Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Virenque z miasteczka Zielona Góra. Mam przejechane 87014.77 kilometrów w tym 1170.98 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 30.13 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
Trzymaj Koło Fajny Weekend :) Warto odwiedzić:
Blog Garenge
Jimmy
Virtualtrener Mój idol: Richard Virenque

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Virenque.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

Góry

Dystans całkowity:10973.40 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:392:24
Średnia prędkość:27.88 km/h
Maksymalna prędkość:86.00 km/h
Suma podjazdów:197829 m
Maks. tętno maksymalne:197 (98 %)
Maks. tętno średnie:185 (92 %)
Suma kalorii:228787 kcal
Liczba aktywności:160
Średnio na aktywność:68.58 km i 2h 29m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
48.00 km 0.00 km teren
01:27 h 33.10 km/h:
Maks. pr.:59.30 km/h
Kadencja:12.0
HR max:183 ( 90%)
HR avg:166 ( 81%)
Podjazdy:702 m
Kalorie: 1163 kcal

Maraton Srebrnogórski

Sobota, 25 czerwca 2011 · dodano: 25.06.2011 | Komentarze 9

To miało być zakończenie "tygodnia górskiego" z dwoma wyścigami. Na deser zostawiłem sobie maraton w Srebrnej Górze, gdzie miałem wystartować na dystansie MEGA - 160 km i prawie 3000 metrów przewyższenia z popularnymi przełęczami - Walimską i Jugowską oraz podjazdem pod Srebrną Górę.

Już jak przyjechałem na miejsce widać było, że w górach jest nieciekawie, odebrałem numer startowy itp. Start miał być o 9:00.
Parę minut wcześniej zaczęła się masakra - burza, momentalnie ciemno, leje jak z cebra. Jako, że było zimno i mocno wiało szybka decyzja - jadę MINI, nie będę ryzykował przeziębienia na dwa tygodnie przed Pętlą Beskidzką. Kilka osób również zmieniło dystans.
Niestety MINI dużo krótsze, ale co zrobić - będzie jak na czasówce ;)

Cała grupa wystartowała wspólnie, na jezdni wielkie kałuże, minuta i już wszystko mokre ;)
Od razu wychodzę na czoło i naciągam grupę sprawdzając kto jest mocny. Na początku nikt za bardzo nie chce pracować.
Krótko przed Srebrną Górą atakuję i na koło siada tylko jeden koleś - ta sama kategoria. Podjazd w Srebrnej Górze to masakra, chwilami ponad 10% i wszystko po mokrym bruku - koła zamiast jechać kręcą się w miejscu a puls wariuje. Towarzysz ucieczki kręci lżej ale robię wszystko żeby nie odjechał.
Udaje się zrobić podjazd tuż za nim, dalej to już zjazd ale wszędzie mokro więc jedziemy bardzo zachowawczo.

Następnie drugi, krótszy podjazd, też mocno ale razem, a potem w sumie ostatnia - decydująca góra, czyli Wilcza. Zaczynam mocno ale kolega się trzyma. Myślę sobie trzeba go zgubić bo powrót na metę to jazda po płaskim pod wiatr. Nie znam tych podjazdów więc nie wiem jakie są długie i to utrudnia.
Słyszę jednak, że kolega już ledwo oddycha trzymając mocne tempo, więc dokręcam śrubkę jadąc już bardzo ponad progiem. Udaje się, urywam go i po chwili mknę już sam w dół.
Na odcinek płaski dojechałem samotnie i stąd już czasówka na metę ile sił w nogach. Udaje się dojechać na pierwszym miejscu :D

Pierwszy raz coś wygrałem, fajnie że od razu w OPEN. Było krótko, więc nogi nawet nie bolały :)
Dostałem pucharek-statuetkę, medal i kilka nagród (z rowerowych pompkę).

