Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Virenque z miasteczka Zielona Góra. Mam przejechane 87014.77 kilometrów w tym 1170.98 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 30.13 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
Trzymaj Koło Fajny Weekend :) Warto odwiedzić:
Blog Garenge
Jimmy
Virtualtrener Mój idol: Richard Virenque

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Virenque.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

Góry

Dystans całkowity:10973.40 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:392:24
Średnia prędkość:27.88 km/h
Maksymalna prędkość:86.00 km/h
Suma podjazdów:197829 m
Maks. tętno maksymalne:197 (98 %)
Maks. tętno średnie:185 (92 %)
Suma kalorii:228787 kcal
Liczba aktywności:160
Średnio na aktywność:68.58 km i 2h 29m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
45.12 km 0.00 km teren
01:36 h 28.20 km/h:
Maks. pr.:60.60 km/h
Kadencja:82.0
HR max:182 ( 91%)
HR avg:147 ( 73%)
Podjazdy:788 m
Kalorie: 802 kcal

Wprowadzenie przed Czasówką Sudecką

Piątek, 25 kwietnia 2014 · dodano: 26.04.2014 | Komentarze 2

Nareszcie w Karkonoszach, nie ma dla mnie lepszego miejsca w Polsce jeśli chodzi o jazdę po górach :) Jutro Czasówka Sudecka więc dziś klasyczne wprowadzenie.
Pojechałem sobie najpierw przez Jagniątków podjazdem do Michałowic i potem jeszcze na rekonesans czasówki czyli przez Przesiekę do Drogi Sudeckiej.
Noga kręciła w miarę dobrze, zobaczymy na czasówce jak to ostatecznie wyjdzie ale trzeba być dobrej myśli :P
Pogoda spoko, na zjazdach chłodno, pod górę gorąco, czyli jak to w górach. Podczas czasówki ma być istny armageddon, ulewy i burze, dobrze że to tylko 20 minut jazdy i po robocie :P
Najgorszy pewnie będzie zjazd z mety na dół.


http://connect.garmin.com/activity/487554689
Kategoria 0 - 70, Góry


Dane wyjazdu:
121.93 km 0.00 km teren
04:28 h 27.30 km/h:
Maks. pr.:76.00 km/h
Kadencja:
HR max:180 ( 90%)
HR avg:134 ( 67%)
Podjazdy:1569 m
Kalorie: 1917 kcal

VTC Dzień VIII - Park Narodowy Krka

Czwartek, 13 marca 2014 · dodano: 13.03.2014 | Komentarze 1

Dziś zaplanowaliśmy sobie identyczną rundkę jak w niedziele, z uwagi na jej duże walory widokowe i fajne tereny. Kilka razy trzeba się przebijać przez kaniony rzeki Krka więc wychodzą fajne zjazdy i podjazdy. Elegancko dookoła parku wychodzi 100 km więc jeszcze sobie w trójkę trochę dokręciliśmy.
Nie wziąłem dziś powertapa, chciałem potestować Ridleya na wysokich stożkach Easton, jest też kilka wypasionych fotek ale że tu internet działa tak jak działa to zaległości zdjęciowe nadrobię później.
Generalnie jestem w szoku jeśli chodzi o moją regenerację i ogólną formę - wszystko zmierza w dobrym kierunku...

http://connect.garmin.com/activity/460252626


Dane wyjazdu:
128.44 km 0.00 km teren
04:17 h 29.99 km/h:
Maks. pr.:67.00 km/h
Kadencja:85.0
HR max:182 ( 91%)
HR avg:143 ( 71%)
Podjazdy:1615 m
Kalorie: 2138 kcal

VTC Dzień VII - Primosten podjazdy

Środa, 12 marca 2014 · dodano: 12.03.2014 | Komentarze 0

Dziś w planie były podjazdy, trochę trzeba było zmodyfikować, bo prawdziwe góry były wczoraj.
Pojechaliśmy w okolice Primostenu i tam katowaliśmy rundy z fajnymi podjazdami i hopkami, generalnie szło bardzo fajne tempo czego mi tu trochę brakowało.
Potem kawka w Primostenie nad morzem i powrót szybkim tempem na kwaterę.

