Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Virenque z miasteczka Zielona Góra. Mam przejechane 87014.77 kilometrów w tym 1170.98 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 30.13 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
Trzymaj Koło Fajny Weekend :) Warto odwiedzić:
Blog Garenge
Jimmy
Virtualtrener Mój idol: Richard Virenque

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Virenque.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

100-120

Dystans całkowity:10287.05 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:341:41
Średnia prędkość:30.11 km/h
Maksymalna prędkość:81.40 km/h
Suma podjazdów:89690 m
Maks. tętno maksymalne:199 (100 %)
Maks. tętno średnie:172 (84 %)
Suma kalorii:195437 kcal
Liczba aktywności:96
Średnio na aktywność:107.16 km i 3h 33m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
103.00 km 0.00 km teren
03:34 h 28.88 km/h:
Maks. pr.:81.00 km/h
Kadencja:80.0
HR max:184 ( 92%)
HR avg:158 ( 79%)
Podjazdy:2220 m
Kalorie: 3052 kcal

Road Trophy 2014 - Etap III

Sobota, 16 sierpnia 2014 · dodano: 16.08.2014 | Komentarze 4

Na sobotę organizator przewidział coś specjalnego, bo aż trzy podjazdy na Koczy Zamek, w tym dwie mordercze Kamesznice...

Start już o 9:00, pogoda nie rozpieszcza, jakieś 15 stopni, chociaż dla mnie to dobrze. Grunt, że nie pada deszcz.
Niestety po wczorajszej porażce wyleciałem nawet z sektorów ale ustawiam się w miarę dobrze zaraz po nich.

Startujemy i od razu lecimy wąskimi asfaltami, strasznie tego nie lubię, ścisk, ludzie się pchają, jak robi się ścianka to prawie stajemy w miejscu itd. Niestety niektórzy nie potrafią przewidzieć, że zaraz będzie zwolnienie i w pewnym momencie gość wjeżdża mi w tył, na szczęście odbija w bok i nic się złego nie stało.
Dopiero jak już poszło ostro w górę na Koczy Zamek trochę się to wszystko usprawnia ale znowu mam na szczycie stratę i muszę gonić czołówkę.

Udaje się to zrobić w Lalikach i w zasadzie od tego momentu cały czas kręcimy w pierwszej grupie, jest nas tak z 40 osób. Jest spoko, tempo mi odpowiada, czasem jakieś podkręcenie ale raczej cały czas równo. Fajna runda, podjazdy nie są zabójcze, zjazdy fajne.
Na koniec czeka nas jednak prawdziwy kiler, czyli pierwsza Kamesznica. Z założenia jadę swoim tempem, na w miarę płaskim początku zostaję po lekkich problemach z łańcuchem i tak jadę widząc całą grupę na wyciągnięcie ręki.
Jak zaczyna się stromizna odrabiam sprawnie dystans, jest ciężko ale w sumie dość szybko wjeżdżam na szczyt i zaczynam zjazd. Jest strata do czołówki i znów trzeba gonić. Zbieramy się w czterech i po mocnych zmianach jeszcze przed granicą dochodzimy pierwszą grupę. Kosztowało nas to sporo sił ale daliśmy radę ;)

No i teraz powtórka z rozrywki, jedziemy równo i jest sympatycznie.
Przed podjazdem na Laliki dostaję kurcze w obu nogach, masakra, muszę odpuścić grupę. Jem co mam, piję izotonik i jakoś to rozkręcam. Jest strata do grupy ale udaje się dojść. Podjazd sprawnie, szybki zjazd i lecimy po raz drugi na Kamesznicę.
Czuję się dobrze, jest nas pewnie ze 30-kilka osób, niestety jeszcze na płaskiej części znowu dostaję kurcze. Nie mam już picia, znowu muszę odpuścić grupę i to w momencie kiedy poszło podkręcenie tempa.
Jem żela "na czarną godzinę" i jakoś kurcze puszczają. Mogę trochę podkręcić tempo ale niestety grupa jest już daleko z przodu i jest pozamiatane. Szkoda, bo na sztywnościach mogłem powalczyć o dyszkę w OPEN.
Jadę swoim tempem, mijam jeszcze kilka osób i na Koczym Zamku melduję się jako 12 zawodnik kategorii B oraz 30 OPEN.
W generalce awansuję na 12 miejsce w kategorii i 32 OPEN.

