Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Virenque z miasteczka Zielona Góra. Mam przejechane 87014.77 kilometrów w tym 1170.98 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 30.13 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
Trzymaj Koło Fajny Weekend :) Warto odwiedzić:
Blog Garenge
Jimmy
Virtualtrener Mój idol: Richard Virenque

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Virenque.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

100-120

Dystans całkowity:10287.05 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:341:41
Średnia prędkość:30.11 km/h
Maksymalna prędkość:81.40 km/h
Suma podjazdów:89690 m
Maks. tętno maksymalne:199 (100 %)
Maks. tętno średnie:172 (84 %)
Suma kalorii:195437 kcal
Liczba aktywności:96
Średnio na aktywność:107.16 km i 3h 33m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
113.32 km 0.00 km teren
03:53 h 29.18 km/h:
Maks. pr.:50.50 km/h
Kadencja:88.0
HR max:175 ( 86%)
HR avg:150 ( 73%)
Podjazdy:596 m
Kalorie: 2312 kcal

Samotna walka z wiatrem

Niedziela, 11 marca 2012 · dodano: 11.03.2012 | Komentarze 4

Najpierw kilka słów o pogodzie:
Generalnie "wyglądała" pięknie, po wczorajszym deszczu dziś piękne słońce i 10 stopni ciepła. Piszę, że pogoda "wyglądała", bo to co się dziś działo z wiatrem to brak słów po prostu, spodziewałem się że będzie silny, ale chyba nie aż tak...

Próbowałem sobie na dziś znaleźć towarzystwo ale ostatecznie znowu musiałem się zadowolić samotną jazdą. Była opcja żeby kawałek pociągnąć z ustawką, ale jakoś nie dotarłem na stację ;)

Od domu do Suchego Lasu już mocno pod wiatr ale tereny trochę osłonięte więc było w miarę OK, to co się natomiast działo na trasie na Oborniki to kosmos :D Wiało tak, że rzucało mną po szosie, raz prawie wpadłem do rowu. Rekord był na płaskim odcinku w okolicy Chludowa, jechałem 20 km/h przy kadencji poniżej 70 i generowałem moc 240 wat - czyli tak jak w górach na podjazdach :)
Na krótkim objeździe w Świerkówkach udało się chwilę odpocząć przy wietrze bocznym, potem znowu męczarnia do Obornik, a następnie do Ludomy (część tej trasy na szczęście zalesiona to było znośnie). Do nawrotu miałem kosmiczną średnią 25 km/h :D

Z powrotem to można powiedzieć spijanie śmietanki, jechało się bosko, trasą obornicką prędkość podchodziła pod 50 km/h. Na koniec dokręciłem jeszcze przez poligon i do domu.

Podsumowując dziś miałem wytrzymałość, siłę i szybkość. Jedna wielka walka z wiatrem, ale trening cieszy, pierwsza setka w tym roku i udało się trzymać puls w strefie tlenowej pomimo tego wichru.

Kategoria 100-120


Dane wyjazdu:
102.68 km 0.00 km teren
03:06 h 33.12 km/h:
Maks. pr.:53.20 km/h
Kadencja:28.0
HR max:184 ( 90%)
HR avg:149 ( 73%)
Podjazdy:316 m
Kalorie: 1852 kcal

Ustawka z wiatrem i upałem w tle

Niedziela, 11 września 2011 · dodano: 11.09.2011 | Komentarze 0

Jestem w trakcie roztrenowania ale mogę jeszcze sobie pojechać na ustawkę ;)
Dziś już od rana bardzo ciepło i błękitne niebo, z czasem przerodziło się to już w upał, dodając do tego dość mocny wiatr było dość ciężko.

Dojazd na rondo jak zwykle pełen lajt i czekam na resztę, parę wyścigów w okolicy spowodowało że frekwencja dziś taka sobie. Było jakieś 12 osób.
W czwórkę się zgadaliśmy, że jedziemy dużą pętlę ale spokojnym tempem.
Ruszyliśmy w sumie wolno, potem się rozkręciło i w parach lecimy po zmianach. Czas mija na pogaduchach (głównie o Adamku ;) i dojeżdżamy do Obornik.
Tutaj jak zwykle wszyscy lecą krótką pętlę, dobrze że się zgadaliśmy i w czwórkę skręcamy na dłuższą wersję, dołącza do nas jeszcze jeden koleś.