Sporo podjazdów w tempie wyścigowym, symulowanie ataków, częsta jazda nadprogowa - w skrócie to co tygryski lubią najbardziej :D

http://connect.garmin.com/activity/459756080

Dane wyjazdu:
79.54 km 0.00 km teren
03:33 h 22.41 km/h:
Maks. pr.:52.00 km/h
Kadencja:75.0
HR max:146 ( 73%)
HR avg:177 ( 88%)
Podjazdy:2295 m
Kalorie: 1817 kcal

VTC Dzień VI - Sveti Jure 1765 m npm

Wtorek, 11 marca 2014 · dodano: 11.03.2014 | Komentarze 2

Nie będę się dziś rozpisywać, bo jestem delikatnie mówiąc wyjechany ;)
W każdym bądź razie pojechaliśmy 130km busem do Makarskiej żeby zaliczyć najwyższą szosę w Chorwacji i wjechaliśmy na słynne Sveti Jure.
W skrócie - 30km podjazdu, z poziomu morza na prawie 1800 metrów, KOM na Stravie, śnieg na szczycie i kilka przygód. Jutro może zrobię pełniejszy wpis na Trzymaj Koło.

Cały opis podjazdu i relację możecie już przeczytać pod linkiem na Trzymaj Koło.

Było zacnie, kilka fotek na pamiątkę:













http://www.strava.com/activities/119796307

Dane wyjazdu:
120.87 km 0.00 km teren
04:29 h 26.96 km/h:
Maks. pr.:68.90 km/h
Kadencja:77.0
HR max:177 ( 88%)
HR avg:134 ( 67%)
Podjazdy:1517 m
Kalorie: 1745 kcal

VTC Dzień IV - Park Narodowy Krka i chorwackie KOM-y

Niedziela, 9 marca 2014 · dodano: 09.03.2014 | Komentarze 1

Czwarty dzień w Chorwacji i czwarty ciężki trening :)
Nie ma lekko, na dziś zaplanowana faja górska trasa dookoła Parku Narodowego Krka, czyli miało być widokowo i bardzo interwałowo. W założeniach treningowych również odcinki symulowanego wyścigu.

Od początku bardziej spacerowo, jak wychodziłem na zmianę słyszałem tylko „wolniej”, no więc trochę sobie odskoczyłem i popracowałem samotnie pod wiatr w drugiej strefie mocy.

Potem poczekałem i po zmianach jechaliśmy do Skradinu. Tutaj podjazdy trenowała jakaś zawodowa ekipa z Czech z jednym polakiem w składzie, pogadaliśmy sobie i ze Skradinu już mocny, pierwszy dłuższy podjazd. Tu nie szalałem, spokojna tlenowa jazda plus kilka skoków.

Nogi generalnie już mocno ujechane po poprzednich 3 dniach, więc podjazdy szły dość ciężko.
Potem był zjazd pod taki wiatr, że jak się przestawało pedałować to rower stawał w miejscu i następnie super górka, najpierw wąsko przez małe miasteczko, potem kilka serpentyn i szczyt.
Stąd już zjazd nad słynne wodospady Krka, bardzo urokliwe i sympatyczne miejsce, aż się nie chciało stamtąd odjeżdżać.