Fajnie, bo noga zupełnie inna niż wczoraj, humory lepsze, w zasadzie całość w pierwszej grupie :)
Jutro niestety etap zupełnie nie dla mnie, ścianki jedna po drugiej skutecznie rozwalą mi nogi, jak będą znowu kurcze to może być DNF... Oby nie...

http://connect.garmin.com/modern/activity/56618130...
Kategoria 100-120, Góry, Zawody


Dane wyjazdu:
100.66 km 0.00 km teren
03:16 h 30.81 km/h:
Maks. pr.:50.00 km/h
Kadencja:76.0
HR max:179 ( 89%)
HR avg:139 ( 69%)
Podjazdy:1121 m
Kalorie: 1389 kcal

Górski trening na nizinach

Niedziela, 10 sierpnia 2014 · dodano: 10.08.2014 | Komentarze 1

Już w piątek Road Trophy więc trzeba było poszaleć na okolicznych górkach, nie było dziś zmiłuj i ciągle góra - dół, co pięknie widać na profilu z tego treningu.
Próbowałem wszystkiego, siła, kadencja, skoki, finisze itd.
Było zacnie, teraz trzeba odpocząć i jazda w góry :)

http://connect.garmin.com/modern/activity/561419424
Kategoria 100-120


Dane wyjazdu:
112.74 km 0.00 km teren
03:36 h 31.32 km/h:
Maks. pr.:52.40 km/h
Kadencja:79.0
HR max:178 ( 89%)
HR avg:142 ( 71%)
Podjazdy:1037 m
Kalorie: 1632 kcal

Up & Down

Niedziela, 20 lipca 2014 · dodano: 20.07.2014 | Komentarze 4

Kolejny piekielny trening zaliczony :)
Każdy kto próbował zrobić 1000 metrów przewyższenia w takim upale będzie wiedział o co mi chodzi.
Tereny są tu genialne do jazdy, w Poznaniu w życiu nie zrobiłbym 1000m up, wczoraj pogrzebałem na Stravie i znalazłem podjazd długości ponad 4km :D W dodatku stworzyłem sobie ciekawą rundę: niecałe 12 kilometrów i 140 m przewyższenia - będzie gdzie robić quasi-górskie treningi.
Idealnie wszystko weszło w nogi, za tydzień wyścig w górach i tego było mi trzeba :)

http://connect.garmin.com/activity/545384846
Kategoria 100-120


Dane wyjazdu:
106.74 km 0.00 km teren
03:15 h 32.84 km/h:
Maks. pr.:49.70 km/h
Kadencja:83.0
HR max:165 ( 82%)
HR avg:140 ( 70%)
Podjazdy:408 m
Kalorie: 1477 kcal

W końcu seeeta

Niedziela, 13 lipca 2014 · dodano: 13.07.2014 | Komentarze 1

Mimo, iż dziś niedziela to zwlokłem się z łóżka już o 6:30 i godzinę później już kręciłem na rowerze, czasem tak trzeba ;)
Wreszcie udało się zrobić fajny dystans i nawet w fajnym tempie. Powoli do przodu :)

http://connect.garmin.com/activity/540960749
Kategoria 100-120


Dane wyjazdu:
119.00 km 0.00 km teren
03:47 h 31.45 km/h:
Maks. pr.:81.40 km/h
Kadencja:86.0
HR max:189 ( 94%)
HR avg:166 ( 83%)
Podjazdy:1800 m
Kalorie: 2233 kcal

Galicja Road Maraton 2014

Sobota, 14 czerwca 2014 · dodano: 14.06.2014 | Komentarze 1

Ależ to był wyścig :)
Zacznę od tego, że w nocy gardło rozbolało mnie na dobre, niestety przez to bardzo źle spałem, budząc się co chwilę zlany potem. Rano czułem się źle i byłem osłabiony, szczerze mówiąc blisko byłem decyzji o rezygnacji ze startu...
No ale jakoś się zwlokłem z łóżka, zrobiłem owsiankę i pojechałem rowerem na start do Nowego Wiśnicza.
Stwierdziłem, że co ma być to będzie, a trasa była o tyle szczęśliwie poprowadzona, że miałem kilka wariantów zjazdu na kwaterę w razie jakiś większych problemów zdrowotnych.

Przed startem pogadaliśmy trochę z Andrzejem i Rafałem i sprawnie ustawiliśmy się na starcie.
3,2,1... Start

Fajnie, bo start był wspólny i była runda honorowa, tym razem wystartowałem z pierwszej linii i w miarę spokojnie pokonywaliśmy tak pierwsze kilometry i pierwsze hopy. Po jakimś czasie nastąpił start ostry i od razu wjazd na nagradzaną premię górską. Jechało mi się dobrze, ale plan był taki żeby spokojnie jechać swoje z uwagi na zdrowie, więc na premię się nie wyrywałem - spokojnie na dalszych pozycjach kontrolowałem sytuację.