Tempo miało być spokojne, ale piąta osoba chyba tego nie rozumiała i podkręcała prędkość na zmianach na maksa. Przez to jechało się jakoś dziwnie, najgorszy był powrót z Rogoźna pod mocny wiatr - makabra.

Po ustawce jeszcze się rozjechałem na poligonie i przez Górę Morasko wróciłem do domu. Dzisiejsza pogoda dała mi mocno po dupie, noga też już nie kręci raczej tak jakbym chciał, no nic i tak długo utrzymałem równą formę, a teraz mogę odpoczywać :D

średnia z samej ustawki: 36 km/h kadencja: 93

http://connect.garmin.com/splits/113473765
Kategoria 100-120, Ustawki


Dane wyjazdu:
107.83 km 0.00 km teren
02:51 h 37.84 km/h:
Maks. pr.:54.70 km/h
Kadencja:19.0
HR max:191 ( 94%)
HR avg:172 ( 84%)
Podjazdy:419 m
Kalorie: 2372 kcal

Pętla Drawska 2011

Sobota, 3 września 2011 · dodano: 04.09.2011 | Komentarze 9

No to za mną już ostatni start w tym roku, chyba raczej udany, ale po kolei...

Do Choszczna wyjechałem już w piątek od razu po pracy korzystając z zaproszenia Magdy i Romka, dzięki Magdzie mogliśmy spędzić miło cały weekend z żoną u niej w mieszkaniu, było super, WIELKIE DZIĘKI za gościnę !!

Tym razem udało się złożyć fajną grupę i tu wielkie dzięki dla Romka, który zajął się tematem. Z tego co mówił to z naszej grupy powinien być zwycięzca M2, z tej kategorii było na starcie nas aż ośmiu. Trochę się bałem deklaracji, że będziemy trzymać tempo cały czas ponad 40km/h, dawno nie jechałem długiego dystansu takim tempem i myślałem że strzelę...

W sobotę szybko pobudka, bo start już o 8:40 i jedziemy do Choszczna. Jesteśmy odpowiednio przed czasem i nawet po przebraniu zaliczamy rozgrzewkę (co dla nas takie oczywiste nie jest ;)
Na starcie bojowe nastroje, w grupie kilku mocarzy, w tym Romek z dwoma znajomymi i Borys.
Ruszamy... Przejazd przez Choszczno to krajoznawcza przejażdżka, nikt nie chce wziąć na siebie prowadzenia, po minięciu tragicznego asfaltowo odcinka wyjeżdżamy z miasta i zaczyna się mocniejsze tempo i praca na zmianach.

Widać jednak, że niektórzy chcą pracować mocniej a inni nie koniecznie, zmiany nierówne i szarpane tempo. W sumie od początku chcemy to w około piątkę porwać i zgubić część osób, chwilami tempo naprawdę ostre, pod 50 km/h ale nawet jak powstawały już luki to dociągali i cały czas jechaliśmy grupą około 10 osób. W Bierzwniku na ostrym ale krótkim podjeździe postanowiłem coś z tym zrobić, Romek zresztą tak samo, najpierw ja poszedłem na maksa, potem Romek i razem zapodaliśmy ładny ogień, urwało się trochę ale na płaskim znowu grupa cała :/

Potem to po prostu jazda po mocnych zmianach, ale tempo jak dla mnie w sam raz, na płaskim nie mogłem podkręcać tempa aż tak jak niektórzy szczególnie pod wiatr, ale na podjazdach chyba się przydawałem, bo chwilami niektórzy prosili przed górką żebym aż tak nie przyspieszał ;)

Przed Pełczycami, gdzie było kilka hopek i paskudny wiatr z przodu i z boku zaczęło wreszcie pękać :) Romek dał mocną zmianę, potem ja i zjechałem za niego w grupie, nagle ku mojemu zdziwieniu Romek zaczyna puszczać koło !! No to mówię mu siadaj i zaczynam to „spawać” ale jednak Romek miał kryzys bo nie mógł nawet utrzymać mi koła. Jako, że wszyscy z przodu to koledzy - zwalniamy trochę i czekamy na Romka, który dojeżdża do grupy. Z tyłu zostaje niestety Borys i jeszcze jakiś koleś. Od tego momentu jedziemy już chyba w 6 albo 7 osób po zmianach.

