Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Virenque z miasteczka Zielona Góra. Mam przejechane 87014.77 kilometrów w tym 1170.98 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 30.13 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
Trzymaj Koło Fajny Weekend :) Warto odwiedzić:
Blog Garenge
Jimmy
Virtualtrener Mój idol: Richard Virenque

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Virenque.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

Góry

Dystans całkowity:10973.40 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:392:24
Średnia prędkość:27.88 km/h
Maksymalna prędkość:86.00 km/h
Suma podjazdów:197829 m
Maks. tętno maksymalne:197 (98 %)
Maks. tętno średnie:185 (92 %)
Suma kalorii:228787 kcal
Liczba aktywności:160
Średnio na aktywność:68.58 km i 2h 29m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
40.83 km 0.00 km teren
01:38 h 25.00 km/h:
Maks. pr.:66.30 km/h
Kadencja:73.0
HR max:185 ( 92%)
HR avg:147 ( 73%)
Podjazdy:862 m
Kalorie: 850 kcal

Ciężki powrót na rower

Sobota, 2 czerwca 2012 · dodano: 02.06.2012 | Komentarze 2

Wczoraj bolało mnie dosłownie prawie wszystko :/ Dupa i biodro obite konkretnie, na prawej ręce wielki strup, szlif trochę się będzie goił, prawa ręka obolała po zastrzyku, naciągnięta szyja i ścięgna po wewnętrznej stronie ud - jednym słowem masakra jak się patrzy.

Dziś jak wstałem dużo lepiej nie było, najgorsze są te ścięgna na nodze, bo bolą do tego stopnia, że nie dało się ubrać skarpetek :/

No ale skoro jutro wyścig to dziś musiałem sprawdzić czy jest jakaś szansa na udział, więc wybrałem się na krótki trening.
Najgorzej było wsiąść na rower, potem już jakoś poszło, na podjazdach początkowo odruchowo mocniej kręciłem lewą nogą, ale potem zmusiłem się do równej pracy obu. W zasadzie każda stójka to ból konkretny. Na zjazdach raz że uraz psychiczny i wolna jazda, a dwa przy każdej konkretnej nierówności duży ból ręki, bo na tych odcinkach po prostu pękały mi strupy :/

O miłym i komfortowym treningu mówić nie można, ale że jestem hardcorem to zrobiłem dwa konkretne podjazdy - Michałowice i Drogę Sudecką przez Przesiekę. W sumie jak na tak krótki dystans przewyższenie wyszło bardzo fajne.

Na domiar złego jakieś kosmiczne pulsy dziś notowałem, jakbym był kompletnie bez formy :/ Zastanawiam się czy to nie efekt zastrzyku w szpitalu lub tej maści którą mi rany posmarowali...

No nic jutro Sudety Tour i zapewne pojadę bez napinki i bardziej turystycznie, obym tylko ukończył. Szkoda, bo zapowiada się fajny wyścig i chciałem dać z siebie wszystko. Nie w tym roku. Pewnie gdybym nie opłacił startowego w ogóle bym zrezygnował...

Kategoria 0 - 70, Góry


Dane wyjazdu:
20.21 km 0.00 km teren
00:45 h 26.95 km/h:
Maks. pr.:54.60 km/h
Kadencja:77.0
HR max:179 ( 89%)
HR avg:126 ( 63%)
Podjazdy:275 m
Kalorie: 327 kcal

Za głupotę trzeba płacić... czyli bolesna lekcja :/

Czwartek, 31 maja 2012 · dodano: 31.05.2012 | Komentarze 19

Miał być mocny treningowo weekend w górach zakończony super wyścigiem Sudety Tour...
Miało być zajebiście...
Dziś miał być genialny trening na podjazdach zrobiony dokładnie według rozpiski od trenera.
A co jest ?

Podarte ciuchy i szlify tak mocne, że aż pojechałem do szpitala na opatrzenie i zastrzyk na tężca. Na szczęście sprzęt cały i kości całe, klamka się wygięła, ale wyprostowałem, a tak poza tym to oczywiście porysane buty, pedały i tylna przerzutka oraz prawa klamka.

A jak to się stało...

