Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Virenque z miasteczka Zielona Góra. Mam przejechane 87014.77 kilometrów w tym 1170.98 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 30.13 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
Trzymaj Koło Fajny Weekend :) Warto odwiedzić:
Blog Garenge
Jimmy
Virtualtrener Mój idol: Richard Virenque

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Virenque.bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
97.02 km 0.00 km teren
03:46 h 25.76 km/h:
Maks. pr.:71.70 km/h
Kadencja:74.0
HR max:189 ( 94%)
HR avg:164 ( 82%)
Podjazdy:1840 m
Kalorie: 2046 kcal

Pętla Beskidzka MEGA 2012

Sobota, 7 lipca 2012 · dodano: 07.07.2012 | Komentarze 9

I znowu przegrałem z upałem i górami, nie wiem co się ze mną działo, ale czułem się jakbym pierwszy raz w życiu jechał w górach, ale od początku...

Start dopiero o godzinie 11:00, więc można się spokojnie wyspać, zjeść odpowiednio wcześniej śniadanie i dobrze rozgrzać. Chwilę po 9:00 wyjeżdżam z domu i jadę na skocznie, gdzie było całe miasteczko startowe. Tutaj spotykam Bartka i mojego trenera Kubę Kurcza razem z całą szosową ekipą V-Team Jamis – było nas dziś widać :) Okazuje się, że jednak startujemy w grupach, ale na szczęście według kategorii wiekowych.

Chwilę gadamy i udajemy się z Bartkiem na rozgrzewkę, wszystko tak jak ma być, ale czuję po nogach że rewelacji dziś nie będzie. Rozgrzewka była dziś długa, razem wyszło aż 20 km i zrobiona idealnie według rozpiski, niestety już w upale :/

Na start wjeżdżam w ostatniej chwili, zostały jakieś 4 minuty i ruszamy. Na dzień dobry Przełęcz Salmopol i zamknięta droga dla ruchu samochodowego – bardzo fajnie.
Na początku tempo spokojne, a u mnie już puls pod 170 (no ale w upale może być wyższy niż zwykle, jak to mówi mi zawsze trener).
Przesuwam się do przodu, zaczyna się mocne tempo, jedziemy całkiem konkretnie, puls już oscyluje cały czas ponad 180 uderzeń. Na 1,5 km do mety zaczynam zostawać, ugotowałem się i nie chciałem przeginać w drugą stronę – chociaż chyba i tak się zbyt zagiąłem.
W tym momencie walka o dobrą lokatę się skończyła – szybko :/

Teraz zjazd do Szczyrku, robi się nas 3-osobowa grupa, ale zjazd bardzo bezpiecznie – niestety mam cały czas barierę psychiczną przed jakimkolwiek szaleństwem.
Ze Szczyrku odcinek bardziej płaski, stwierdzamy że nie ma co szaleć i lepiej poczekać na grupę startową B, która i tak w końcu do nas dojedzie – tak też robimy, grupa dojeżdża i można trochę odpocząć.

I tak jedziemy razem aż do Milówki skąd zaczyna się podjazd na Ochodzitą, łykam magnes i żelik ale jak tylko zaczynamy jechać w górę u mnie jakaś masakra. Nie mogę wejść na odpowiednie obroty, gdzieś tak chwilę za bufetem (tu się nie zatrzymuje) po prostu mnie kompletnie odcięło, noga nie podaje, zamulony żołądek powoduje odruchy wymiotne, wszystko mi przeszkadza – MASAKRA.

Dojeżdżam w tempie spacerowym na szczyt, po drodze mija mnie sporo ludzi – siara jak nie wiem, ale ja po prostu szybciej nie mogę :/ Tutaj zjeżdżam do Istebnej, drugi bidon na wykończeniu ale do drugiego bufetu powinien starczyć. Z Istebnej zaczynam podjazd na Stecówkę, to jedna z moich ulubionych tras, wąski i ładny asfalt w lesie, zróżnicowane nachylenie. Tym razem jednak dla mnie to droga przez mękę, z tyłu koronka 25, z przodu mała tarcza i prawie stoję w miejscu, gdzie normalnie poginam tu jak dzik.

W końcu docieram do bufetu na Kubalonce, staję, uzupełniam bidon, przyklejam się do arbuzów i pomarańczy – z boku zapewne wyglądam jak warchlak w chlewie :D Trzeba przyznać, że arbuzy nigdy nie smakują tak jak na Pętli Beskidzkiej w upale – nawet mi pestki nie przeszkadzają.