Co chwilę doganiamy inne grupy i jak już dojeżdżamy powoli do Dolic doganiamy grupę maruderów i drastycznie spada tempo. Niestety zostało jakieś 25 km do mety i każdy zaczyna się już oszczędzać, zmiany już nie takie mocne, puls też spada. Jadę cały czas z przodu próbując chwilami to jakoś podkręcać ale nikt nie chce stracić sił – takie typowe czarowanie, tylko czemu kurde przez 20 km ?! Zaczyna próbować skakać kolega Szatanek (ksywa Szatan), dwa razy sam kasuję próbę ucieczki, oczywiście reszta korzysta siadając mi na koło, ale nie będę ciągle gonił bo na finiszu mnie objadą. No i przed samym Choszcznem Szatan znowu skacze, tym razem stwierdzam niech gonią inni, zrobił to na lekkim zjeździe który prowadził na rondo z którego był krótki podjazd i potem już kawałek na metę. Niestety nikt nie gonił i kolega uzyskał dość sporą przewagę, ja cały czas z grupką. Wiedziałem, że na rondo muszę wjechać absolutnie w czubie bo jak nie to koniec z dobrym wynikiem, wjechałem drugi i jak tylko zaczęła się hopka jadę na maksa.

No i się udaje, nikt nie potrafi utrzymać tego tempa i jadę sam mocno, na górze jestem nawet blisko Szatana, ale tu był ostry zakręt w lewo i niestety tak wjechałem że prawie wylądowałem na samochodzie, musiałem mocno wyhamować, a i tak na łokciu poczułem bliskość auta – uffff :)
No i przez to musiałem znowu rozkręcać tempo, nie było szans dojść uciekiniera i na metę wjeżdżam drugi z grupy – wyszedł mi super finisz :D Cieszymy się na mecie, bo w zasadzie myśleliśmy że w nasza grupa wyłoni zwycięzcę. Niestety po chwili sprawdzamy wyniki i okazuje się, że jakaś grupa była szybsza, jechało tam dwóch z M2 i straciliśmy do nich jakieś 4-5 minut. Gdyby nie czarowanie przez 20 km/h byłbym drugi w kategorii i w OPEN :/ Jak sprawdziłem dokładnie dane z Garmina to w Dolicach (20 km do mety) mieliśmy porównywalny lub nawet lepszy czas niż zwycięzcy więc mówiąc krótko daliśmy D...

Podsumowując jestem i tak bardzo zadowolony, fajna jazda w dobrym towarzystwie. Na szczęście było mocno rwane tempo, a ja w takich warunkach czuję się bardzo dobrze (treningi dają efekty). Z mojej strony super finisz, bo wjechałem jako drugi, a gdybyśmy nie odpuścili odjazdu Szatana możliwe, że bym to wygrał, bo jednak pod górę była moc :)

No to od wtorku zaczynamy typowe roztrenowanie, bo pod koniec miesiąca rozbrat z rowerem na ponad 2 tygodnie, a i startów żadnych już nie ma (bo mnie nie stać hehe)...







Na finiszu jęzor musi być na wierzchu :)


Z Romkiem na mecie:






Pierwsza czwórka z naszej grupy:


Kategoria 100-120, Zawody


Dane wyjazdu:
107.59 km 0.00 km teren
03:16 h 32.94 km/h:
Maks. pr.:53.40 km/h
Kadencja:20.0
HR max:191 ( 94%)
HR avg:146 ( 71%)
Podjazdy:433 m
Kalorie: 1858 kcal

Ustawka z dokręceniem

Niedziela, 28 sierpnia 2011 · dodano: 28.08.2011 | Komentarze 3

Upał minął, w nocy przeszła burza i dziś już tylko 20 stopni, niestety pozostał jeszcze paskudnie mocny wiatr...