Zajebiste uczucie być pierwszym, jak jeszcze nikogo nie ma na mecie :D
Trochę żal, że nie pojechałem na MEGA, byłby super dystans i przewyższenie, no ale trzeba też dbać o zdrowie.

Oczywiście zwycięstwo dla KOXY TEAM :P
Kilka fotek:

Przed startem:



Zaraz będę na mecie:



Hehe ;)

Kategoria 0 - 70, Góry, Zawody


Dane wyjazdu:
34.47 km 0.00 km teren
01:16 h 27.21 km/h:
Maks. pr.:74.80 km/h
Kadencja:17.0
HR max:174 ( 85%)
HR avg:143 ( 70%)
Podjazdy:535 m
Kalorie: 711 kcal

Krótko przed zawodami

Piątek, 24 czerwca 2011 · dodano: 24.06.2011 | Komentarze 2

Wczoraj zamiast tradycyjnego rozjazdu wybrałem się z żoną w Karkonosze i trochę pochodziliśmy po górach, ot takie coś innego niż zwykle :)
Dziś z rana krótko, bo jutro start. Oczywiście nie po płaskim, zaliczony podjazd przez Przesiekę oraz na Zachełmie. Wszystko bardzo spokojnie, aż byłem zaskoczony jak mi się dobrze podjeżdżało do Drogi Sudeckiej.
Póki co trzeba się pożegnać z Karkonoszami, a szkoda :/
Kategoria 0 - 70, Góry


Dane wyjazdu:
117.09 km 0.00 km teren
04:28 h 26.21 km/h:
Maks. pr.:65.60 km/h
Kadencja:22.0
HR max:180 ( 88%)
HR avg:148 ( 72%)
Podjazdy:2215 m
Kalorie: 2465 kcal

Najtrudniejszy podjazd w Czechach

Środa, 22 czerwca 2011 · dodano: 22.06.2011 | Komentarze 9

Na ten pobyt w Karkonoszach ewentualne cele, oprócz maratonu, były dwa: Cerna Hora i Modre Sedlo. Pierwsze już odpadło, a jak dziś wstałem i zobaczyłem że pogoda jest OK postanowiłem pojechać w kierunku tej drugiej przełęczy i zobaczyć co się będzie działo.
Jakby ktoś nie wiedział, jest to najtrudniejszy podjazd szosowy w Czechach, więc działał na mnie jak magnes ;) Ale od początku...

Ruszyłem przed 10:00, było już fajnie ciepło, chmury na niebie na zmianę ze słońcem. Od razu poczułem, że po wczorajszej trasie nogi nie kręcą lekko, no ale cóż ;)
Spokojnym tempem dojazd do Kowar bez żadnych przygód i zaczynam długi podjazd na słynną Przełęcz Okraj, jadę równo ale raczej spokojnie oszczędzając nogi, kolejne kilometry połykam jednak szybko i w końcu jestem na szczycie.







Jako, że po stronie czeskiej chmury nie były jakieś straszne postanawiam jechać do Peca pod Śnieżką i zobaczyć co dalej. Zjazd dość długi, ale nie szybki – strasznie wiało w twarz. Dojechałem do rozstaju i skręt na Pec. Na początku droga lekko w górę – jakieś 2-3%, ale cały czas wieje więc jedzie się bardzo ciężko (szczególnie, że mięśnie po zjeździe nie rozgrzane).

Sam Pec to fajna miejscowość, typowo zimowa a jednak coś się dzieje nawet latem, pewnie dlatego, że wjeżdża stąd wyciąg pod Śnieżkę (1602 m n.p.m), co przyciąga turystów.

