Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Virenque z miasteczka Zielona Góra. Mam przejechane 87014.77 kilometrów w tym 1170.98 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 30.13 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
Trzymaj Koło Fajny Weekend :) Warto odwiedzić:
Blog Garenge
Jimmy
Virtualtrener Mój idol: Richard Virenque

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Virenque.bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
108.12 km 0.00 km teren
05:01 h 21.55 km/h:
Maks. pr.:72.60 km/h
Kadencja:75.0
HR max:172 ( 86%)
HR avg:142 ( 71%)
Podjazdy:3201 m
Kalorie: 2360 kcal

Dolomity Dzień 6

Niedziela, 30 czerwca 2013 · dodano: 30.06.2013 | Komentarze 1

Dzisiaj rozgrywany jest tutaj Maratona dles Dolomites i wszystkie drogi prowadzące na najciekawsze przełęcze są pozamykane zarówno dla ruchu samochodowego jak i rowerowego poza wyścigiem. Ja nie startuję, bo niestety nie wylosowali mojego numerka, tu trzeba mieć szczęście żeby w ogóle wystartować – masakra.
Na starcie 10 tysięcy ludzi, relacja na żywo w tv jak z Giro Italia, łącznie z obrazem z helikopterów i motorów.

No ale ja byłem obok tego wszystkiego, skoro zamknęli mi drogi musiałem wymyślić jakieś podjazdy na północ od La Villi. Pomógł mi w tym blog Daniela Marszałka.
Na pierwszy ogień poszła przełęcz Passo Furcia i jak się uda to słynny Kronplatz (Plan de Corones). Od domu długi zjazd i po 17 kilometrach zaczynamy wspinaczkę, profil wygląda tak:


Zaczyna się całkiem spokojnie, po długim wypłaszczeniu w lesie robi się jedna wielka masakra. Patrzę na Garmina i nie wierzę, cały czas trzyma około 15% i nie chce puścić, każda kolejna serpentyna ma ciężkie nachylenie. Normalnie płacz, jadę z nogi na nogę i w końcu wjeżdżam, końcówka już na szczęście lżejsza, ale przecież chcę jeszcze spróbować Kronplatz, gdzie nachylenia dochodzą do 25% !! Wjeżdżam na wąską drogę prowadzącą na szczyt, ale po jakiś 200 metrach muszę zawrócić. Jak wiecie lub nie, droga na Kronplatz jest szutrowa, myślałem że da się po tym jechać, jednak jest to nierealne. Wszędzie pełno kamieni, nierówno i syf. Może bym jakoś podjechał, ale o zjeździe już by nie było mowy. Jedyna mądra ale i trudna decyzja to odwrót i tak też zrobiłem... Szkoda opon i roweru.

Fotki z Passo Furcia:




Teraz został szybki zjazd tą samą drogą, trzeba mocno uważać na tych wszystkich serpentynach, bo droga jest wąska i nie ma barierek, wszędzie tylko przepaść.

Jak już jestem na dole praktycznie od razu zjeżdżam na drugą stronę doliny i zaczynam dłuugi podjazd na Passo Delle Erbe. W sumie nie wiedziałem czego się spodziewać, ale znowu doznałem lekkiego szoku. Po raz kolejny nachylenie ponad 10% to normalka, ciężko się jedzie, ale pogoda fajna więc są też super widoki. Dojeżdżam do jakiejś górskiej wsi, tutaj wielkie święto, orkiestra gra na żywo i wszyscy się do mnie uśmiechają :)

Profil na Erbe:


Gdzieś po drodze:



Teraz chwila lekkiego zjazdu i zaczyna się najgorsze – ostatnie kilka kilometrów to znów ściana płaczu, naprawdę czuję się jakbym jechał na Giau. Kompletnie nie spodziewałem się tutaj takich podjazdów :)
W sumie od samego dołu podjazd trwał dobrą godzinę ale ostatecznie w dobrym nastroju wjeżdżam na przełęcz. Tu sporo ludzi, robię parę fotek, ubieram kurtkę i zjeżdżam. Fajnie, bo mimo iż najsłynniejsze szczyty dziś niedostępne z uwagi na maraton, udaje się wjechać na wysokość 2 tysięcy metrów.











Jak już zjechałem do głównej szosy w samej dolinie zrobiłem jeszcze dwa podjazdy, które znalazłem na climbbybike. Generalnie jak mam być szczery to czułem się jakbym zdobywał typowe sztajfy na Pętli Beskidzkiej. Normalnie wypisz wymaluj takie same podjazdy: wąskie drogie, asfalt raz lepszy, raz gorszy, jakieś zabudowania, łąki i spore przewyższenia na małym dystansie.

Parę fotek też wpadło:






Często Garmin pokazuje grubo ponad 15%, ale ja sobie elegancko kręcę w korbach. Zaczyna się nóżka rozkręcać – chyba będzie moc :P

No i po tych podjazdach już wracam na kwaterę, w sumie etap taki jakiś dziwny a wyszło 3200 przewyższenia na 100 km,czyli konkret. Nic tylko się cieszyć.

No i niestety dobiega końca pobyt w Dolomitach, szkoda że nie mogłem się tu pożegnać wjeżdżając na mój ulubiony Giau – mówi się trudno. Jeszcze tu wrócę !
Robota wykonana znacznie lepiej niż planowałem, mam nadzieję że teraz będę „spijał śmietankę”.



Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa wiata
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]