Dziś wybrałem się na ustawkę i byłem ciekaw jak będzie noga podawała po całym lajtowym tygodniu.
Spokojny dojazd na stację i czekam na ekipę, oj sporo się dziś ludzi zebrało i to całkiem konkretna ekipa, od razu wiedziałem że będzie konkret.
Było też dziś kilka osób pierwszy raz, ciekawych jak to się jeździ na rondzie... Ciekawe czy wrócą hehe

No ale do Obornik tempo było wręcz spacerowe, chyba nikomu nie chciało się podkręcać tempa, cały czas jazdę utrudniał wiatr. Chciałem jechać długą pętlę, ale jak to ostatnio bywa wszyscy skręcili na krótką wersję, co to się z tymi ludźmi porobiło... Za Obornikami jeszcze trochę spaceru, bo niektórzy musieli się wysikać i potem zaczęła się prawdziwa ustawkowa jazda. Co chwilę jakieś zaciągi pod 50km/h. Dziś obiecałem sobie aktywną jazdę, więc leciałem za każdym skokiem kasując akcje, trochę mnie to kosztowało ale tak miało być.
Na jednym z podjazdów sam zaatakowałem, ale tak tylko że by porównać swoją dyspozycję z innymi. Bardzo dobrze mi się dziś jechało, z dużej grupy została nas raczej mniejszość i tak dojechaliśmy pod ostatni podjazd w Biedrusku.

2km przed górką zaatakował samotnie jakiś koleś, nikt za nim nie pojechał, bo nie było sensu :) Niestety ja prowadziłem grupę aż pod sam podjazd odbierając sobie jednocześnie możliwość dobrego finiszu. Zaczął się ogień pod górę, doszliśmy uciekiniera i całkiem całkiem bo na górę wjechałem trzeci :)

Potem to już zjazd na poligon i dalej runda przez Kiekrz, czyli samotna walka z wiatrem, ale bardzo spokojnie.
Ogólnie udany trening, przed Choszcznem w sobotę idealnie :)

śr. kadencja: 88

Kategoria 100-120, Ustawki


Dane wyjazdu:
109.18 km 0.00 km teren
03:10 h 34.48 km/h:
Maks. pr.:59.50 km/h
Kadencja:25.0
HR max:190 ( 93%)
HR avg:153 ( 75%)
Podjazdy:387 m
Kalorie: 2018 kcal

Ustawka Obornicka

Niedziela, 14 sierpnia 2011 · dodano: 14.08.2011 | Komentarze 1

Po lekkich treningach w tym tygodniu przyszłą pora na jakiś konkret, czyli ustawka na rondzie Obornickim.
Pogoda od rana super, aż chciało się kręcić.

Dojazd na rondo w tempie spacerowym i czekamy aż się grupa uzbiera. Pomimo długiego weekendu zebrało się całkiem sporo osób, w tym znajomi z forumszosowego (Borys i Rafał) oraz z bikestats ([url=http://www.bikestats.pl/rowerzysta/Winq]Krzysiek/url]).
Od startu tempo raczej spokojne, dopiero za Poznaniem zaczęło się mocne, ale za to równe tempo, jechało się przyjemnie po zmianach.
Generalnie liczyłem na dużą pętlę, ale niestety nikt nie był zainteresowany i wszyscy skręcają w Obornikach na Murowaną Goślinę.

No i tu zaczyna się ogień, ciągłe zrywy a głównym prowodyrem był Aleksander Dorożała znany z MTB. Chwilami tempo wręcz zawrotne, a jechaliśmy pod wiatr. Trzymałem się z przodu grupy, bo wiedziałem że zaraz wszystko zacznie pękać. No i się nie pomyliłem, co chwilę widziałem że jest nas coraz mniej :)
Co chwilę ktoś skakał, więc jak na wyścigu: szybkie zrywy, spawanie grupy i pełna koncentracja - fajny trening przed wyścigiem w sobotę.

Uszczuplona mocno grupa dojechała do zjazdu na Poligon w Biedrusku i część pojechała na Poznań, a część kręcić na poligonie. Jako, że mi było zdecydowanie za mało pojechałem na Poligon i razem Krzyśkiem pojechaliśmy jeszcze rundę przez Złotkowo, Sobotę i Kiekrz. Następnie On do Strzeszynka, a ja z powrotem na poligon i do domu przez Radojewo.