Dojeżdżam do rozstaju dróg pamiętając z profilu, że od tego momentu zaczyna się konkret, który nie odpuszcza aż do szczytu. Żebyście wiedzieli co podjeżdżałem, poniżej zamieszczam wykres ze strony www.genetyk.com



Na początku fragment bruku i droga wjeżdża w las, od tego miejsca jadę już z przełożeniem 39-27 (więcej nie mam), cały czas szosa ostro w górę, zero wypłaszczenia (i dlatego stwierdzam, że jest to trudniejszy podjazd niż nasza Przełęcz Karkonoska – tam można chwilkę „odpocząć”, tu nie ma takiej opcji). Zaczyna padać deszcz, no ale jadę, bo przecież odwrotu w takiej chwili bym sobie nie wybaczył. Dojeżdżam do jakiegoś domu, tu na chwilę mniej %, ale za zakrętem zaczyna się gorsza nawierzchnia i nachylenie 24%. Zaczyna już konkretnie padać i nie wiem czy to kapie ze mnie deszcz czy pot :D Zatrzymałem się na moment zrobić zdjęcie tej stromizny:
Tak było praktycznie cały czas:


No i przez to mam kłopot z wpięciem w pedały – no po prostu się nie da, dopiero musiałem chwycić się jakiegoś drzewa i wpiąć oba pedały – tak udało się jakoś ruszyć. Mijam trochę ludzi, którzy patrzą jak na wariata, a ja jadę :D No i w końcu dojeżdżam do schroniska Vyrovka na wysokość 1357 m npm. Przestaje już padać :)
Parę zdjęć z tego miejsca:

Widok:


Chata Vyrovka:


Przy Vyrovce:


Stąd droga wygląda jak w Aplach, bądź Pirenejach, normalnie bajka. Aż chce się jechać pod górę pomimo tych zabójczych procentów.
Dalszy podjazd:


Bardzo mocno wieje, bo nie ma tu już drzew, ale jakoś kręcę pedałami i dojeżdżam do mojego celu, czyli Modre Sedlo (1508 m n.p.m.). Uczucie jest genialne, stoi tu mała kapliczka więc można schować się przed podmuchami wiatru.
W tym momencie pobiłem swój rekord wysokości, gdzie wjechałem rowerem, przyznam że nawet rowerzyści jak widzieli że wjechałem tam na szosie i to na przełożeniu 39-27 robili wielkie oczy.
Kilka fotek:
Kapliczka:


Ja na szczycie:


Widok:


No i teraz najlepsze, zobaczyć Śnieżkę z tak bliska będąc na rowerze szosowym – bezcenne:


Długo na szczycie nie siedziałem, bo już robiło się zimno i nachodziły nowe chmury, wiatrówka na plecy i zjeżdżam w dół. Zjazd bardzo męczący, cały czas na hamulcach, za duże nachylenie żeby świrować. Po 2 kilometrach okazuje się że to była słuszna decyzja – nagle z lasu wyskakuje sarna, jak bym jechał „na świra” to nie wiem czy teraz bym to pisał...
Udało się zjechać do Peca pod Śnieżką skąd jeszcze trochę w dół i na rozstaju zaczynam podjazd na Przełęcz Okraj od czeskiej strony. Podjazd jest łatwy, kilka procent, ale znowu wieje. Jadę jednak równo i cały czas z blatu.
Dojeżdżam na szczyt i zjeżdżam do Kowar, lubię ten zjazd, bo są fajne serpentyny i ładne widoki :)
A stąd już bez wielkich przygód dojeżdżam do Sobieszowa.

Trening zaliczony, przewyższenie konkretne, średnia jak na MTB, ale wyższa być nie mogła ;) No i udało się zrealizować kolejny cel, teraz mam już przejechany najtrudniejszy podjazd w Polsce i Czechach, została Słowacja ;)

Kategoria 100-120, Góry


Dane wyjazdu:
118.01 km 0.00 km teren
04:15 h 27.77 km/h:
Maks. pr.:60.20 km/h
Kadencja:15.0
HR max:188 ( 92%)
HR avg:150 ( 73%)
Podjazdy:1850 m
Kalorie: 2422 kcal