W sumie kanion Parku przekraczaliśmy 3 razy i tam było zawsze sztywno dół-góra. Jak już skończyliśmy to pojechaliśmy w piękne i urokliwe miejsce – Visovac Monastery, podjazd i zjazd średnio 8%, na dole tylko rondo i widok na jezioro z wyspą, na której stoi zabytkowy klasztor. Jednym słowem bajka, serpentyny i ostre nachylenie, czyli moje środowisko naturalne :D

Po tym widokowym podjeździe już wróciliśmy na kwaterę, zaliczając jeszcze rozjazd do Vodic i pizzę w restauracji :)
Ogólnie dziś jeździłem raczej spokojnie, na trzech podjazdach dałem z siebie wszystko i pomimo zmęczenia są trzy chorwackie KOMy !!
A tutaj te segmenty już dość wyśrubowane :)

No i generalnie pełna lampa z nieba i jazda na krótko – jest już nawet opalenizna :)

Kilka fotek z Parku Narodowego Krka:









http://www.strava.com/activities/119093929/segment...



Dane wyjazdu:
120.98 km 0.00 km teren
04:29 h 26.98 km/h:
Maks. pr.:68.20 km/h
Kadencja:83.0
HR max:185 ( 92%)
HR avg:146 ( 73%)
Podjazdy:1842 m
Kalorie: 2207 kcal

VTC Dzień III podjazdy

Sobota, 8 marca 2014 · dodano: 08.03.2014 | Komentarze 2

Kolejny ciężki dzień w Chorwacji za nami.
Tym razem na tapetę wjechały podjazdy, zarówno na vo2max, jak i na LT.

Najpierw dojazd do Grebavicy nad morzem, malowniczo i spokojnie po zmianach, potem zaczęliśmy zabawę na podjazdach, tu już każdy jechał swoje. W sumie zaliczyłem 5 podjazdów po 10-12 minut, pierwszy mocno, kolejne już słabiej ale noga też zmęczona po wczorajszych 160km.

Jak już skończyliśmy podjazdy to interwałową trasą i szybkim zjazdem dojechaliśmy do miasteczka Primosten. Zajebiście położona starówka i wyspa tworzą extra klimat. Tutaj obowiązkowo nadmorski coffe-break, lampa z nieba była niesamowita, Garmin rozgrzał się do 30 stopni.

Fotka sprzed kawiarni:



Potem widokową trasą nad morzem dojechaliśmy przed Szybenik, gdzie objazdem ominęliśmy najgorsze miejsca. Andrzej obczaił taki objazd, że nikt go już nie lubi. Mega sztywna sztajfa pod mega silny wiatr, tu prawie każdy stał w miejscu :)
Na koniec walka z wiatrem i czarowanie wraz z atakami, oderwaliśmy się z Arkiem i stoczyliśmy zacięta bitwę na tablicę – udało się wygrać o grubość opony :)
No i jeszcze zdjęcie dla mojej żony z okazji Dnia Kobiet :)



Było zajebiście, nogi bolą – jest bombowo :)
http://connect.garmin.com/activity/457102020


Dane wyjazdu:
160.91 km 0.00 km teren
05:55 h 27.20 km/h:
Maks. pr.:71.10 km/h
Kadencja:87.0
HR max:189 ( 94%)
HR avg:147 ( 73%)
Podjazdy:2039 m
Kalorie: 3083 kcal

VTC Dzień II - Trogir

Piątek, 7 marca 2014 · dodano: 07.03.2014 | Komentarze 1

Drugi dzień w Chorwacji i już pełen konkret :)
Wyjechaliśmy o 10 rano, a wróciliśmy o 18:00 – masakra ale było dużo przygód o których za chwilę i trochę błądzenia.
Cel był prosty, znaleźliśmy fajny podjazd w Trogirze więc trzeba było go po prostu zaliczyć, a że Trogir leży dość daleko od Vodic to już inna historia ;)
Rano jeszcze chłodno, więc nogawki, rękawki i kamizelka obowiązkowe.