Fajny trening wyszedł, myślałem że po górach i tygodniu spokoju będzie zdecydowanie gorzej, tak więc optymizm przed Izerami jest :) No i ładny max HR mi wyszedł, ciekawe gdzie, bo nie kojarzę :)

średnia samej ustawki wyszła 39,1 km/h (nieźle)

śr. kadencja: 88

Kategoria 100-120, Ustawki


Dane wyjazdu:
117.20 km 0.00 km teren
04:25 h 26.54 km/h:
Maks. pr.:62.20 km/h
Kadencja:19.0
HR max:182 ( 89%)
HR avg:156 ( 76%)
Podjazdy:2261 m
Kalorie: 2846 kcal

Typowy górski etap - Śląski Dom

Środa, 3 sierpnia 2011 · dodano: 03.08.2011 | Komentarze 10

No dziś w końcu udało się zrobić prawdziwy górski etap tak jak zaplanowałem.
Z kolegami z forum, w tym z Wikim pojechaliśmy zdobyć słynny Śląski Dom - najwyżej położoną szosę na Słowacji.

Od rana piękna pogoda (w końcu), było widać Tatry i aż chciało się kręcić, szosy jeszcze mokre ale szybko schły.

Zbiórka na rondzie w Bukowinie i w drogę, od razu widać kto jest najmocniejszy - Saint wjeżdża na Głodówkę pierwszy. Potem zjazd na granicę na Łysej Polanie i kolejne podjazdy, Saint jedzie na czele, ja zaraz za nim, reszta zostaje z tyłu.

W Zdiarze czekamy i formujemy ponownie całą grupę, zjeżdżamy i w zasadzie cały czas lekko pod górę aż do Starego Smokovca, po drodze widać chmury nad górami i Saint rezygnuje i wraca... No to teraz ja chyba będę najlepszym góralem ;)
W Smokovcu znowu czekamy, bo grupa się podzieliła i po chwili jedziemy na początek podjazdu pod Śląski Dom.

No to zaczyna się prawdziwa zabawa, w zasadzie od razu spore nachylenie i tak trzyma przez cały czas, nie jest to harcdcore typu Przełęcz Karkonoska, ale 7 km, gdzie cały czas jest kilkanaście procent robi swoje. Tu już każdy jedzie swoim tempem. Od początku jechałem swoim tempem i tak się złożyło, że po chwili jechałem już sam, reszta została z tyłu ;)

Ogólnie podjazd na początku jest super, piękny asfalt, ale po jakimś czasie asfalt to za dużo powiedziane, wszędzie dziury, leżące kamienie, wyrwy itp... To też bardzo utrudnia trzymanie konkretnego rytmu.
Ogólnie podjazd zajął mi około 35-36 min (tak wynika z profilu w Garminie).
Drugi na "mecie" był Wiki, wjechał 4 minuty po mnie, potem reszta.

Genialne położenie tego miejsca nad stawem, to już typowo wysokogórski krajobraz, ale w końcu byliśmy na 1700 mnpm, fajna sprawa być tak wysoko rowerem.

Tak wygląda profil podjazdu (źródło: www.genetyk.com):


Zakładamy kurteczki i zaczynamy zjazd, jedziemy baaaardzo ostrożnie, bo wszędzie kamienie i dziury, dopiero na końcu ładny asfalt ale pech chciał że trafiamy na jadące auto i wleczemy się za nim. Z Wikim zjechaliśmy pierwsi, potem reszta. Patrzę na Garmina i się okazuje, że zapomniałem go włączyć jak zaczęliśmy zjazd :/

Dalej już bez przygód wracamy przez Smokoviec (gdzie spada mi łańcuch), Tatranską Łomnicę, Zdiar, Łysą Polanę i Głodówkę do Bukowiny. Powrót ciężki bo pod wiatr, a podjazd pod Zdiar mówiąc krótko "bardzo wnerwiający". Znowu wszystko się dzieli na podjazdach.
W Bukowinie na rondzie czekam chwilę na Wikiego i po krótkiej rozmowie zadowoleni wracamy do domów.