Karkonoska masakra

Wtorek, 21 czerwca 2011 · dodano: 21.06.2011 | Komentarze 1

Wczoraj cierpiałem strasznie, dopiero wtedy tak naprawdę poczułem jak mnie bolą mięśnie dwugłowe pod kolanami, gdzie miałem skurcze na Liczyrzepie. Przez to niestety trzeba było zrobić sobie cały dzień wolny.
Dziś rano ból wciąż odczuwalny ale przecież trzeba jeździć ;)

Plan był bardzo ambitny: Przełęcz Karkonoska, Cerna Hora i Przełęcz Okraj, korzystając głownie z czeskich szos... Pogoda taka sobie, nie padało ale wszędzie ciemne chmury. Umówiłem się nawet z nowo poznanym kolegą z forum szosowego, że pojedziemy wspólnie. Było to dla mnie po prostu towarzyska jazda, bo kolega nie dał mi żadnej zmiany...

Już w Borowicach zaczęło popadywać ale zgodnie z planem atakuję Karkonoską, cel jest jeden - wjechać bez stawania, na moim przełożeniu 39-27. No i udało się, całą tą stromiznę wjechałem za jednym razem, kadencja chwilami to 44 !! masakra :) Nawet pod koniec bardziej bolały mnie ręce od kurczowego trzymania kierownicy niż nogi ;) Najgorsze, że na tej stromej końcówce zaczęło wiać w twarz, więc było jeszcze trudniej. Na szczycie już w chmurach, więc jak we mgle, zaczęło padać.
Fota ze szczytu:


Po stronie czeskiej już jednolite deszczowe chmury co nie napawało optymizmem. Zjazd z przełęczy to istna masakra, zimno, po szosie leciały strumienie a w nogi piździło jak bym wszedł do potoku - zdecydowanie mój najgorszy zjazd w życiu, do tego niebezpieczny więc prędkość niska.
Liczyłem, że jak zjadę to pojawi się trochę słońca, nic bardziej mylnego :/

Wobec warunków musiałem zmienić plany, Cerna Hora to byłaby głupota, Okraj raczej też, więc skręciłem w prawo na Harrachov, po skręcie we Vrchlabi nogi nie kręciły, mięśnie były za zimne i dopiero po około 10 km wkręciłem się w swój rytm. Podjazd do Harrachova szedł już bardzo przyzwoicie z blatu, jednym równym tempem (ale nie świrowałem, bo trzeba nogi oszczędzać).

Potem to już tylko podjazd do Jakuszyc i zjazd przez Szklarską Porębę - dopiero tutaj szosy zrobiły się suche i wyszło trochę słońca.
Jak dojechaliśmy do Sobieszowa postanowiłem na koniec wjechać jeszcze do Michałowic przez Jagniątków i wrócić przez Piechowice już do domu. Tak też zrobiłem, a podjeżdżało mi się bardzo fajnie - z roku na rok te podjazdy jakby mniej strome hehe ;)

No i na tym zakończyłem dzisiejszy trening, niestety Cerna Hora która chodzi za mną od dłuższego czasu chyba jednak nie w tym roku, ale udało się po raz kolejny zaliczyć Przełęcz Karkonoską :D
W ogóle okazało się, że po polskiej stronie cały czas była ładna pogoda :/
Ja generalnie się oszczędzałem, żeby się czasem nie zakwasić :)

Mój czas podjazdu na Przełęcz Karkonoską przez Borowice to 00:51:11, czyli całkiem nieźle, jak na to że jechałem spokojnie.