Trasa to był niezły hardcore, w zasadzie tylko góra-dół, góra-dół, przy czym w górę to były naprawdę konkretne ściany. Każdy taki podjazd zostawał w nogach i w efekcie była to jazda na typową selekcję od tyłu. Jechałem cały czas w pierwszej grupie, która topniała z każdymi kolejnymi kilometrami w górę. Zdziwiłem się nawet jak na jednym ze szczytu zobaczyłem, że zostało nas już tylko kilkanaście osób.

Organizator chyba chciał abyśmy zapamiętali dobrze bufety, bo te usytuowane były idealnie po najcięższych podjazdach :)

Mniej więcej na półmetku idealna dla mnie pogoda (kilkanaście stopni i chmurki) zamieniła się w lekki armageddon. Idealnie trafiliśmy na burzę. Momentalnie pompa z nieba taka, że czułem się jakby mnie ktoś poczęstował wiadrem wody, wszystko mokre. W dodatku bardzo silny wiatr i zimno. Dobrze, że jednak miałem bluzę, bo bym chyba zamarzł.

Jak już burza przeszła, zaczęły się kolejne sztywne podjazdy i w nogach każdy miał coraz mniej sił co było widać gołym okiem.
Nie dodałem, że w między czasie poszła mała ucieczka - chyba 3-4 osoby odjechały, w tym Rafał Jonik ode mnie z Teamu więc miałem czystą sytuację aby kontrolować sobie czołową grupkę i się szczególnie nie wychylać.

Podjazd do drugiego bufetu był chyba najcięższy, wszystko się podzieliło, potem był hardcorowy zjazd, na tyle niebezpieczny że trochę zostałem. Z przodu było ośmiu zawodników, których widziałem i musiałem mocno pocisnąć przez kilka minut, żeby do nich dojechać. Na kole usiadło kilka osób i w ten sposób do nich dojechaliśmy tworząc z powrotem liczniejszą pierwszą grupkę.

No i te ostatnie 30 kilometrów było najciekawsze, kilka osób coś tam próbowało zrobić podkręcając tempo, na podjazdach się rozjeżdżaliśmy, na zjazdach zjeżdżaliśmy z powrotem. Ostatni podjazd przed Nowym Wiśniczem już nie kalkulowałem i poszedłem mocniej z kilkoma zawodnikami. Na szczycie zrobiła się przewaga więc zaczęliśmy dokręcać tempo, niestety wiał tam mocny wiatr w twarz i ten fragment to po prostu rzeźnia :)

Jak już było coraz bliżej Wiśnicza, akurat jak miałem lekki kryzys trójka z naszej piątki odjechała. Brakowało mi bardzo niewiele, żeby chwycić koło. Myślałem jednak, że jeden jest z kategorii C i dwóch z A więc się nie zajeżdżałem.
W dwójkę jechało się ciężko i nie daliśmy rady dojść tej trójki, a w między czasie doszła nas reszta zawodników, którzy zostali na podjeździe.

Na szczęście na metę był krótki ale bardzo fajny podjazd, bez żadnego kalkulowania od początku podjazdu zaatakowałem, szybko się urwałem i sprawnie pokonywałem kolejne finiszowe metry. Ku mojemu zdziwieniu doszedłem przed kreską jeszcze Rafała.

Sprawdzam wyniki - jestem 6 OPEN. Super radość, no to w kategorii powinno być pudło. Sprawdzam kategorię B - miejsce 5, po prostu masakra. W tym roku przeszedłem do najmocniejszej kategorii i mam efekty :/ W kategorii A, czyli mojej zeszłorocznej byłbym dziś pierwszy. No cóż takie życie ;) Cieszy mnie bardzo 6 miejsce OPEN w Road Maraton, bo to już jest konkret.

Teraz pozostaje się dobrze zregenerować i powalczyć konkretnie na jutrzejszej czasówce-uphillu w Makowicy. Jedno jest pewne - będzie bolało. Zamierzam wykręcić dobry wynik o ile zdrowie pozwoli (w aptece już byłem).