Wyszła super trasa i bardzo konkretny podjazd.
Pobiłem rekord wysokości, na którą wjechałem rowerem.
Dodatkowo teraz mogę powiedzieć, że zdobyłem najwyżej położone szosy w Polsce, Czechach i na Słowacji oraz czołówkę podjazdów ze strony www.genetyk.com :) Noga kręciła całkiem fajnie, podjazdy wjeżdżałem na czele więc mogę być tylko zadowolony.
Poniżej kilka fotek ze Śląskiego Domu i ślad z Garmina (ale nie ma całej trasy, bo nie zawsze był włączony :(



Ja i wysokogórskie otoczenie:


Czerwona strzała w Tatrach:






Tatry Wysokie:








Śląski Dom:




I na deser Wiki :)
Kategoria 100-120, Góry


Dane wyjazdu:
100.80 km 0.00 km teren
03:14 h 31.18 km/h:
Maks. pr.:48.10 km/h
Kadencja:17.0
HR max:173 ( 85%)
HR avg:149 ( 73%)
Podjazdy:464 m
Kalorie: 1935 kcal

W końcu na szosie

Niedziela, 3 lipca 2011 · dodano: 03.07.2011 | Komentarze 1

Udało się dziś pokręcić wreszcie na szosie :)
Rano pogoda była beznadziejna, ale po sprawdzeniu ICM okazało się, że po południu może będzie okno pogodowe, więc postanowiłem poczekać.
Wyjechałem przed 15:00, na niebie jeszcze trochę ciemnych chmur, ale na horyzoncie już jakby widać było to okno. Na początku masakra, akurat zaczęło padać, po kilku minutach przestało, po czym znowu deszcz.
No ale jak już się przebiłem przez te ciemne chmury to pozostała już tylko walka z mocnym wiatrem.

Ogólnie trening bez wielkich szaleństw, trochę tempówek. Prędkość była całkiem przyzwoita, noga podawała :) Po 2 godzinach spotkałem na poligonie znajomego z bikestats - Winq, więc tempo bardzo spadło, bo wiadomo jak to jest na pogaduchach itp... :)

śr. kadencja: 90

Kategoria 100-120


Dane wyjazdu:
117.09 km 0.00 km teren
04:28 h 26.21 km/h:
Maks. pr.:65.60 km/h
Kadencja:22.0
HR max:180 ( 88%)
HR avg:148 ( 72%)
Podjazdy:2215 m
Kalorie: 2465 kcal

Najtrudniejszy podjazd w Czechach

Środa, 22 czerwca 2011 · dodano: 22.06.2011 | Komentarze 9

Na ten pobyt w Karkonoszach ewentualne cele, oprócz maratonu, były dwa: Cerna Hora i Modre Sedlo. Pierwsze już odpadło, a jak dziś wstałem i zobaczyłem że pogoda jest OK postanowiłem pojechać w kierunku tej drugiej przełęczy i zobaczyć co się będzie działo.
Jakby ktoś nie wiedział, jest to najtrudniejszy podjazd szosowy w Czechach, więc działał na mnie jak magnes ;) Ale od początku...

Ruszyłem przed 10:00, było już fajnie ciepło, chmury na niebie na zmianę ze słońcem. Od razu poczułem, że po wczorajszej trasie nogi nie kręcą lekko, no ale cóż ;)
Spokojnym tempem dojazd do Kowar bez żadnych przygód i zaczynam długi podjazd na słynną Przełęcz Okraj, jadę równo ale raczej spokojnie oszczędzając nogi, kolejne kilometry połykam jednak szybko i w końcu jestem na szczycie.







Jako, że po stronie czeskiej chmury nie były jakieś straszne postanawiam jechać do Peca pod Śnieżką i zobaczyć co dalej. Zjazd dość długi, ale nie szybki – strasznie wiało w twarz. Dojechałem do rozstaju i skręt na Pec. Na początku droga lekko w górę – jakieś 2-3%, ale cały czas wieje więc jedzie się bardzo ciężko (szczególnie, że mięśnie po zjeździe nie rozgrzane).

Sam Pec to fajna miejscowość, typowo zimowa a jednak coś się dzieje nawet latem, pewnie dlatego, że wjeżdża stąd wyciąg pod Śnieżkę (1602 m n.p.m), co przyciąga turystów.