Zjeżdżam z Kubalonki tempem spokojnym, co chwilę koło mnie śmigają jacyś szaleńcy – chociaż całkiem niedawno i ja byłem takim szaleńcem, nawet nie siadam na koło, bardziej się modlę żeby w ogóle dojechać do mety.
Przejazd przez Wisłę bez przygód, tu też mijają mnie małe grupki, a ja nawet nie mogę się w nich utrzymać, nie pamiętam kiedy ostatnio było ze mną tak źle.
Na asfalcie napis 9km do mety i było to jedne z najgorszych 9 km w mojej „karierze”.
Finałowy podjazd na Salmopol to istna droga do Mordoru, mam najlżejszą przerzutkę a jadę z kadencją około 50. Czuję się jakbym stał w miejscu – nawet Garmin mnie dobija częstym włączaniem autopauzy jak po zatrzymaniu ;) Każdy kolejny kilometr trwa w nieskończoność, normalnie (chociażby dzień wcześniej) jechałem tu bardzo fajnie i w miarę szybko, teraz czuję się jakby mi ktoś z tyłu przywiązał jakiś kamień. W dodatku pojawiają się skurcze.
W końcu jest, na asfalcie napis 500m i pojawia się meta, wjeżdżam zajechany jak taksówka-polonez w latach dziewięćdziesiątych. Schodzę z roweru i dostaję skurcze w obie nogi, na szczęście jest Bartek i podaje mi Coca-Colę. Chwilę siedzę, skurcze przechodzą i podjeżdżam do trenera i ekipy. To nie był mój dzień i wszyscy to wiedzą ;)
Długo dochodzę do siebie, w końcu wsiadam na rowem i zjeżdżam do kwatery, tu czeka mnie jeszcze krótka hopka 20% po płytach ale daję radę. W domu piję napój regeneracyjny tajemnej receptury Kasi (który na mnie działa po prostu doskonale), biorę prysznic i oglądając mecz Radwańskiej dochodzę do siebie.

Reasumując, jak zwykle na Pętli przegrałem z upałem pomimo że piłem dużo. Nie mogę wyjaśnić tego odcięcia, dziwne to bardzo, bo forma jest teraz naprawdę bardzo dobra. Tak sobie myślę, że może działa tak na mnie mikrolimat Beskidów, bo przecież w Sudetach śmigam aż miło pod górę i raczej to ja wtedy wyprzedzam niż odwrotnie. Tą tezę potwierdzałby również tegoroczny Puchar Równicy... No nic trzeba się zastanowić czy może w przyszłym roku nie postawić tylko na wyścigi w Sudetach i jakiś wyjątek tutaj, muszę sobie wszystko na spokojnie przemyśleć.

Oficjalnie dopiero 27 miejsce w kategorii i 111 w OPEN – co za porażka, no ale z takimi kłopotami to dobrze że nie jestem ostatni :/

Kategoria 90-100, Góry, Zawody



Komentarze
Rodman
| 16:19 środa, 11 lipca 2012 | linkuj Mikołaj, u kolegi napisałeś "żeli i izotonik" - może zwyczajnie Cię zmuliło w tym upale, znacznie lepsza jest sama woda, bo organizm tak obciążony nie jest w stanie tego przerobić a woda ładnie rozcieńcza ! spróbuj w upale dać sobie w kość z zestawem żel + woda, na bank mogło się to dołożyć do zużycia zapasów "paliwa" i efekt = zgonik ..
WuJekG
| 19:29 wtorek, 10 lipca 2012 | linkuj Odbijesz sobie na Rajczy ;)
kris91
| 17:59 wtorek, 10 lipca 2012 | linkuj Chyba tylko zła dyspozycja dnia. Każdy przecież miał takie same warunki..
Następnym razem będzie lepiej i tyle... ;) Głowa do góry! :)
Rodman
| 20:38 poniedziałek, 9 lipca 2012 | linkuj w sumie ciekawe - pod Milówkę wręcz prowadziłeś peleton tak, że kilka zdań zamienionych z Bartkiem zmęczyło mnie na tyle, że nie utrzymałem wtedy koła, z kolei pod Ochodzitą jak Cię doszedłem z czołówką "C" - nie mogłem uwierzyć, że to Ty - ale pamiętałem Gianta TCR - w sumie przyczynę słabszej jazdy trudno znaleźć, ale skoro Cię odcięło" to musiało zwyczajnie zabraknąć paliwa ...
kfiatek13m
| 16:33 niedziela, 8 lipca 2012 | linkuj Ważne, że walczyłeś do końca. Następnym razem będzie lepiej :)
daniel3ttt
| 13:10 niedziela, 8 lipca 2012 | linkuj To musisz częściej wpadać w Beskidy żeby się zaaklimatyzować.
krzywy
| 07:54 niedziela, 8 lipca 2012 | linkuj Szkoda że nie wyszło tak jak zaplanowałeś, ale jak pojedziesz na Rajcze to sobie odbijesz. To co Mikołaj, dawaj do mnie, gdzie klimat i góry są dla ciebie jak znalazł.
Platon
| 06:33 niedziela, 8 lipca 2012 | linkuj Cóż, jeśli łapie Cię autopauza Garmina to wiedz, że coś się dzieje ;)

Chociaż ja mam ją tylko na 5km/h ustawioną, a zdarzało się, że łapała :P
wober
| 05:33 niedziela, 8 lipca 2012 | linkuj Jakiego ty w tym roku masz pecha :(
Przynajmniej kształtujesz charakter ;)
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa iaski
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]