Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Virenque z miasteczka Zielona Góra. Mam przejechane 87014.77 kilometrów w tym 1170.98 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 30.13 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
Trzymaj Koło Fajny Weekend :) Warto odwiedzić:
Blog Garenge
Jimmy
Virtualtrener Mój idol: Richard Virenque

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Virenque.bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
119.53 km 0.00 km teren
05:42 h 20.97 km/h:
Maks. pr.:71.10 km/h
Kadencja:72.0
HR max:170 ( 85%)
HR avg:144 ( 72%)
Podjazdy:3753 m
Kalorie: 2613 kcal

Dolomity Dzień 3

Czwartek, 27 czerwca 2013 · dodano: 27.06.2013 | Komentarze 3

Podręcznikowo, po takich dwóch dniach jakie sobie zaserwowałem, dziś powinien być dzień luźniejszy, lżejsze i zdecydowanie krótsze kręcenie. No ale co to za życie w zgodzie z „podręcznikiem” ;) Sprawdzając prognozę pogody wyszło, że jutro ma w zasadzie cały dzień padać (w sumie to już dziś od 16:00), więc szybka weryfikacja planów i na dziś wypada kolejny konkret ;)

Ustaliłem sobie trasę na maps.google, ale w sumie chyba nie spodziewałem się aż takiego treningu...

Generalnie miało być grubo i było, ale może od początku...

Wyjeżdżam z kwatery i od razu jadę tak jak wczoraj, czyli podjazd na Passo Varparola (2193 m npm), dla przypomnienia profil:


W sumie jadę ani mocno, ani słabo. Dochodzę jednego dobrego kolarza, wyprzedzam i zostawiam go 200 metrów za sobą. Ale widzę, że zaczynamy jechać tym samym tempem i będzie chciał mnie dojść. Fajny motywator, jechał cały czas w tej samej odległości za mną, więc nie mogłem zwalniać żeby mnie nie doszedł :) Końcówkę elegancko podkręciłem i już został konkretnie.
Na szczycie ubieram w locie tylko rękawiczki (zależało mi na czasie, żeby zdążyć przed deszczem) i zjeżdżam przez Passo Falzarego szosą do Cortiny d'Ampezzo. Podjazd idzie sprawnie, niestety jak są serpentyny trafiam na autobus i trochę mija czasu zanim udaje się go wyprzedzić.
W sumie cały czas świeci słońce, więc jedzie się przyjemnie, po krótkim czasie jestem już na dole i zaczynam podjazd na Passo Giau.

Byłem tam pierwszego dnia, ale wjeżdżałem od drugiej strony. W zasadzie od każdej strony to jest ciężka góra, od początku kilka razy po kilkanaście procent, a tak trzyma cały czas równo w okolicy 10%. Ale podjeżdża mi się bardzo sprawnie i równo, wyprzedzam kilku kolarzy, jest jeszcze wcześniej więc „ruch” niewielki – i dobrze, można poczuć klimat tej góry. Generalnie profil wygląda tak:


Przed szczytem robię sobie kilka fotek „z rączki”:












[img]"/>
<img alt="" src="[/img]

Na przełęczy chwilę odpoczywam, wsuwam batonika, proszę miłego francuza o fotkę:


I już zaczynam zjazd drogą, którą podjeżdżaliśmy z Piotrem we wtorek. Strasznie techniczny zjazd, nie ma się gdzie rozpędzić, co chwilę zakręt o 180 stopni. Pod górę jedzie cała masa kolarzy, jestem w wielkim szoku jak widzę kobietę-karła, która daje radę pod górę – SZACUN !!
Zjazd był ciężki i bardzo się cieszyłem jak już znalazłem się na dole, przez te 10 km ciągle trzeba było jechać w pełnym skupieniu.

Na dole cieplutko, przejeżdżam przez Selva di Cadore i znowu dość długi zjazd. Po drodze są nieoświetlone tunele, jakaś masakra, wjeżdżam i 300 metrów widzę tylko w oddali światełko wyjazdu, natomiast w ogóle nie wiem po czym jadę, nic nie widać, a trzeba jechać. Dziwne uczucie i trochę niebezpiecznie :/
Dojeżdżam do miejscowości Caprile, skąd już zaczyna się ponad 15-kilometrowy podjazd pod Passo Fedaia (2057 m npm). Z profilu, który wklejam poniżej spodziewałem się ciężkiej końcówki, ale to co zastałem w realu to mnie trochę zszokowało ;)