Dojeżdżam do rozstaju dróg pamiętając z profilu, że od tego momentu zaczyna się konkret, który nie odpuszcza aż do szczytu. Żebyście wiedzieli co podjeżdżałem, poniżej zamieszczam wykres ze strony www.genetyk.com



Na początku fragment bruku i droga wjeżdża w las, od tego miejsca jadę już z przełożeniem 39-27 (więcej nie mam), cały czas szosa ostro w górę, zero wypłaszczenia (i dlatego stwierdzam, że jest to trudniejszy podjazd niż nasza Przełęcz Karkonoska – tam można chwilkę „odpocząć”, tu nie ma takiej opcji). Zaczyna padać deszcz, no ale jadę, bo przecież odwrotu w takiej chwili bym sobie nie wybaczył. Dojeżdżam do jakiegoś domu, tu na chwilę mniej %, ale za zakrętem zaczyna się gorsza nawierzchnia i nachylenie 24%. Zaczyna już konkretnie padać i nie wiem czy to kapie ze mnie deszcz czy pot :D Zatrzymałem się na moment zrobić zdjęcie tej stromizny:
Tak było praktycznie cały czas:


No i przez to mam kłopot z wpięciem w pedały – no po prostu się nie da, dopiero musiałem chwycić się jakiegoś drzewa i wpiąć oba pedały – tak udało się jakoś ruszyć. Mijam trochę ludzi, którzy patrzą jak na wariata, a ja jadę :D No i w końcu dojeżdżam do schroniska Vyrovka na wysokość 1357 m npm. Przestaje już padać :)
Parę zdjęć z tego miejsca:

Widok:


Chata Vyrovka:


Przy Vyrovce:


Stąd droga wygląda jak w Aplach, bądź Pirenejach, normalnie bajka. Aż chce się jechać pod górę pomimo tych zabójczych procentów.
Dalszy podjazd:


Bardzo mocno wieje, bo nie ma tu już drzew, ale jakoś kręcę pedałami i dojeżdżam do mojego celu, czyli Modre Sedlo (1508 m n.p.m.). Uczucie jest genialne, stoi tu mała kapliczka więc można schować się przed podmuchami wiatru.
W tym momencie pobiłem swój rekord wysokości, gdzie wjechałem rowerem, przyznam że nawet rowerzyści jak widzieli że wjechałem tam na szosie i to na przełożeniu 39-27 robili wielkie oczy.
Kilka fotek:
Kapliczka:


Ja na szczycie:


Widok:


No i teraz najlepsze, zobaczyć Śnieżkę z tak bliska będąc na rowerze szosowym – bezcenne:


Długo na szczycie nie siedziałem, bo już robiło się zimno i nachodziły nowe chmury, wiatrówka na plecy i zjeżdżam w dół. Zjazd bardzo męczący, cały czas na hamulcach, za duże nachylenie żeby świrować. Po 2 kilometrach okazuje się że to była słuszna decyzja – nagle z lasu wyskakuje sarna, jak bym jechał „na świra” to nie wiem czy teraz bym to pisał...
Udało się zjechać do Peca pod Śnieżką skąd jeszcze trochę w dół i na rozstaju zaczynam podjazd na Przełęcz Okraj od czeskiej strony. Podjazd jest łatwy, kilka procent, ale znowu wieje. Jadę jednak równo i cały czas z blatu.
Dojeżdżam na szczyt i zjeżdżam do Kowar, lubię ten zjazd, bo są fajne serpentyny i ładne widoki :)
A stąd już bez wielkich przygód dojeżdżam do Sobieszowa.

Trening zaliczony, przewyższenie konkretne, średnia jak na MTB, ale wyższa być nie mogła ;) No i udało się zrealizować kolejny cel, teraz mam już przejechany najtrudniejszy podjazd w Polsce i Czechach, została Słowacja ;)

Kategoria 100-120, Góry


Dane wyjazdu:
118.01 km 0.00 km teren
04:15 h 27.77 km/h:
Maks. pr.:60.20 km/h
Kadencja:15.0
HR max:188 ( 92%)
HR avg:150 ( 73%)
Podjazdy:1850 m
Kalorie: 2422 kcal

Karkonoska masakra

Wtorek, 21 czerwca 2011 · dodano: 21.06.2011 | Komentarze 1

Wczoraj cierpiałem strasznie, dopiero wtedy tak naprawdę poczułem jak mnie bolą mięśnie dwugłowe pod kolanami, gdzie miałem skurcze na Liczyrzepie. Przez to niestety trzeba było zrobić sobie cały dzień wolny.
Dziś rano ból wciąż odczuwalny ale przecież trzeba jeździć ;)

Plan był bardzo ambitny: Przełęcz Karkonoska, Cerna Hora i Przełęcz Okraj, korzystając głownie z czeskich szos... Pogoda taka sobie, nie padało ale wszędzie ciemne chmury. Umówiłem się nawet z nowo poznanym kolegą z forum szosowego, że pojedziemy wspólnie. Było to dla mnie po prostu towarzyska jazda, bo kolega nie dał mi żadnej zmiany...