Jak przyjechałem dziś do Jeleniej Góry wszystko mówiło mi nie jedź na trening... autentycznie, najpierw pogoda z przelotnymi mocnymi deszczami i ciemnymi chmurami, potem zawiesił się Garmin i musiałem robić hard reset wraz z wprowadzaniem wszystkich danych od początku.
Wyjechałem na podjazdy na Przesiekę jak było jeszcze mokro, dojechałem do Podgórzyna i patrzę a do góry oberwanie chmury, więc postanowiłem moje dzisiejsze podjazdy potrenować na trasie Sobieszów-Michałowice.

Jeden podjazd zaliczony według rozpiski, noga kręciła pięknie. No i zjeżdżam po mokrym w dół. Stwierdzam, że skoro mokro to można potrenować technikę. I tak ją trenowałem, że źle oceniłem zakręt. Jak już doszedłem do wniosku, że z niego wylecę i trzeba się bardziej złożyć to chyba koło musiało być na białym pasie. Uślizg momentalny i permanentny - zero czasu na jakąkolwiek reakcję i gleba na prawą stronę przy prędkości ok. 50 km/h. Na całe szczęście nic nie jechało z naprzeciwka, bo może bym tego teraz nie pisał.

Polecam sprawdzenie wykresu na Garminie - widać idealnie gdzie i przy jakiej prędkości było bliskie spotkanie z asfaltem.

Teraz mam obity prawy bok, ogromne otarcia na prawej ręce i udzie. Ale zapewne jeździć się z tym da, więc wyścig w niedzielę otwarty :D

Na specjalne życzenie fotka poglądowa otarcia na nodze:


Kategoria 0 - 70, Góry


Dane wyjazdu:
40.00 km 0.00 km teren
01:30 h 26.67 km/h:
Maks. pr.:61.60 km/h
Kadencja:82.0
HR max:166 ( 83%)
HR avg:117 ( 58%)
Podjazdy:250 m
Kalorie: 600 kcal

Poranny rozjazd w Ustroniu

Niedziela, 13 maja 2012 · dodano: 13.05.2012 | Komentarze 2

Wstałem rano i na czczo pojechałem sobie na poranny rozjazd po wyścigu, bo było sucho i nie padało. Zimno jak cholera, trochę zmarzłem. Pokręciłem się po Ustroniu na niskim tętnie i bardzo spokojnie.
Po wyścigu czuję się dobrze, trochę nogi bolą.

Są już wyniki oficjalne:
M2 - 19
OPEN - 53

Czas z Garmina - 3:19:18 dałby mi miejsce w pierwszej trzydziestce OPEN i pierwszej dziesiątce w kategorii, więc trochę mi się humor poprawił ;)
Pomimo masakry na pierwszy podjeździe nie było źle w ostatecznym rozrachunku... gdyby tylko nie ta guma, no ale to zdarzenie losowe.
Teraz czekam na fotki :)

Jedno już mam - z mety na Równicy:
Kategoria 0 - 70, Góry


Dane wyjazdu:
98.00 km 0.00 km teren
03:19 h 29.55 km/h:
Maks. pr.:70.00 km/h
Kadencja:77.0
HR max:190 ( 95%)
HR avg:164 ( 82%)
Podjazdy:1704 m
Kalorie: 2285 kcal

Pechowy Puchar Równicy 2012

Sobota, 12 maja 2012 · dodano: 12.05.2012 | Komentarze 17

Co to była za szkoła życia... Ale może od początku...

Pobudka o 7:30, szybkie śniadanko, trochę relaksu, ubieram się i jadę na start z Bartkiem, który nocował w tym samym ośrodku co ja.
Rano było 20 stopni i piękne słońce, ale ja wiedziałem z prognoz co ma się dziać potem, więc ubrałem potówkę, bluzę i na nią koszulkę, na nogi wziąłem nogawki, ale potem z nich zrezygnowałem – i chyba dobrze.

Na starcie widzę, że większość ubrana całkowicie na letnio – co oni prognoz nie sprawdzają ??!! Trochę pogadanki z innymi zawodnikami Vteam Jamis – a było nas razem 6 szosowców :)
Na starcie widać kto będzie walczył dziś o zwycięstwo, mocna ekipa z Nutraxxx, Team Dobrych Sklepów Rowerowych i inni... Ja po wczorajszym się nie walkę nie nastawiałem i bardzo dobrze zrobiłem ;)

1,2,3 i start, przejeżdżamy przez rondo i już w zasadzie zaczyna się podjazd pod Równicę ale z przejazdem po płaskiej równi pod sanatorium. Od startu tempo dość mocne, a ja daję się trochę zamknąć w środku stawki.
Cel jest prosty, jechać mocno ale nie za wszelką cenę z czołówką jak na Pętli Beskidzkiej, bo przed nami 140 km.

