Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Virenque z miasteczka Zielona Góra. Mam przejechane 87014.77 kilometrów w tym 1170.98 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 30.13 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
Trzymaj Koło Fajny Weekend :) Warto odwiedzić:
Blog Garenge
Jimmy
Virtualtrener Mój idol: Richard Virenque

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Virenque.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

Zawody

Dystans całkowity:6683.30 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:207:36
Średnia prędkość:32.19 km/h
Maksymalna prędkość:86.00 km/h
Suma podjazdów:100339 m
Maks. tętno maksymalne:197 (98 %)
Maks. tętno średnie:185 (92 %)
Suma kalorii:135164 kcal
Liczba aktywności:85
Średnio na aktywność:78.63 km i 2h 26m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
102.77 km 0.00 km teren
03:00 h 34.26 km/h:
Maks. pr.:54.77 km/h
Kadencja:
HR max:185 ( 91%)
HR avg:167 ( 82%)
Podjazdy:539 m
Kalorie: kcal
Rower:

Łobeski Maraton Rowerowy

Sobota, 24 lipca 2010 · dodano: 25.07.2010 | Komentarze 3

Kolejny maraton zaliczony, zdecydowanie najbardziej hardcorowy w mojej karierze.
Już w piątek wiedziałem, że będzie źle - prognoza pogody na ICM nie była optymistyczna, ale kładłem się spać z nadziejami, że może nie będzie aż tak źle...
Sobota rano, pobudka, odsłaniam okno a tam ulewa i bardzo silny wiatr - w dodatku nie zanosiło się na zmianę na lepsze.
Stawiłem się na starcie, bez większej rozgrzewki, start o 9:43.
Widzę, że sporo ludzi rezygnuje ze startu (nie ma się co dziwić), z naszej grupy poddał się kolega Borys - wielka szkoda.
Moja grupa niestety słaba, już po pierwszym zakręcie zostałem tylko ja i kolega WinSho z Mosiny, szliśmy po zmianach na tym wietrze sami aż do 25 kilometra. Nie muszę dodawać, że już wtedy wyglądałem jakbym wjechał rowerem do jeziora i nosiło mnie po całej jezdni na prawo i lewo - MASAKRA.
Potem doszła nas czwórka z kolejnej grupy i się podłączyliśmy. Ja tego dnia przeżywałem ciężkie chwile, nie byłem już wtedy w stanie dawać zmian i wiozłem się na tyle grupy walcząc by nie odpaść. Czułem się jak jakiś pasożyt, ale co zrobić, noga nie podaje to nie wyjdę na zmianę bo zaraz bym został :/
Tak jechaliśmy cały czas dość mocnym tempem aż do 93 kilometra. Na jednym ze zjazdów trochę zostałem i okazało się że wieje tam porywisty wiatr z przodu. Jako że już o nic nie walczyłem to nie chciałem się zajeżdżać żeby ich dojść i z jednym z grupy, który również został dojechaliśmy do mety.
Czas - równe 3 godziny, OPEN: 29, M2: 8

Wnioski:
- sam w życiu nie wyjechałbym w taką pogodę na rower
- jechaliśmy po wielkich kałużach i strasznym syfie na jezdni, w ogóle ciężko było dostrzec oznakowanie trasy
- muszę kupić kurtkę, która będzie bardziej przylegać do ciała (obecna jest delikatnie za duża i działa jak żagiel - przez to sporo traciłem jadąc pod wiatr)
- przydała się nowa kierownica (80 km jechałem w dolnym chwycie i wszystko jest OK, w poprzedniej kierownicy po 5 km bolały mnie plecy)
- trasa dużo łatwiejsza niż dwa lata wcześniej (wtedy był fajne podjazdy, teraz jedynie małe hopki)
- przeżycia z tego maratonu - BEZCENNE :D
Kategoria Zawody


Dane wyjazdu:
125.97 km 0.00 km teren
04:18 h 29.30 km/h:
Maks. pr.:72.23 km/h
Kadencja:
HR max:196 ( 96%)
HR avg:167 ( 82%)
Podjazdy:2023 m
Kalorie: kcal
Rower:

Pętla Beskidzka 2010 - MEGA

Sobota, 10 lipca 2010 · dodano: 12.07.2010 | Komentarze 3

Kolejny maraton za mną i z niego chyba jestem najbardziej dumny.
Rzuciłem się na głęboką wodę i pierwszy raz pojechałem dystans MEGA.
Rano pobudka i widać, że będzie ciepło, słońce świeci, żadnej chmurki. Na starcie już czuć mocny żar z nieba - w tych warunkach będzie ciężko.