Jestem bardzo zadowolony z organizacji i z tego, że potrafiłem podjazdy jechać bardzo miękko, co mi pozwoliło oszczędzać mięśnie. Nie myślałem, że będę potrafił jechać pod górę z kadencją 100. To są zmiany na plus :)

Miejsce:
OPEN: 6
Kategoria B: 5






















Wyniki oficjalne

http://connect.garmin.com/activity/520300661


Kategoria 100-120, Góry, Zawody


Dane wyjazdu:
107.00 km 0.00 km teren
03:05 h 34.70 km/h:
Maks. pr.:66.90 km/h
Kadencja:83.0
HR max:192 ( 96%)
HR avg:166 ( 83%)
Podjazdy:1184 m
Kalorie: 1820 kcal

Road Maraton Leśnica - Annogórski Klasyk

Sobota, 7 czerwca 2014 · dodano: 08.06.2014 | Komentarze 2

Pobudka o 5:00 rano, szybkie śniadanie z kawą i już jadę po Bartka, razem już do Leśnicy poszło bardzo sprawnie i chwilę po 11:00 byliśmy na miejscu. Start był o 13:00 więc było sporo czasu na odbiór numerka, toaletę, zjedzenie owsianki i inne sprawy przedstartowe. Humory dopisywały, było bardzo ciepło, pełne słońce i cała masa kolarzy :)

Rozgrzewka była zdecydowanie za krótka ale miał być start honorowy więc miałem nadzieję, że spokojnie wejdę na wyższe obroty. Udało się ustawić z przodu sektora i równo o 13:00 ruszyliśmy...
Start honorowy okazał się raczej ostrym, momentalnie puls wskoczył ponad próg, przepychanki-każdy chciał być z przodu. Pierwszy i najłatwiejszy podjazd na Św. Annę poszedł tak gładko, że nawet nie zauważyłem że jest pod górę. Zjazd do Zdzieszowic równie gładko, nawrotka na rondzie i zaczyna się podjazd na Św. Annę (tym razem wersja najtrudniejsza). Noga ładnie kręci więc w zasadzie od początku bokiem przechodzę na czoło grupy i zaczynam podkręcać tempo, nawet robi się małą przerwa więc trochę zwalniam. Po chwili jedziemy po zmianach z Korzeniem i innymi z czołówki. Jedzie się bardzo dobrze, cieszę się, bo taki właśnie miałem plan żeby jechać w czubie.

Nagle dzieje się ze mną coś niedobrego, totalna niemoc w nogach, zcięło mnie tak, że w zasadzie zacząłem pięknie spływać, wyprzedzały mnie kolejne osoby, a ja nie mogłem nic zrobić :/ Totalna porażka, jak na mnie ledwo kręciłem i jakoś wdrapałem się na szczyt ale wiedziałem, że to nie będzie mój dzień. W dodatku dystans przede mną to prawie 100km...

Na zjeździe jakoś udało się powoli dojść do pierwszej grupy która utworzyła się już na płaskim odcinku, jechałem jednak zupełnie z tyłu mając w nogach wciąż kompletną niemoc. Skręciliśmy w dziwny odcinek w kanionie (wąski quasi-asfalt), tutaj jadę jeszcze z grupą ale po wjeździe na główną drogę chwyta mnie straszna kolka. Dosłownie nie mogłem kręcić i prawie stanąłem w miejscu. Odpuszczam grupę, bo nie jestem w stanie jechać. Kręcę sobie na solo, jestem zły, zrezygnowany i mam ochotę zakończyć wyścig :/

Po jakimś czasie dojeżdża do mnie jakaś większa grupka, postanawiam oczywiście się podłączyć, co najlepsze - nawet z tym mam problem. Jednak siłą woli łapię koło i lecę już w tej grupie. Kolka cały czas boli i tak bolała przez jakieś 30 minut - masakra. Dokładnie po 1:30h niemoc puszcza, nogi zaczynają kręcić w miarę normalnie, humor trochę wraca, podjazdy idą lekko - generalnie tak jak na początku.

Potem już jechało się całkiem sympatycznie, kolejne rundy mijały szybko, picie kończyło się błyskawicznie. Ostatnie kółko to już początki kurczy ale po wzięciu trzeciego żelu przeszło. Na ostatnim podjeździe jeszcze miałem siły żeby mocno podkręcić tempo. Okazało się, że jazda na małej tarczy przy kadencji 95-100 jest znacznie lepsza niż na blacie poniżej 85. Teraz będę tak kręcił :) Zdecydowanie lepiej dla mięśni jak zbliżają się kurcze.

Zrobiła się mała selekcja i na zjeździe zostało nas pewnie kilkanaście osób ze sporej grupy. Finisz był lekko pod górę, było mnie stać na 3 miejsce z tej grupki. Nareszcie koniec - to zdecydowanie nie był mój dzień. Nie wiem co mi się stało, prawdopodobnie standardowo moje problemy z tarczycą plus upał i pełne słońce :/ Czułem się fatalnie, a jak puściło to było już pozamiatane.

