Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Virenque z miasteczka Zielona Góra. Mam przejechane 87014.77 kilometrów w tym 1170.98 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 30.13 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
Trzymaj Koło Fajny Weekend :) Warto odwiedzić:
Blog Garenge
Jimmy
Virtualtrener Mój idol: Richard Virenque

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Virenque.bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
115.00 km 0.00 km teren
04:13 h 27.27 km/h:
Maks. pr.:70.60 km/h
Kadencja:75.0
HR max:185 ( 92%)
HR avg:158 ( 79%)
Podjazdy:2155 m
Kalorie: 2508 kcal

Sowiogórski RoadMaraton 2012 - pech, pech, pech...

Sobota, 16 czerwca 2012 · dodano: 16.06.2012 | Komentarze 16

No to jakby ktoś szukał pechowca roku 2012 to ja zgłaszam swoją kandydaturę !! Myślałem, że limit pecha już wyczerpałem, a tu zdarzył się najbardziej pechowy wyścig w mojej „karierze” !!

Ale może od początku. Pobudka o 5:00, śniadanko i z Jeleniej Góry jadę na miejsce startu. Na miejscu już sporo kolarzy i kolejka po numerki, no ale udaje się wziąć, numer, ubrać, złożyć sprzęt i nawet trochę rozgrzać pod górkę. Ponadto spotykam znajomych, m.in. Krzywego, Bartka, Damiana i innych.

Start był konkretny, od razu pod górę na Przełęcz Srebrną, więc może nie jakoś bardzo długo ale konkretnie, trzymało kilkanaście procent, w tym na odcinku po kostce. Trzymam się bardziej z przodu, okupuję to wysokim pulsem ale się nie daje i na szczyt wjeżdżam w drugiej małej grupce. Potem szybkie zjazdy, trochę pod górę i odcinek płaski, na którym dochodzimy pierwszą grupę.
Jest super, noga ładnie kręci, jadę z czołówką, już wiem że dziś powinna być walka o pudło.

No i mamy szybki zjazd na końcu którego ostry skręt w lewo, jadę z tyłu grupki, spokojnie wchodzę w zakręt i nagle słyszę potężny huk i czuję jak lecę na asfalt. Zero czasu na reakcję i szlifuję. Opona z tyłu rozcięta na połowie, ja klnę w niebogłosy. Długo zastanawiam się czy w ogóle kontynuować wyścig, skoro nie ma już o co walczyć. No ale w końcu nie po to jechałem tyle kilometrów w góry żeby rezygnować. Zabieram się za wymianę dętki, ale są problemy z kołem, niestety wymijają mnie chyba wszystkie dalsze grupki :/ Jak już się uporałem z kołem to się jeszcze okazało, że z tyłu mam bicie, więc postanawiam jechać z poluzowanym tylnym hamulcem.
Oglądam siebie, nie jest źle, lekkie otarcie na łydce, małe na biodrze – ufff. Ale za to zaczął boleć lewy nadgarstek – najwyraźniej musiałem się podeprzeć :/

Ruszam za dwiema dziewczynami z końca stawki i czuję się jak Kubica po wymianie silnika przed wyścigiem ;) Zaczyna się akcja wymijania kolejnych kolarzy. Na przystawkę Przełęcz Sokola, fajny podjazd, trzymam swoje mocne tempo, wymijam i wymijam, nikt nie jest w stanie usiąść mi na koło. Potem szybki zjazd – chociaż dla mnie nie taki szybki, bo z takim hamulcem z tyłu nie mogłem się za bardzo rozpędzić. Szczególnie, że przedni hamulec był przecież na obitym nadgarstku i jego naciskanie sprawiało mi ból.

Zaczynamy kolejny podjazd, czyli Przełęcz Walimską. Niestety jest na nim bardzo długi odcinek po kostce, co bardzo odczuwa mój nadgarstek – nie przeszkadza mi to jednak wymijać kolejnych zawodników. Zjazd do Pieszyc i kolejny długi podjazd, czyli Przełęcz Jugowską. Mogę powiedzieć spokojnie, że mój ulubiony ze wszystkich na trasie, ładna nawierzchnia, jadę naprawdę mocno i zaczynam już nawet mijać całe grupki kolarzy. Trochę mi to poprawia humor.

Niestety zjazd z Jugowskiej to hardcore, dziura na dziurze dziurą pogania. Mój nadgarstek woła stój, zrezygnuj !! Ale się nie poddaję. Boli już konkretnie.
Po zjeździe zaczyna brakować mi picia (wziąłem dwa duże bidony, ale jeden stracił nakrętkę po drodze i na tych dziurach wszystko się wylało). Jakiś zawodnik ratuje mnie połową Powerade – dzięki Ci dobry człowieku :)
Podjazd na Przełęcz Woliborską zaczynam na solo, tu znowu wyprzedzam kilku kolarzy, ale droga wiedzie do góry bez wielkich nachyleń. Zaczynam zjazd, fajne serpentynki i żałuję że nie mogę jechać szybciej. Nagle pojawia się bufet – na zjeździe !! Tego jeszcze nie widziałem, ale w porę się zatrzymuję i tankuję wodę do pełna – niestety gazowaną.