Najpierw trasa nad wybrzeżem, szło sprawnie, ja zaliczyłem dodatkową hopkę i potem miałem tempówkę goniąc grupę :)
Po niedługim czasie dojechaliśmy do fajnego podjazdu, zrobiony sprawnie, na górze kilka fotek:





Potem ciekawa jazda po wąskich asfaltach, nawigacja Garmina zaprowadziła nas nawet prosto na jakieś gospodarstwo i w labiryncie uliczek zaliczyłem małą glebę odbijając się wcześniej dwa razy o mur, parę szlifów i chrzest roweru zaliczone :/
Potem interwałowa trasa zakończona szybkim zjazdem, trochę płaskiego i wylądowaliśmy w Trogirze. Piękne miasto, zatrzymaliśmy się na coffe-break na starówce, espresso z mlekiem było zajebiście dobre i klimacik miejsca również.

Z Trogiru trzeba było jeszcze trochę pozamulać po płaskim pod wiatr i zaczął się cel dnia, czyli niespełna 10-kilometrowy podjazd.
Bardzo fajne serpentyny, niestety w większości pod zajebiście mocny wiatr, wjeżdżałem sobie spokojnie pod progiem, potem jeszcze lżej. Na szczycie byłem pierwszy, przewaga duża więc myślałem co ze sobą zrobić. Zauważyłem ostrą krótką drogę i jakiś krzyż na szczycie, no to wjechałem to sobie na zasadzie im wyżej tym lepiej. Coś po drodze krzyczał jakiś Chorwat ale byłem w „transie podjazdu”.

Do góry kilka fotek i zauważyłem, że to jest chyba jakiś cmentarz wojskowy, zjeżdżam na dół, a tam zonk. Ten koleś co krzyczał zamknął cmentarz i dzwoni na policję. Jego zdaniem wjechanie tam rowerem to przestępstwo. Centralnie mnie uwięził i nie chciał w ogóle gadać ani ze mną, a ni z nikim z Teamu. Masakra jakaś, wiało tam jak cholera i było mega zimno.
Czekaliśmy na policję jakieś 45 minut, wreszcie przyjechał, jakoś się dogadaliśmy, spisał dowód osobisty (na szczęście miałem ze sobą) i mnie puścił.

W ten sposób pierwszy raz w życiu byłem uwięziony na cmentarzu...
Ale za to widoki ze szczytu były wręcz obłędne.









Potem przemarznięty zjeżdżałem na drugą stronę i zaczął się powrót do Vodic. Było ciężko, zaczęło niektórych powoli odcinać. To był bardzo ciężki powrót, chwilami pod wiatr chwilami z wiatrem. Żeby nie musieć mocno zwalniać zostałem sobie trochę z tyłu i potem na solo goniłem grupę, wyszła fajna tempówka, bo było lekko w dół i grupa trzymała 40-50 km/h ;)
W Szybeniku już każdemu brakowało jedzenia, wszyscy byli już mega ujechani, ostatnie 10 km i byliśmy na kwaterze. Ciężki ale zajebisty trening został w nogach :)

Oby tak dalej ! No i dwie nieszablonowe przygody :P

http://connect.garmin.com/activity/456600472


Dane wyjazdu:
58.00 km 0.00 km teren
01:48 h 32.22 km/h:
Maks. pr.:68.70 km/h
Kadencja:83.0
HR max:189 ( 94%)
HR avg:174 ( 87%)
Podjazdy:1273 m
Kalorie: 1842 kcal

Górskie Mistrzostwa Polski 2013 Masters

Niedziela, 8 września 2013 · dodano: 08.09.2013 | Komentarze 7

No i w końcu nadszedł „ten” dzień, ten na który czekałem cały kolarski rok i ten któremu w zasadzie miała być podporządkowana większość sezonu.

Pobudka o 7:00 i kolarskie śniadanko, szykowanie bidonów, popędzanie żony z synkiem (tym razem mieliśmy być wszyscy na starcie) i koniec końców dopiero po 9:30 jestem w okolicy startu, który był zaplanowany na 10:10. Oj mało czasu i trochę na wariata.
Szybkie przebieranie, wskakuję na rower i próbuję się choć trochę rozgrzać. Sprawdzam sprzęt – wszystko śmiga, no to zjeżdżam w okolice startu.

