Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Virenque z miasteczka Zielona Góra. Mam przejechane 87014.77 kilometrów w tym 1170.98 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 30.13 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
Trzymaj Koło Fajny Weekend :) Warto odwiedzić:
Blog Garenge
Jimmy
Virtualtrener Mój idol: Richard Virenque

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Virenque.bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
125.97 km 0.00 km teren
04:18 h 29.30 km/h:
Maks. pr.:72.23 km/h
Kadencja:
HR max:196 ( 96%)
HR avg:167 ( 82%)
Podjazdy:2023 m
Kalorie: kcal
Rower:

Pętla Beskidzka 2010 - MEGA

Sobota, 10 lipca 2010 · dodano: 12.07.2010 | Komentarze 3

Kolejny maraton za mną i z niego chyba jestem najbardziej dumny.
Rzuciłem się na głęboką wodę i pierwszy raz pojechałem dystans MEGA.
Rano pobudka i widać, że będzie ciepło, słońce świeci, żadnej chmurki. Na starcie już czuć mocny żar z nieba - w tych warunkach będzie ciężko.

Wystartowaliśmy:


3,2,1 start...
Pierwszy krótki podjazd w lesie i już selekcja, ja jadę mocno i z przodu, potem kilka hopek i zaczynamy podjazd pod Kubalonkę, jedzie mi się bardzo dobrze i cały czas z przodu, tak że widzę czoło "peletonu". Czuje tylko, że przeszkadza upał i zaczyna boleć głowa. Na szczyt wjeżdżam na dobrym miejscu i zaczynamy zjazd.
Pomimo, że jadę szybko i wyprzedzam auta i autobus, ludzie mi trochę odjeżdżają a z tyłu dojeżdżają ci, których zostawiłem na podjeździe.
Przez Wisłę szybki przejazd w grupie około 15 osób i zaczynamy podjazd pod Salmopol.

Z całej tej grupki na szczyt dojeżdżam pierwszy mijając kolejne osoby, które nie wytrzymywały narzuconego wcześniej mocnego tempa. Myślałem, że podjazd ten będzie cięższy, można go porównać do Przełęczy Okraj.
Następnie znowu zjazd i znowu dochodzi mnie trochę osób, przez Szczyrk to jazda z prędkością +/- 50 km/h. Teraz trochę "płaskich" kilometrów aż do Milówki (tutaj płaskie oznacza liczne hopki :P) W sumie na tym odcinku zebraliśmy się w pokaźną grupę około 25 osób.



Za Milówką czekał chyba najgorszy podjazd z dużym nachyleniem, z jednym kolesiem wjechaliśmy jako pierwsi a z grupy nie zostało nic - każdy jechał swoim tempem i walczył o przetrwanie. Kolega na szczycie wyraził jeszcze podziw, że kręciłem na przełożeniu 39-25 i było to bardzo miłe :)
Do tego momentu czułem się świetnie a średnia na liczniku wskazywała 32 km/h.
Niestety na zjeździe zacząłem odczuwać delikatne skurcze - wiedziałem że będzie źle :P Na szczęście były to takie skurcze, że wystarczyło zwolnić i można je było je rozjechać, ale niestety oznaczało to spokojniejszą jazdą już do mety.
Wolałem odpuścić niż ryzykować mocny skurcz na tyle km do mety.

Potem był świetny bufet zlokalizowany w tunelu (przyjemny chłodek, zimne napoje - coś pięknego), potem podjazd na granicę w Zwardoniu i jazda przez Słowację.
Po jakimś czasie wjeżdżamy do Czech i tam już kolejne podjazdy. Niestety na każdym kolejnym coraz bardziej odczuwam kolejne skurcze ale wiem, że jak się zatrzymam to nie wstanę :P
Jadąc niestety dosyć wolno dojeżdżam do Polski, tam jeszcze parę sztywnych hopek i wiem, że przede mną już tylko dwa podjazdy: jeden kręty wśród domostw i drugi do samej mety.

Zaczynam przedostatni podjazd i po około 500 metrach bardzo silny skurcz w prawym udzie. Ponieważ był to podjazd nie szło tego rozprostować. Schodzę z roweru i czuje, że noga jest całkowicie zblokowana - padam na jezdnię i leżę nie mogąc się właściwie ruszyć. Uczucie jakby ktoś wsadził mi nogę w gips - MASAKRA.
Z pomocą przychodzi miły mieszkaniec domu obok i pomaga dostać mi się na trawę.
Tracę tu sporo minut i dalej podjazd muszę iść z buta, bo skurcze wciąż są tyle że dużo słabsze. Końcówkę podjazdu wsiadam na rower i jakoś jadę.

Na finałowym podjeździe:


Następnie ostatni zjazd i finałowy podjazd pod metę - ostatnia ścianka, idealna dla mnie ale jakbym nie miał tych paskudnych skurczy.
Przejazd przez metę - ulga, wyczerpanie. Inni wyglądają tak samo, pogoda dała się we znaki wszystkim. Większość osób miała problemy ze skurczami, niektórzy wymiotowali - normalnie rzeź :)

Podsumowując:
Czas z licznika: 4:18
czas zliczony przez organizatora: 4:28
miejsce w M2/A: 23

Gdyby nie skurcze i nie musiałbym odpuszczać mój czas oscylowałby około 4 godzin i byłaby to pierwsza dziesiątka. W sumie chyba trzeba było jechać MINI, wtedy skurcze miałbym dopiero na mecie :D
Jestem bardzo zadowolony, pierwszy taki dystans w górach, mordercza pogoda i przewyższenie.
Kategoria Zawody



Komentarze
Virenque
| 18:23 poniedziałek, 12 lipca 2010 | linkuj Wyszło blisko maxa, ale to raczej jest błąd pulsometru bo czułem się wtedy całkiem całkiem.
wober
| 17:58 poniedziałek, 12 lipca 2010 | linkuj Gratuluje wyniku hr maxa prawie dowaliłeś :)
dater
| 10:25 poniedziałek, 12 lipca 2010 | linkuj Gratuluję! Niezły wyczyn... zawody w taką pogodę, wspinaczki i jeszzce taaaka średnia, pełen podziwu jestem.
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa byloi
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]