Chwilę później wpadam w dziurę, której nie było widać, jadę parę metrów i czuję, że mam flaka – bosssssssko. Nie mam już zapasowej dętki, więc staję na poboczu i liczę na kogoś życzliwego. Czekam i czekam, nikt nie ma dętki. W końcu zatrzymuje się dziewczyna z Bikeholików i użycza mi dętkę – DZIĘKUJĘ raz jeszcze :)

Kolejna wymiana dętki i ruszam dalej, zostało jakieś 35 kilometrów więc nie jest źle, chociaż mam już wszystkiego serdecznie dosyć. Podczas drugiego defektu wyprzedza mnie większość tych których niedawno mijałem na podjazdach. Pozostaje spokojnie dojechać do mety. Upał też robi swoje i zaczyna brakować „prądu”.

Stąd już spokojna jazda w oczekiwaniu na finałowy podjazd na Twierdzę w Srebrnej Górze. Jak się zaczęło ja już ledwo kręciłem, te kilkanaście procent i szczególnie odcinek już pod samą Twierdzę dały mi nieźle w kość. Mijam linię mety zły, ale jednocześnie zadowolony, że dojechałem do końca.

Zjazd na dół to jedno z gorszych chwil w mojej kolarskiej karierze. Prawa ręka na hamulcu tylnym, który prawie nie hamuje, trzeba było hamować ręką prawą, której prawie nie mogłem zacisnąć. Coś strasznego, ból niesamowity, ale dojeżdżam do samochodu, myję się trochę i wracam z żoną do Poznania obejrzeć meczyk...

Podsumowanie:
Przede wszystkim jestem zły jak cholera, dyspozycja dnia była bardzo dobra i wiem, że walczyłbym o podium. Jechałem w czołówce i czułem się świetnie. Znowu pech wyeliminował mnie z jakiejkolwiek walki :/ To już jakieś fatum, nic innego mi na myśl nie przychodzi.
Obecnie na nadgarstku jest opuchlizna i boli strasznie, ledwo mogę nim ruszać. Jak jutro nie będzie choć trochę lepiej jadę na prześwietlenie :/
Szkoda tego wszystkiego, bo trasa była idealna dla mnie, typowo górski etap z wieloma podjazdami i solidnym przewyższeniem.

Ostatecznie miejsca:
M2: 5
OPEN: 30

Fotki:

Finałowy podjazd:




I takie tam pokręcone ;)


Kategoria 100-120, Góry, Zawody



Komentarze
KAMIL | 21:43 sobota, 23 czerwca 2012 | linkuj Ogólnie maraton oceniam pozytywnie ciesząc się że jest on w cyklu RoadMaraton. Oznakowanie - zupełnie nie znając trasy i okolic jechałem jak po sznurku, w żadnym miejscu nie miałem wątpliwości co do kierunku jazdy. Trasa super maraton najtrudniejszy jaki jechałem w życiu.
A co do dziur to naliczyłem tylko 1,5 km na trasie 120 km a na Klasyku Radkowskim było gorzej.