Jeszcze raz przed samym startem sprawdzam przednią przerzutkę i zgroza – nie wchodzi mi blat, coś się zblokowało, przesunęło, nie wiem ale nic już nie można zrobić, może jakimś cudem uda się wrzucić na wyścigu...
Chwila w sektorze i ruszamy, dookoła same „dobre nazwiska”. Wymieszali grupę Cyklosport z Amatorami ale na szczęście można się było połapać kto jest kto po numerach.
Spodziewać można się tylko ognia ;)
Najpierw dwie hopki i zjazd, tutaj jadę czujnie, czołówka na wyciągnięcie ręki ale nie świruję na zjeździe. Na dole mała strata którą szybko niwelujemy.
Na hopce nad Zalewem Sosnówka stwierdzam, że warto byłoby się jednak rozgrzać przed pierwszym podjazdem i wychodzę na czoło w naszej dużej grupy podkręcając trochę tempo. To oczywiście nie miała być żadna akcja, bardziej zaznaczenie obecności ;) Potem zjeżdżam tak na 6 pozycję, grupę prowadzę jeszcze chwilę na początku podjazdu pod Sosnówkę.
No właśnie pierwszy podjazd... Od razu w naszej kategorii idzie ogień, w sumie tego się spodziewałem (za krótki dystans), trzymam się w czołówce, która z każdym metrem topnieje i na szczycie jesteśmy jakoś w dziesięciu – ładny przesiew.

Przed zjazdem wielkie obawy jeśli chodzi o przerzutkę. Nie chce wejść na blat jednak po dłuższym trzymaniu cudem wskakuje – ostatecznie udało się to zrobić na każdym zjeździe, tylko raz trwało to dłużej a raz krócej ;)
Zjazd idzie sprawnie, lecimy w dziesiątkę, tempo jest w miarę normalne. Wyjeżdżamy nad Zalew i dojeżdżają do nas dalsze grupki, znowu robi się większa grupa i takim składem zaczynamy drugi podjazd.
No i powtórka z rozrywki czyli ogień potworny :) Trzymam i trzymam czołówkę, mam jednak chwilowy kryzys i zostaję tak z 20-30 metrów, przede mną 6 chłopa, z czego 5 z mojej kategorii Cyklosport plus Marcin Rogowski od nas z Teamu (jechał w amatorach).

Kryzys mija ale nie mogę skasować tych głupich 30 metrów, jestem coraz bliżej już na szczycie. Na tych dwóch hipkach do góry prawie ich dochodzę. Mam jednak pecha, jak zaczął się zjazd Marcin postanowił zaatakować i pojechał „na wariata” co skutecznie zatrzasnęło mi drzwi do dogonienia czołówki. Ja nie będę tak ryzykował, mam żonę i synka i to oni są najważniejsi, a nie jakiś pucharek ;)
Mimo wszystko jechałem naprawdę szybko jak na mnie, jak wyjechaliśmy nad Zalew widziałem ich cały czas przed sobą – niestety akurat ruszył się mocny wiatr w twarz i już ich nie doszedłem.
Pozostało pilnować 6 miejsca w kategorii i liczyć, że może z przodu kogoś odetnie ;)

Takim sposobem następne dwa kółka jechałem samotnie walcząc z podjazdami i wiatrem w twarz. W sumie myślałem, że tracę strasznie dużo czasu, a w wynikach widać że straciłem ostatecznie tylko 3 minuty do zwycięzcy. Ciekawe co by było jakbym wtedy jednak ich doszedł, ale nie ma co gdybać.
Metę przekraczam jako szósty zawodnik w mojej kategorii co daje mi szerokie podium i dyplom. W sumie chyba trzeba się cieszyć.