Ostatecznie 19 miejsce w kategorii B oraz 47 OPEN (nie pamiętam drugiego tak słabego wyniku). Kubeł zimnej wody się przyda ;)

http://connect.garmin.com/activity/515790736
Kategoria Zawody, Góry, 100-120


Dane wyjazdu:
102.89 km 0.00 km teren
03:11 h 32.32 km/h:
Maks. pr.:58.90 km/h
Kadencja:86.0
HR max:170 ( 85%)
HR avg:147 ( 73%)
Podjazdy:364 m
Kalorie: 1572 kcal

Ustawka wietrzna

Niedziela, 11 maja 2014 · dodano: 11.05.2014 | Komentarze 1

Co tu duzo pisac, pojechalem na ustawke a tam ledwo 5 osob. Ruszylismy i zrobilo nas sie tylko trzech. Wspolpraca sie jednak udawala i przy tym mega mocnym wietrze zrobilismy na rundzie srednia 36,2 km/h.
Fajnie sie jechalo, rowno i mocno, dawalem dlugie zmiany, noga sie rozkreca :)
Potem jeszcze dokretka na poligonie i po ponad 3h na tym wietrze mialem serdecznie dosyc.

http://connect.garmin.com/activity/497738188
Kategoria 100-120, Ustawki


Dane wyjazdu:
106.34 km 0.00 km teren
03:26 h 30.97 km/h:
Maks. pr.:51.70 km/h
Kadencja:84.0
HR max:168 ( 84%)
HR avg:135 ( 67%)
Podjazdy:488 m
Kalorie: 1639 kcal

Dookoła Zielonej Góry

Środa, 30 kwietnia 2014 · dodano: 30.04.2014 | Komentarze 0

Kolejny dzień mojego "mini zgrupowania", generalnie nogi już dają mocno popalić i brakuje sił ale o to chodzi. Teraz przez trzy dni będę odpoczywał i nawet nie spojrzę na rower :)
Takie kumulujące się obciążenie jest dobre treningowo pod warunkiem, że potem mądrze się odpocznie...

Dziś pojechałem rundę dookoła Zielonej Góry czyli moją ulubioną trasę około 100km w pobliżu tego fajnego miasta. Było wszystko, podjazdy, sztywne hopki, bruk i wiatr :)
Pod górę czułem obolałe nogi i brak mocy ale tragedii nie było :P

http://connect.garmin.com/activity/490282021
Kategoria 100-120


Dane wyjazdu:
100.63 km 0.00 km teren
03:06 h 32.46 km/h:
Maks. pr.:51.30 km/h
Kadencja:85.0
HR max:165 ( 82%)
HR avg:141 ( 70%)
Podjazdy:673 m
Kalorie: 1444 kcal

Zielonogórskie podjazdy

Wtorek, 29 kwietnia 2014 · dodano: 29.04.2014 | Komentarze 2

Korzystając z pięknej pogody pokręciłem dziś na mojej ulubionej rundzie szosowej w Przytoku, jest to jedno z kilku miejsc w Polsce, które po prostu uwielbiam. Podjazd z Przytoku w stronę Kisielina jest super, jedna z moich ulubionych hopek - szkoda, że nie ma takich w Poznaniu.
Generalnie kręciłem według samopoczucia, jedną rundę poleciałem relatywnie mocno wciąż dokręcając i pobiłem swój najlepszy czas :P
Nogi po weekendzie jeszcze wciąż mocno zmęczone ale nie było takiego betonu jak wczoraj i piękny trening elegancko zaliczony.

http://connect.garmin.com/activity/489640714
Kategoria 100-120


Dane wyjazdu:
101.93 km 0.00 km teren
03:11 h 32.02 km/h:
Maks. pr.:54.80 km/h
Kadencja:84.0
HR max:180 ( 90%)
HR avg:140 ( 70%)
Podjazdy:513 m
Kalorie: 1449 kcal

Spalanie świątecznych kalorii

Poniedziałek, 21 kwietnia 2014 · dodano: 21.04.2014 | Komentarze 2

Wczoraj najadłem się za wszystkie czasy, dzień wolny od treningu się przydał, czas spędzony z rodziną jest bezcenny, spacer po lesie itd - Fajnie :)
Dziś jednak już trzeba było z rana wsiąść na rower i spalić te wczorajsze pokłady kalorii.
Trening bez konkretnych formatów, w zasadzie jazda według samopoczucia, czyli "jak nogi poniosą". Od początku ciężko mi się kręciło, mocno na kilku hopkach, a tak w zasadzie spokojnie. Pod dzisiejszy silny wiatr było bardzo ciężko utrzymać normalną kadencję i trening wyszedł trochę zamulony :/

http://connect.garmin.com/activity/484351732
Kategoria 100-120