śr. kadencja: 79

Kategoria 100-120, Góry


Dane wyjazdu:
35.20 km 0.00 km teren
01:14 h 28.54 km/h:
Maks. pr.:43.90 km/h
Kadencja:15.0
HR max:154 ( 75%)
HR avg:127 ( 62%)
Podjazdy:211 m
Kalorie: 523 kcal

Rozjazd

Niedziela, 19 czerwca 2011 · dodano: 19.06.2011 | Komentarze 4

Po maratonie nie czułem się źle, bolą tylko mięśnie pod kolanami, czyli tam gdzie męczyły mnie największe skurcze :/
Wobec tego dziś z planowanego rozjazdu 2-godzinnego zrobiłem krótszy i baaaardzo spokojny. Takie kręcenie turystyczne po okolicy korzystając z płaskiego (aż głupio tak jeździć po płaskim jak się jest w górach, no ale co zrobić).
Pogoda jest straszna, wyjechałem jak było OK i po chwili lunął deszcz i tak w kółko, słońce-deszcz.
Niestety ma tak być w tym tygodniu, więc zapowiada się mało ciekawe trenowanie w górach, szczególnie że chcę się przebijać przez Karkonosze na stronę czeską i to kilka razy.

Jutro miała być już dłuższa trasa, ale jako że ma padać i mocno wiać, a i lepiej nie męczyć tych mięśni o których pisałem zrobię coś lekkiego, a zaszaleję we wtorek i środę :) Trzeba być optymistą jeśli chodzi o pogodę...

Po maratonie okazuje się, że jestem 4 w klasyfikacji generalnej górskiej w M2, a przecież jechałem w Radkowie i Jeleniej tylko MEGA :) Szkoda, że mnie nie będzie w Zieleńcu, bo można by powalczyć o podium.
Poniżej trzy foty z maratonu:

Zmęczony ? nieeeee :P


Na mecie:


Tu jeszcze nie widać, jaki był brudny:
Kategoria Góry


Dane wyjazdu:
20.00 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Kadencja:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Rozgrzewka i rozjazd - Liczyrzepa

Sobota, 18 czerwca 2011 · dodano: 18.06.2011 | Komentarze 0

Kategoria Góry


Dane wyjazdu:
140.00 km 0.00 km teren
04:39 h 30.11 km/h:
Maks. pr.:73.60 km/h
Kadencja:19.0
HR max:190 ( 93%)
HR avg:166 ( 81%)
Podjazdy:2176 m
Kalorie: 3326 kcal

Maraton Liczyrzepa 2011

Sobota, 18 czerwca 2011 · dodano: 18.06.2011 | Komentarze 13

Ależ jesteście niecierpliwi ;) Już spieszę z relacją :)
Generalnie maraton bardzo ciężki, cięższy niż rok temu, ale od początku.

Start o 9:55, w grupie znałem tylko Bartka (WinSho) oraz jego kolegę z teamu, reszta to jedna wielka niewiadoma, okazało się jednak że grupa całkiem konkretna :)
Od startu mocne tempo po płaskim, mój puls nie wiedzieć czemu około 180 - masakra, jakieś krótkie hopki itd a puls nie chce spadać, no ale trzymałem grupę, wychodziłem na zmiany itp...
W sumie jechało nas tak 9 sztuk z 11-osobowej grupy.
Pierwszy ostry podjazd i Mikołaj wychodzi na czoło, reszta ekipy zostaje trochę z tyłu, ale doganiają na zjeździe, grupa liczy już jakieś 7 osób.
Przed nami pierwszy dłuższy podjazd czyli Kapela, wyszedłem na czoło, podkręciłem tempo i odjechałem od grupy, która stopniała do 5 osób razem mną.
Na szczycie zostawiłem ich całkiem konkretnie i stąd zjazd, wiedziałem że mnie dojdą, więc miałem chwilę na spokojne zjedzenie batonika ;) Ale jednak trochę trwało zanim mnie doszli :D

Jedziemy już razem w piątkę, straszne dziury, trzeba uważać, elegancko po zmianach - fajne towarzystwo, bo było równe mocne tempo i nikt się nie oszczędzał. I tak połykaliśmy kolejne kilometry, nagle niby krótka hopka ale Garmin pokazuje 24% i znowu trochę odjeżdżam, no ale znowu dochodzą i szaleją na zjazdach (tu brylował Bartek, który od zeszłego roku poprawił zjazdy diametralnie). Przy Jeziorze Pilchowickim jakaś masakra, na odcinku 200 metrów gruba warstwa błota na całej szerokości, przejeżdżamy przez to i wszyscy wyglądają jak na maratonie MTB, rower cały zaświniony, białe buty zrobiły się czarne itp. Na szczęście akurat jechałem na zmianie, bo ekipa za mną była cała brudna również od frontu ;)