Pewien niedosyt pozostał, to jest ciekawe, bo np. rok temu z szóstego miejsca cieszyłbym się na maksa. Jednak z czasem oczekiwania wobec siebie mocno rosną. Naprawdę nie dużo mi brakuje do najlepszych, ale za rok się raczej miejsca nie poprawi, bo już będę startował w najbardziej prestiżowej i najmocniej obsadzonej kategorii M30...
W sumie to dla mnie lepiej jakby jeszcze te dwa kółka były, wytrzymałościowo jestem dobry, a pewnie nie byłoby aż takiego ognia od początku.

A Marcin od nas wygrał kategorię Amator, dowalił zresztą również zwycięzcy Cyklosportu i zgarnął koszulkę Mistrza Polski. Tak więc w Teamie mamy aktualnego mistrza !!

Na pociechę pozostaje mi KOM z tego podjazdu na Stravie, gdzie mam czas lepszy niż Jarek Michałowski – zwycięzca w M30 :P
http://www.strava.com/activities/81116534#1654202857

No i fotki, są nawet mikrofilmiki ;)


















&feature=youtu.be
&feature=youtu.be
Kategoria Góry, Zawody


Dane wyjazdu:
42.09 km 0.00 km teren
01:30 h 28.06 km/h:
Maks. pr.:64.40 km/h
Kadencja:78.0
HR max:185 ( 92%)
HR avg:142 ( 71%)
Podjazdy:821 m
Kalorie: kcal

Wprowadzenie przed GMP

Sobota, 7 września 2013 · dodano: 08.09.2013 | Komentarze 0

Podjazd wyścigowy plus wjazd do Karpacza, odebranie numerków, pogaduchy z kumplami z Teamu. Na koniec zjazd wyścigowy, trochę dokrętki i do domu :)
Kategoria Góry


Dane wyjazdu:
135.15 km 0.00 km teren
04:10 h 32.44 km/h:
Maks. pr.:73.70 km/h
Kadencja:82.0
HR max:180 ( 90%)
HR avg:154 ( 77%)
Podjazdy:2350 m
Kalorie: 2179 kcal

Road Trophy 2013 Etap III

Niedziela, 18 sierpnia 2013 · dodano: 19.08.2013 | Komentarze 5

Ostatni etap, najdłuższy, 130 km ale w końcu normalne ściganie bez miliarda różnych ścianek.
Wstaję rano i kompletnie się nie czuję, zero ochoty na jazdę na rowerze i najchętniej zostałbym na kwaterze. No ale zjadam śniadanie, szykuję się i jadę na start.
Udaje się dobrze ustawić w sektorze celem uniknięcia kłopotów z pierwszego etapu. Start taki sam, czyli mega stromizny aż na Koczy Zamek.
Jedzie się dobrze i równo, na największym nachyleniu ludzie przede mną mocno zwalniają ale udaje się wszystko przejechać w siodle – ufff.
Na szczycie Koczego Zamku strata do czołówki w sumie niewielka, bo ich widziałem, zaczyna się szybki i dziurawy zjazd z Ochodzitej, nagle zaczynam kręcić korbą i czuję luz, patrzę w dół – łańcuch znowu spadł mi na zewnątrz i już wisi na pedale :/ Czyli znowu pech, no ale nic, zatrzymuję się, chwilę męczę się z łańcuchem, trochę osób mnie wymija i ruszam w dół.
Dochodzę fajną grupkę i jedziemy zgodnie po zmianach, teraz kilka karkołomnych zjazdów i stromych ścianek w stylu Wieśka, na każdej trochę odjeżdżam do przodu, w grupce jest też Tomek z Teamu oraz Rafał Szmytka z którym jechałem prawie cały sobotni etap – jakby nie patrzeć rywal w kategorii :)