Wystartowaliśmy:


3,2,1 start...
Pierwszy krótki podjazd w lesie i już selekcja, ja jadę mocno i z przodu, potem kilka hopek i zaczynamy podjazd pod Kubalonkę, jedzie mi się bardzo dobrze i cały czas z przodu, tak że widzę czoło "peletonu". Czuje tylko, że przeszkadza upał i zaczyna boleć głowa. Na szczyt wjeżdżam na dobrym miejscu i zaczynamy zjazd.
Pomimo, że jadę szybko i wyprzedzam auta i autobus, ludzie mi trochę odjeżdżają a z tyłu dojeżdżają ci, których zostawiłem na podjeździe.
Przez Wisłę szybki przejazd w grupie około 15 osób i zaczynamy podjazd pod Salmopol.

Z całej tej grupki na szczyt dojeżdżam pierwszy mijając kolejne osoby, które nie wytrzymywały narzuconego wcześniej mocnego tempa. Myślałem, że podjazd ten będzie cięższy, można go porównać do Przełęczy Okraj.
Następnie znowu zjazd i znowu dochodzi mnie trochę osób, przez Szczyrk to jazda z prędkością +/- 50 km/h. Teraz trochę "płaskich" kilometrów aż do Milówki (tutaj płaskie oznacza liczne hopki :P) W sumie na tym odcinku zebraliśmy się w pokaźną grupę około 25 osób.



Za Milówką czekał chyba najgorszy podjazd z dużym nachyleniem, z jednym kolesiem wjechaliśmy jako pierwsi a z grupy nie zostało nic - każdy jechał swoim tempem i walczył o przetrwanie. Kolega na szczycie wyraził jeszcze podziw, że kręciłem na przełożeniu 39-25 i było to bardzo miłe :)
Do tego momentu czułem się świetnie a średnia na liczniku wskazywała 32 km/h.
Niestety na zjeździe zacząłem odczuwać delikatne skurcze - wiedziałem że będzie źle :P Na szczęście były to takie skurcze, że wystarczyło zwolnić i można je było je rozjechać, ale niestety oznaczało to spokojniejszą jazdą już do mety.
Wolałem odpuścić niż ryzykować mocny skurcz na tyle km do mety.

Potem był świetny bufet zlokalizowany w tunelu (przyjemny chłodek, zimne napoje - coś pięknego), potem podjazd na granicę w Zwardoniu i jazda przez Słowację.
Po jakimś czasie wjeżdżamy do Czech i tam już kolejne podjazdy. Niestety na każdym kolejnym coraz bardziej odczuwam kolejne skurcze ale wiem, że jak się zatrzymam to nie wstanę :P
Jadąc niestety dosyć wolno dojeżdżam do Polski, tam jeszcze parę sztywnych hopek i wiem, że przede mną już tylko dwa podjazdy: jeden kręty wśród domostw i drugi do samej mety.

Zaczynam przedostatni podjazd i po około 500 metrach bardzo silny skurcz w prawym udzie. Ponieważ był to podjazd nie szło tego rozprostować. Schodzę z roweru i czuje, że noga jest całkowicie zblokowana - padam na jezdnię i leżę nie mogąc się właściwie ruszyć. Uczucie jakby ktoś wsadził mi nogę w gips - MASAKRA.
Z pomocą przychodzi miły mieszkaniec domu obok i pomaga dostać mi się na trawę.
Tracę tu sporo minut i dalej podjazd muszę iść z buta, bo skurcze wciąż są tyle że dużo słabsze. Końcówkę podjazdu wsiadam na rower i jakoś jadę.