Gość | 04:32 wtorek, 19 czerwca 2012 | linkuj Nie wiem ale jak rozgorzała taka dyskusja to moim skromnym zdaniem pan Andrzejek powinien pezynajmniej harcerzyków na skrzyżowaniach postawić.
Bardzo współczuję zawodnikowi który odniósł kontuzę, no cóż piaseczek i poślizg Kubica też się na piaseczku przejechał a jakie stracił kontrakty?.
wicklowman
| 20:32 poniedziałek, 18 czerwca 2012 | linkuj Czytam, czytam i nie wierzę...co mam napisać: głowa do góry ??? Wiem jedno, każda zła passa się kończy !!!
WuJekG
| 19:51 poniedziałek, 18 czerwca 2012 | linkuj Gratulacje za wytrwałość!!!! Dobrze, że nie ma złamania nadgarstka, szczególnie te kości łódeczkowatej (najczęstsze przy upadkach z roweru) leczą się niesamowicie trudno nawet z operacją (o czym wybitni lekarze często zapominają wspomnieć pacjentowi...sam mam dalej blokadę w prawym nadgarstku).
Z tego co czytam i piszecie/piszą - rzeczywiście masakra organizacyjna. A trasa dla rowerów mtb ;)albo przełajów ;)
Gość | 17:42 poniedziałek, 18 czerwca 2012 | linkuj Prowokuje to do pisania
lecz zdrowie koniowi
się nie kłania
dajcie sobie spokój z tym wyścigiem przecież to parodia.
Virenque
| 14:06 poniedziałek, 18 czerwca 2012 | linkuj Na Klasyku mnie nie będzie, bo wtedy jestem na Tatry Tour ;) A będzie w ogóle w tym roku Tour Izerski ? Może coś wiesz, bo ja nic :)
krzywy
| 13:43 poniedziałek, 18 czerwca 2012 | linkuj Fakt, ostatnio Mikołaj ma więcej upadków jak wzlotów ale to tylko pech który z dniem 16.06.12. powinien się już skończyć. Gratulacje za ambitną walkę do końca bo i tak w tyle zostawiłeś sporo solidnych kolarzy. Pozostaje patrzeć optymistycznie na przyszłość i walczyć dalej. Zawalczymy na Klasyku i oczywiście Izerky Tour.
Tomek | 06:41 poniedziałek, 18 czerwca 2012 | linkuj No cóż, szkoda że "tak wyszło"! 2 kapcie mogą naprawdę zniechęcić, masz jednak charakter... i jeszcze ten upadek :(
Na pewno na kolejnych imprezach zapomnisz co to defekt i będziesz trudnym rywalem ;)
Mi pozostaje tylko na przyszły rok odświeżyć "napisy" no i wsiąść na rower :)
Pozdrawiam
Rodman
| 05:41 poniedziałek, 18 czerwca 2012 | linkuj prawdziwy twardziel !
chyba kojarzę jak zaczynałeś walczyć z kołem na poboczu :/ współczuję i podziwiam - wynik i tak jest niezły, chociaż z Twoim górskim kopytem mogłeś powalczyć o pudło - co się odwlecze to nie uciecze ;-) !
miszad
| 20:54 niedziela, 17 czerwca 2012 | linkuj Twardy Mikołaj jesteś! Szczęściarzem kolarskim też Cię w tym roku nazwać nie można...
maccacus
| 19:24 niedziela, 17 czerwca 2012 | linkuj Powodzenia w kolejnych startach! :)
Virenque
| 15:38 niedziela, 17 czerwca 2012 | linkuj Już pojechałem, prześwietlenie zrobione - na szczęście nadgarstek jest cały, bardzo mocne stłuczenie. Ostatnio po czymś takim nadgarstek był odczuwalny przez kilka miesięcy... no cóż, teraz pewnie będzie podobnie. Grunt, że nie ma gipsu i niedługo będzie można wsiąść na rower :)
maccacus
| 15:15 niedziela, 17 czerwca 2012 | linkuj Z nadgarstkiem nie ma żartów, ja w grudniu zaliczyłem niegroźny upadek szosą na lodzie, dałbym sobie rękę uciąć, że co najwyżej go stłukłem (opuchlizna, obolały, nie raz nie dwa tak miałem). Wieczorem jednak pojechałem na RTG i okazało się, że doznałem niewielkiego złamania kości trójgraniastej - gips i 3 tygodnie zwolnienia. Teraz jednak ręka jest sprawna jak przed upadkiem. Lepiej jedź dla spokojnego sumienia to zdiagnozować bo nieleczona kontuzja nadgarstka może później baaardzo ograniczyć sprawność stawu. :(
Gość | 12:03 niedziela, 17 czerwca 2012 | linkuj No rzeczywiście co 10 minut jechał jeden zawodnik
co do czystości jazdy nie ma żadnych obiekcji
wszystko przeprowadzone było ze szwajcarska precyzją
I nie należy zapominać że wyścig jest pod patronatem Sylwestra Szmyd
Też zbieg że nie mam powodzenia u organizatora
Nerki to se pan obije na następnym wyścigu POWODZENIA I UZNANIA na górze.
gość | 09:40 niedziela, 17 czerwca 2012 | linkuj W telegraficznym skrócie napisze, że takiej amatorszczyzny nie widziałem jeszcze nigdzie. Od startu gdzie wszyscy smażyli się w słońcu 15min czekając na 1 gościa co się spóźnił, po przez bufety widma z gazowaną wodą (ja przejechałem giga na 2 bidonach), aż do dekoracji o !18:30!, na której gubiły się kategorie, a pani chyba żadnego nazwiska nie przeczytała dobrze.
wober
| 08:10 niedziela, 17 czerwca 2012 | linkuj Wszystko pech ale jak dojebałeś z gazowaną wodą :D bo aż się śmiać zacząłem :D
Nie zazdroszczę wywrotki bo to jednak chujowa sprawa ;/
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa wmawi
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]