Po serii podjazdów jest dość płaski i wietrzny odcinek na Słowacji, dobrze że zebraliśmy liczną grupkę, bo samotnie albo tak jak w sobotę w cztery osoby byłoby ciężko. W sumie u naszych południowych sąsiadów bez przygód, równe i mocne zmiany i kilometry szybko uciekały.
Zaczynamy najfajniejszy i najdłuższy podjazd dnia, piękny asfalt, szeroko, mały ruch i serpentyny. Najpierw od naszej grupki odjeżdża Rafał, ja jadę swoim tempem i tez odjeżdżam ale mam do niego stratę. Jednak z każdym kilometrem zaczynam ładnie odrabiać aż w końcu go wyprzedzam, kawałek dalej widzę też kolejną dużą grupkę – cel mógł być tylko jeden – dojść ich :)

Na 1 km przed szczytem był bufet, zatrzymuję się i tankuje oba duże bidony do pełna – jest gorąco więc i „spalanie” duże ;) Trochę za długo jednak trwa tam obsługa i mija mnie znowu Rafał, a grupka którą widziałem się oddaliła. Gonię ile mogę pod górę, na szczycie mam do nich stratę i teraz coś niespotykanego – ja na zjeździe na solo gonię grupkę, są coraz bliżej i na płaskim trochę zagięcia i się udaje – ufff. Skład był tu całkiem zacny więc wiedziałem, że to już całkiem blisko czołówki, od razu humor lepszy.

Teraz znowu trochę płaskiego, lekki podjazd na granicę trasą Rajcza Tour, ostry zjazd do Ujsoł i płasko do Milówki. Cały czas w miarę zgodna współpraca i równe tempo.
Przed nami ostatnie 10 km pod górę na Koczy Zamek, dla mnie w zasadzie liczyło się pokonanie Rafała Szmytki, bo tylko on był tu z mojej kategorii wiekowej, no ale fajnie byłoby pokonać całą tą grupkę. Na początku trochę problemy z przerzutkami ale jadę w czubie.
Wszyscy się trzymają, trochę większe nachylenie i ostro staję w korbach – pierwsza selekcja. Jadę jednak już na oparach i trudno jest utrzymać aż takie tempo, mam więc na ogonie kilka osób. Robię druga poprawkę, na kole siada tylko Rafał i Łukasz Kramarczyk. Jeszcze jedna poprawka i zostajemy tylko z Rafałem. Ten jednak z wiadomych powodów nie daje zmian tylko siedzi mi na kole jak cień.
Trochę zmniejszam tempo, przed nami najgorszy odcinek czyli ostro nachylona kostka brukowa. Znowu dochodzi do nas Łukasz i atakuje na wspomnianej kostce, jednak wrzucam bardzo konkretną moc (nie wiem skąd miałem na to siły), urywam wreszcie Rafała, mijam też Łukasza zostawiając do z tyłu :) Teraz to już nie kalkuluję tylko jadę tyle ile mogę na metę i wjeżdżam pierwszy z tej grupki :D Udało się.

Super etap, wreszcie noga kręciła tak jak bym chciał, no i wynik już całkiem przyzwoity:
Kategoria A – 4 miejsce
OPEN – 20 miejsce

Podsumowując całe Road Trophy to teraz pewnie pojechałbym zupełnie inaczej etap sobotni. W piątek przez mega pecha straciłem szanse na jakikolwiek wynik w generalce, teraz widzę że 3-4 miejsce było realne bez tego pecha. Też kompletnie nie wiedziałem jak rozkładać siły, bo to pierwsza w życiu etapówka. Ani razu mnie nie odcięło, chyba nauczyłem się w końcu dużo pić i jeść :) Wskoczyłem w generalce na 7 miejsce w kategorii które kompletnie nie odzwierciedla moich możliwości. Ale miałem super trening i fajny ostatni etap więc cały ten wyścig mimo wszystko zaliczam do udanych. Rower trochę szwankował i będzie trzeba wymienić pancerze, bo po tych ściankach zobaczyłem jak bardzo tragicznie chodzą moje przerzutki ;)
No i bardzo zastanawiające jest to, że najlepiej noga kręciła dopiero 3 dnia czyli na największym zmęczeniu.






Kategoria 130-140, Góry, Zawody