Na finałowym podjeździe:


Następnie ostatni zjazd i finałowy podjazd pod metę - ostatnia ścianka, idealna dla mnie ale jakbym nie miał tych paskudnych skurczy.
Przejazd przez metę - ulga, wyczerpanie. Inni wyglądają tak samo, pogoda dała się we znaki wszystkim. Większość osób miała problemy ze skurczami, niektórzy wymiotowali - normalnie rzeź :)

Podsumowując:
Czas z licznika: 4:18
czas zliczony przez organizatora: 4:28
miejsce w M2/A: 23

Gdyby nie skurcze i nie musiałbym odpuszczać mój czas oscylowałby około 4 godzin i byłaby to pierwsza dziesiątka. W sumie chyba trzeba było jechać MINI, wtedy skurcze miałbym dopiero na mecie :D
Jestem bardzo zadowolony, pierwszy taki dystans w górach, mordercza pogoda i przewyższenie.
Kategoria Zawody


Dane wyjazdu:
82.58 km 0.00 km teren
02:12 h 37.54 km/h:
Maks. pr.:54.77 km/h
Kadencja:
HR max:187 ( 92%)
HR avg:172 ( 84%)
Podjazdy:402 m
Kalorie: kcal
Rower:

Choszczeński Maraton Rowerowy Pętla Drawska 2010

Sobota, 12 czerwca 2010 · dodano: 12.06.2010 | Komentarze 2

M2 - 4, OPEN - 25
No to kolejny maraton ukończony :) Startowaliśmy w drugiej grupie z dystansu 81 km (na liczniku wyszło trochę więcej), pierwsza grupa to byli chyba sami wymiatacze bo i tam znaleźli się wszyscy zwycięzcy.
Ogólnie jechało się bardzo fajnie i po zmianach, duża część trasy była niestety pod wiatr, a o jakości dróg wolę sie nie wypowiadać - niektóre odcinki to było po prostu nieporozumienie i takimi drogami nie powinno się jechać wyścigów, istny ser szwajcarski.
Oczywiście trafiliśmy na zamknięty szlaban i trzeba było przenosić rowery, na czym też straciliśmy trochę czasu :/
Finisz to też trochę nieporozumienie bo jechalismy przez miasto wśród samochodów, jako że nie było żadnej górki przed metą to i szanse na wygranie przeze mnie grupy zmalały, ale jestem zadowolony bo finiszowałem czwarty z 10-osobowej grupy.
Kategoria Zawody


Dane wyjazdu:
91.00 km 0.00 km teren
02:22 h 38.45 km/h:
Maks. pr.:54.77 km/h
Kadencja:
HR max:196 ( 98%)
HR avg:172 ( 86%)
Podjazdy:321 m
Kalorie: kcal
Rower:

Leszczyński Maraton Rowerowy

Sobota, 29 maja 2010 · dodano: 30.05.2010 | Komentarze 5

Za mną kolejny udany maraton.
W sumie 19 miejsce w Open i 9 w M2.
Od początku było mocne tempo, bo i grupa bardzo się udała. Co chwilę mijaliśmy kolejnych kolarzy i co niektórzy się podłączali, w pewnym momencie jechała całkiem pokaźna grupa, ale wszystko się podzieliło na podjeździe, gdzie narzuciłem swoje tempo i została nas już tylko czwórka.
Takim składem dojechaliśmy do mety, gdzie ku mojemu zaskoczeniu wygrałem finisz (tętno miałem wtedy 196 ;)
Ogólnie jestem bardzo zadowolony, chociaż jak bym wiedział że tak mało zabraknie do pierwszej dziesiątki to jeszcze bym trochę podkręcił.
Jednak trening dzień przed wyścigiem to był dobry pomysł :D
Kategoria Zawody


Dane wyjazdu:
120.00 km 0.00 km teren
03:38 h 33.03 km/h:
Maks. pr.:54.77 km/h
Kadencja:
HR max:186 ( 93%)
HR avg:168 ( 84%)
Podjazdy:733 m
Kalorie: kcal
Rower:

Maraton w Trzebnicy

Sobota, 24 kwietnia 2010 · dodano: 17.05.2010 | Komentarze 0

Żądło Szerszenia - pojechane treningowo
Kategoria Zawody