ale nie dziwię się, że się poddali, bo trochę to trwało :(

Od tego momentu zrobiłem sobie "czasówkę", mocna jazda bez żadnej pomocy, bo kogo dościgałem to zaraz zostawał. W każdym bądź razie jechałem swoje. Po drodze zajebisty podjazd - 16%, czyli coś dla mnie :)
Tak jechałem po tych hopkach wciąż kogoś przechodząc, aż w końcu na podjeździe z płyt doszedłem "moją" grupkę :) Ależ to było uczucie, od razu dodało mi skrzydeł. Nie było tylko Wobera, który pewnie to wyczuł i zaatakował na płaskim. Oczywiście bez oglądania zostawiłem grupę z tyłu, utrzymał koło tylko Xubix który jechał chwilę ze mną, ale jednak nie dał rady na podjazdach. No i jeszcze raz, czy ja jestem taki mocny ? :):):):)
Teraz goniłem już tylko Wobera, nawet widziałem go przed sobą na ostatnim podjeździe, jeszcze jeden - dwa i byłby mój, ale się nie udało i straciłem do niego na mecie ostatecznie 40 sekund.

Ogólnie jestem zadowolony, miał być mocny trening i był. Sporo ludzi z forum szosowego, więc fajna ekipa. Moc na podjazdach była, w górach powinno być ze mną już dobrze, na płaskim pod wiatr to nie dla mnie. Najbardziej cieszy mnie fakt dogonienia grupy i jeszcze dołożenia im na górkach :D:D:D Gdyby nie te problemy techniczne byłoby pewnie inaczej, lepiej. Jak dla mnie najlepsza trasa od setnego kilometra :)

Dane podałem z licznika.
Miejsca:
M2: 22/55
OPEN: 113/464

Poszli....


Na trasie:


Meta:




Na mecie z żoną (najwierniejszy kibic):


Na mecie z Woberem:
Kategoria 130-140, Zawody