Dojechaliśmy wspólnie do rozjazdu MINI-MEGA, ale wszyscy zgodnie jedziemy dłuższą trasę, przyznam że trochę się bałem tego dystansu, bo zbyt długo na początku jechałem nad progiem i bałem się skurczy.
Następny odcinek bardzo nudny, raczej płasko, szeroka droga, wiatr, czyli coś za czym nie przepadam. Potem zjazd na lokalne drogi i podjazd do Chromca, cały czas w piątkę.

Niestety na 85 kilometrze zaczęły się skurcze :/ Wiedząc co jeszcze było przed nami, odpuszczam i cała czwórka odjeżdża (do tego momentu mieliśmy średnią 32 km/h), jakbym z nimi dalej ciągnął skończyłoby się to źle, więc decyzja jak najbardziej słuszna.

Od tego momentu jadę sam i bardzo spokojnie oszczędzając nogi, jem żelik i batona, kryzys trwa aż do Piechowic i na długim podjeździe do Michałowic, generalnie mimo to wyprzedzam jakiś ludzi, więc tragicznie nie było, ale nie było to też moje mocne tempo :/

Teraz szybki zjazd przez Jagniątków do Sobieszowa, trochę płaskiego i zaczynamy dwa ostatnie podjazdy, gdzie procenty nie małe. Poczułem się na szczęście lepiej i do Zachełmia idzie w miarę fajnie, tylko końcówka ze swoimi 18% mnie męczy. Następnie zjazd do Przesieki i chyba najtrudniejszy podjazd, który dobrze znałem aż do drogi Sudeckiej.

Pod koniec szosa pnie się około 20% przez 2 km, ludzie prowadzą rowery, ja jednak jadę i wyprzedzam :) Na górze punkt żywieniowy, staję - napełniam bidon, zjadam banana i jadę w dół przez Borowice. Dochodzi mnie jakiś koleś i razem lecimy przez Cieplice i Wojcieszyce na metę. Dodam, że cały czas czuję lekkie skurcze.

Podsumowując jestem zadowolony, średnia bardzo dobra, szczególnie że miałem problemy z nogami. Kolejny długi maraton w górach zaliczony. Poziom wydaje się wyższy niż rok temu.
Wyniki:
M2 - 7
Open - 23

Spostrzeżenia:
1. W moim przypadku klapa organizacyjna - w piątek nie dostałem numeru z Chipem, bo coś im się pomyliło (a płaciłem jako jeden z pierwszych), przyjeżdżam w sobotę i co ? Pan pojedzie bez chipa, bo są jakieś błędy, numer na kierownicę wszyscy mieli z imieniem i nazwiskiem, a ja jakiś uniwersalny bez niczego :/ Wieczorkiem jak chciałem zobaczyć wyniki nie było mnie na liście i musiałem interweniować...
2. Timepro już chyba działa coraz gorzej... a dlaczego ? Uwaga, trzecie miejsce na MEGA M2 zajął Krzysztof Kubik (który nie jechał przecież tego maratonu), nawet go wyczytali na podium !! Kris, kto od Ciebie z Interkolu zajął 3 miejsce ?, przekaż że kolega zmienił dane osobowe :D
3. Na dystansie MINI zwyciężył Kacper Szczepaniak !! Jak ktoś nie kojarzy polecam google, koleś wpada na dopingu i ma zakaz startów, więc chyba się dowartościowuje na amatorskich maratonach... aż nie chce mi się tego komentować...