Końcówka to istna rzeźnia, jest odcinek 3-kilometrowy, gdzie trzyma cały czas 13-14%, co gorsza to jest jedna wielka długa prosta droga, a nie serpentyny. Psychicznie to wykańcza, a jak dodamy czołowy wiatr to już w ogóle człowiek ma ochotę rzucić rower do rowu. No ale jakoś wymęczam ten odcinek i zaczynam jechać przez słynne serpentyny, położone są bajecznie, ale miejscami Garmin pokazuje 20%, więc w dalszym ciągu trzeba walczyć z nachyleniem. Jedyny pozytywny akcent tego podjazdu to świstak, który przebiegł mi drogę :) Tutaj też słońce grzeje niemiłosiernie, jak już jestem na szczycie czuję ogromną ulgę. Generalnie sama przełęcz jest bardzo ciekawa i rozległa, znajduje się tu wysokogórskie jezioro tak więc widokowo jest świetnie. Oczywiście nie obyłoby się bez kilku fotek:





















Tu ubieram kurtkę, rękawiczki i zaczynam zjazd. Okazuje się, że z drugiej strony podjazd nie ma żadnego porównania do tej z której jechałem, jest bardzo spokojnie, lekko nachylona szosa i fajne widoki zachęcają do podjeżdżania. Długie proste pozwalają się rozpędzić, dopiero po jakimś czasie zaczynają się klasyczne serpentyny. Tu na zjeździe wyprzedzają mnie dwaj Włosi, zjeżdżają pięknie, chciałbym tak wchodzić w zakręty jak oni :/
Po jakiś 10 km dojeżdżam do miasteczka Canazei skąd zaczyna się już długi, bo ponad 14-kilometrowy podjazd pod słynne Passo Pordoi (2242 m npm), to właśnie tędy będą zmierzać w tym roku kolarze na metę drugiego etapu naszego Tour de Pologne. Profil wygląda tak:


Jak dla mnie super podjazd, na to co miałem w nogach z miłą chęcią kręciłem na tych kilku procentach, można elegancko złapać rytm i tak sobie trzymać przez te 13 km, kolejna fajna sprawa to wyśmienity wręcz asfalt. Ciekawe jak się będą tutaj wspinać zawodowcy, mam nadzieję że Kwiatek pokażę na co go stać :)
Po jakimś czasie dojeżdżam wreszcie na szczyt, który jest bardzo rozległy i już tu „pachnie” naszym narodowym Tourem :) Oczywiście obowiązkowo muszą być fotki, w tym jedna przy pomniku Fausto Coppiego:











Tu już widzę, że w oddali majaczą się deszczowe chmury, więc jak najszybciej zaczynam zjazd. Dobrze, że się ubrałem bo jest bardzo zimno. Po drodze już zaczyna kropić, więc boję się, że zaraz lunie deszcz i będzie masakra. Zjazd bardzo techniczny, cała masa serpentyn po 180 stopni i duży ruch motorów i samochodów, o kolarzach nie wspominam :)
Trochę mnie znowu blokuje autobus ale w końcu udaje się go wyprzedzić i dość szybko dojeżdżam do centrum Arabby. Tutaj już szybko kieruję się na Passo Campalongo i zaczynam 4-kilometrowy podjazd, profil jest spoko:


Pokonuję go szybko i sprawnie i od razu zaczynam zjazd. Do swojej kwatery jest już praktycznie cały czas w dół, zaczyna popadywać ale na szczęście udaje się zdążyć przed konkretnym deszczem. Dolomity całe w chmurach, więc jest tam nieciekawie, przy obecnych temperaturach, nocą na przełęczach pewnie spadnie śnieg :/
Piękny dzień, 5 przełęczy, w tym 4 dwutysięczniki i w tym dwa uchodzące za bardzo trudne.

No nic, dzisiejszym dniem kończę cudowny tryptyk, w życiu bym nie powiedział, że 3 dni z rzędu będę w stanie tak kręcić. Jutro ma padać, więc idealnie wypadnie rege-day :)

Podsumowując ostatnie 3 dni:
dystans: 350 km
czas: 16 h w siodełku !!
przewyższenie: 10500 metrów !!!
Jest git, a nawet lepiej.



Komentarze
daniel3ttt
| 09:36 piątek, 28 czerwca 2013 | linkuj Ja bym tam mógł siedzieć całe lato. Jak nie rower to wspinaczka i tak w kółko.
saren86
| 08:12 piątek, 28 czerwca 2013 | linkuj Takie relacje czyta się z zapartym tchem :) a taki wypad to moje marzenie, które na pewno zrealizuję w najbliższych latach! Pozdro! Czekam na więcej :)

wober
| 20:21 czwartek, 27 czerwca 2013 | linkuj Bajka bracie. Nic tylko sie tam przeprowadzić :)
Piękne widoki!!!
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa nekzz
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]