Już w Borowicach zaczęło popadywać ale zgodnie z planem atakuję Karkonoską, cel jest jeden - wjechać bez stawania, na moim przełożeniu 39-27. No i udało się, całą tą stromiznę wjechałem za jednym razem, kadencja chwilami to 44 !! masakra :) Nawet pod koniec bardziej bolały mnie ręce od kurczowego trzymania kierownicy niż nogi ;) Najgorsze, że na tej stromej końcówce zaczęło wiać w twarz, więc było jeszcze trudniej. Na szczycie już w chmurach, więc jak we mgle, zaczęło padać.
Fota ze szczytu:


Po stronie czeskiej już jednolite deszczowe chmury co nie napawało optymizmem. Zjazd z przełęczy to istna masakra, zimno, po szosie leciały strumienie a w nogi piździło jak bym wszedł do potoku - zdecydowanie mój najgorszy zjazd w życiu, do tego niebezpieczny więc prędkość niska.
Liczyłem, że jak zjadę to pojawi się trochę słońca, nic bardziej mylnego :/

Wobec warunków musiałem zmienić plany, Cerna Hora to byłaby głupota, Okraj raczej też, więc skręciłem w prawo na Harrachov, po skręcie we Vrchlabi nogi nie kręciły, mięśnie były za zimne i dopiero po około 10 km wkręciłem się w swój rytm. Podjazd do Harrachova szedł już bardzo przyzwoicie z blatu, jednym równym tempem (ale nie świrowałem, bo trzeba nogi oszczędzać).

Potem to już tylko podjazd do Jakuszyc i zjazd przez Szklarską Porębę - dopiero tutaj szosy zrobiły się suche i wyszło trochę słońca.
Jak dojechaliśmy do Sobieszowa postanowiłem na koniec wjechać jeszcze do Michałowic przez Jagniątków i wrócić przez Piechowice już do domu. Tak też zrobiłem, a podjeżdżało mi się bardzo fajnie - z roku na rok te podjazdy jakby mniej strome hehe ;)

No i na tym zakończyłem dzisiejszy trening, niestety Cerna Hora która chodzi za mną od dłuższego czasu chyba jednak nie w tym roku, ale udało się po raz kolejny zaliczyć Przełęcz Karkonoską :D
W ogóle okazało się, że po polskiej stronie cały czas była ładna pogoda :/
Ja generalnie się oszczędzałem, żeby się czasem nie zakwasić :)

Mój czas podjazdu na Przełęcz Karkonoską przez Borowice to 00:51:11, czyli całkiem nieźle, jak na to że jechałem spokojnie.

śr. kadencja: 79

Kategoria 100-120, Góry


Dane wyjazdu:
105.67 km 0.00 km teren
03:12 h 33.02 km/h:
Maks. pr.:49.10 km/h
Kadencja:23.0
HR max:186 ( 91%)
HR avg:143 ( 70%)
Podjazdy:323 m
Kalorie: 1679 kcal

Ustawka

Niedziela, 12 czerwca 2011 · dodano: 12.06.2011 | Komentarze 1

Dziś niedziela, więc czas na ustawkę, pojechałem na rondo ale frekwencja raczej kiepska.
Od startu też nikt nie był chętny dawać mocnych zmian i myślałem, że będzie beznadziejny trening. Jednak po chwili trochę się ruszyło i do Obornik fajnym tempem parami.
Ja oczywiście chętny na długą pętle, na szczęście znalazły się trzy inne osoby i w czwórkę uderzyliśmy na Rogoźno, cały czas po zmianach, mocne równe tempo - bardzo fajnie się jechało.
W Biedrusku jeszcze pojechałem na Poligon, bo byłoby trochę za mało ;)
Średnia z samej ustawki wyszła ponad 36 km/h
Forma chyba już jest zadowalająca, ale to okaże się za tydzień w górach :D

śr. kadencja: 90
max kadencja: 116
Kategoria 100-120, Ustawki