No to chyba wszystko, przepraszam że tak dużo :)
Kategoria Góry, Zawody


Dane wyjazdu:
39.54 km 0.00 km teren
01:23 h 28.58 km/h:
Maks. pr.:53.20 km/h
Kadencja:22.0
HR max:180 ( 88%)
HR avg:146 ( 71%)
Podjazdy:409 m
Kalorie: 786 kcal

Takie tam wrpowadzenie przed wyścigiem

Piątek, 17 czerwca 2011 · dodano: 17.06.2011 | Komentarze 2

Przyjechałem do Jeleniej Góry późnym popołudniem, ale był na szczęście jeszcze czas na tzw. przepalankę przed startem.
Nie byłbym sobą gdybym nie zaliczył jakiegoś podjazdu więc wjechałem nad Przesiekę aż powyżej OSW Chybotek i potem zjazd w dół (było niebezpiecznie - dużo samochodów).
Potem zobaczyłem jak wygląda końcówka maratonu i stwierdzam, że organizator trochę przesadził wydłużając dojazd do mety po płaskim ile się dało - bez sensu, w końcu to góry :/
Zobaczymy jak to będzie jutro, prognozy pogody optymizmem nie grzeszą :/

Kategoria 0 - 70, Góry


Dane wyjazdu:
135.00 km 0.00 km teren
04:49 h 28.03 km/h:
Maks. pr.:59.30 km/h
Kadencja:14.0
HR max:181 ( 89%)
HR avg:162 ( 79%)
Podjazdy:2345 m
Kalorie: 3259 kcal

Klasyk Radkowski MEGA

Sobota, 7 maja 2011 · dodano: 07.05.2011 | Komentarze 9

No to kolejny maraton w tym roku zaliczony, tym razem w górach, więc coś dla mnie i było to widać na trasie, ale po kolei.
Pojechałem oczywiście MEGA, czyli dwie rundy po ok. 67 km.

Start parę minut przed 9:00, świeci słońce, nie ma chmur, ale ICM pokazuje że max dziś to 15 stopni, więc ubieram bluzę i nogawki.
Grupa startowa całkowicie nieznana, przypadkowe 5 osób.

Start, pierwsza niewielka ale mocno nachylona hopka jeszcze nad zalewem, prowadzę grupę i zostaje nas tylko 3 :/ Potem generalnie płasko aż do Wambierzyc, lecimy we trzech po zmianach i jest dobrze.
Za Wambierzycami pierwszy konkretny podjazd i co ? Po chwili jadę już sam, towarzysze zostają w tyle, od tego momentu aż do końca jadę sam (taki urok startu w grupach). Po chwili szybki ale krótki zjazd i zaczyna się pierwszy długi podjazd, kurde nie wiedziałem że jest aż tak ciężki, chwilami istna masakra, a że nie znam to jadę po prostu nie wiedząc kiedy się skończy. Cały czas mijam kolejne osoby, nikt nie jest w stanie utrzymać mi koła :D

Potem zjazd, ale jaki... dziura na dziurze dziurą pogania, chwilami gorzej niż na pamiętnym odcinku w Trzebnicy, tyle że tu jechało się w dół, sick ! W sumie tutaj dobrze, że kręciłem samotnie, najgorsze, że na szosę padały cienie drzew i dziur prawie nie było widać.

Następnie był dość długi fragment, który na mapie wyglądał na płaski, a w rzeczywistości było co chwilę góra-dół i tak w zasadzie aż do Kudowy Zdrój. Na pierwszym bufecie bez postoju.

Od Kudowy zaczyna się najdłuższy podjazd aż do Karłowa, coś koło 10km, nachylenie w miarę stałe, idę mocno ale bez przesady, trzeba mieć siłę na drugie kółko. Tu znowu mijam masę kolarzy.
Z Karłowa to już zjazd do Radkowa, ale bardzo techniczny, wiele zakrętów, serpentyn, trzeba uważać - nie szaleję i jadę około 55km/h.

Dojeżdżam do Radkowa i lecę na drugie kółko, tu chyba straciłem najwięcej, bo poprzednio do Wambierzyc jechaliśmy we trzech, a teraz śmigałem sam, a do tego zaczęło mocno wiać w twarz :/
Potem kolejne podjazdy, zjazdy itd w zasadzie pojechane w tym samym tempie co za pierwszym razem. Na bufecie staję na chwilę, bo trzeba dolać wodę do bidonu. Ostatni podjazd pojechałem trochę mocniej niż za pierwszym razem, no bo już nie trzeba było oszczędzać sił. Na zjeździe do Radkowa też trochę szybciej, no i w lewo na metę ;) Drugie kółko zajęło mi 2 minuty więcej.

Podsumowując jestem mega zły, bo do podium w M2 zabrakło mi 15 sekund !!!! Jakbym wiedział to bym spokojnie to urwał, myślę że nawet kilka minut dałoby się szybciej pojechać. Trochę zbyt zachowawczo pojechałem pierwsze kółko, ale bałem się o siły na dalszą drogę. Niestety start w grupach jest do dupy i nic tego nie zmieni :/ Ale co tu dużo gadać, wynik chyba dobry prawda ? :)

Wyniki:
M2: 4
OPEN: 14

Na razie jedna fotka:
Kategoria 130-140, Góry, Zawody


Dane wyjazdu:
102.34 km 0.00 km teren
03:56 h 26.02 km/h:
Maks. pr.:64.10 km/h
Kadencja:23.0
HR max:174 ( 85%)
HR avg:154 ( 75%)
Podjazdy:2068 m
Kalorie: 2229 kcal

Będąc w górach trzeba korzystać

Sobota, 23 kwietnia 2011 · dodano: 23.04.2011 | Komentarze 3

Dziś po prostu musiałem dać sobie w kość, bo teraz mam dwa dni regeneracji ;)
Przed treningiem trochę pechowo, najpierw zerwała mi się linka BOA w bucie (na szczęście miałem zapasową, ale wymiana trochę trwała), a potem zobaczyłem że z tyłu zeszło całe powietrze. Musiało coś wczoraj przedziurawić dętkę :/ Czasu nie miałem, więc napompowałem 9 atm licząc że wystarczy na cały trening - udało się :)

To do rzeczy, pogoda genialna i gdybym nie miał swojego planu treningowego po prostu wybrałbym się na Okraj. Jednak w planie było zrobienie jak największej ilości podjazdów, więc zdecydowałem się na rundy "dookoła zbiornika Sosnówka" - tak je nazywam ;) Od Podgórzyna jedziemy podjazd przez Borowice i dalej na Sosnówkę, końcówka sztywna. Potem szybki i bardzo techniczny zjazd już przez samą Sosnówkę i objazd jeziora aż do Podgórzyna. Dużo ludzi szło ze święconką i trzeba było uważać na krętym zjeździe.

Dziś poświęciłem się kadencji na podjazdach, więc łatwo nie było ale puls był duuuużo niższy niż wczoraj, a już się martwiłem że z formą to nie do końca dobrze wygląda.
W sumie walnąłem 6 takich podjazdów, jeden wydłużyłem o drogę w kierunku Karpacza. Fajny trening wyszedł jak się popatrzy na przewyższenie. W sumie w dwa dni zrobiłem ponad 4000 metrów więc jestem bardzo zadowolony.

Garmin oczywiście tradycyjnie na zjazdach pokazuje kosmosy, denerwuje mnie to, bo nie mogę sprawdzić jak mi szybko spada puls po podjeździe:/ Muszę się zastanowić co z tym fantem zrobić, bo tak być nie może...
Parę fotek poniżej.
śr. kadencja: 82 (byłoby lepiej, ale na technicznych zjazdach prawie nie szło pedałować)


It's me


Widoczek:


Na rozstaju Karpacz-Borowice-Sosnówka:


Droga do Karpacza Górnego (dziurawa):
Kategoria Góry, 100-120