Dojeżdżamy do sekcji brukowej i zgodnie z przewidywaniami zaczynam tu tracić, jedzie się strasznie, zarówno oddech jak i nogi coś nie bardzo współpracują. Zaraz po bruku jest sztywna prosta i wciąż nie mogę dojść do siebie, puls mega wysoki. W dodatku zaczyna mnie boleć kolka i to tak dość ostro.
Muszę odpuścić, jadę dość spokojnie i niestety trochę ludzi mnie wyprzedza, no cóż – zajechać się na starcie nie ma sensu.

W połowie podjazdu zaczyna psuć się pogoda, robi się coraz zimniej i nachodzą chmury, na szczyt wjeżdżam już w konkretnej mgle, nawrót i zjazd tą samą drogą. Jest trochę niebezpiecznie, bo jedziemy w mleku, a przecież wciąż inny podjeżdżają lewą stroną. Trzeba zasuwać ale ostrożnie, najgorzej tradycyjnie na bruku, potem już w prawo i jedziemy hopkami góra-dół. Zbiera się całkiem fajna ekipa, w której jest m.in. Rafał Wiatrak z Vteam Jamis, ktoś z Interkolu i kilku innych konkretnych zawodników.
Jako, że w nogach mam znowu jakieś dziwne mrowienie – tak jakbym miał dostać skurcze łykam magnez i postanawiam trzymać się raczej z tyłu grupy. Po chwili zaczyna padać... W sumie już nie odpuściło do samej mety.

Tempo było dla mnie idealne, co jakiś czas ktoś odpadał na hopkach, bo wolno nie jechaliśmy, na przejeździe przez wąską kładkę zostaję z tyłu i potem muszę gonić grupę ale daję radę. Cały czas czułem się jakoś dziwnie.

Dojeżdżamy do miejsca, gdzie powinien być rozjazd na dodatkowe rundy, na szczęście organizator podjął decyzję, że wszyscy jadą krótszy dystans czyli ok. 100 km – planowane 140km chyba dla wielu skończyłoby się hipotermią.

I tak na 70 km czuję, że ze mną jest coraz lepiej i noga zaczyna ładnie kręcić – trochę późno ale co tam, trzeba się cieszyć. Jako, że wiem iż zbliża się najgorszy podjazd na całej trasie – sztywny, ponad 20% nachylenia przesuwam się do przodu grupy chcąc wjechać tam w czubie. Jak jest sztywno i wąsko trudno wyprzedzać. Zaczynam podjazd jako pierwszy w grupie i od razu dość mocno. Idzie pięknie, widzę jak reszta ma duże problemy z utrzymaniem mi koła, udaje się kilku zawodnikom. Niestety nagle słyszę syk z przedniego koła :( Dokończam podjazd (wjeżdżam jako pierwszy z grupy) na laczku i zatrzymuję się na zmianę dętki. Ale łatwe to nie było, lejący deszcz, silny wiatr i skostniałe dłonie nie pomagały, nie wiem ile mi to czasu zajęło (będę mógł porównać mój czas z wynikami to się dowiem). Mija mnie całe mnóstwo zawodników :/

W końcu się uporałem z dętką i ruszam w dół, czytałem na forum szosowym, że ten zjazd jest bardzo niebezpieczny i ludzie wypadali z zakrętów, a działo się to na suchym. Zjeżdżam więc baaaardzo ostrożnie i dobrze robię. Nagle słyszę za mną krzyk uwaga i widzę jak koło mnie przelatuje przez trawę jakiś zawodnik ubrany w ciuchy Dobre Sklepy Rowerowe, wygląda to potwornie, robi chyba z dwa koziołki i ostatecznie ląduje na asfalcie. Widzę połamane koła, zwalniam do zera, sprawdzam czy jest przytomny – jest, kawałek dalej stała straż pożarna więc jadę w dół i mówię, że chwilę wcześniej był wypadek, tylko tyle mogę zrobić. Stąd jadę w ulewie samotnie, aż do samego Ustronia, co jakiś czas ktoś z wyprzedzanych ludzi siada mi na koło ale raczej nie daje rady utrzymać mojego tempa (starałem się jak mogę ;) Po drodze z naprzeciwka jedzie na sygnale GOPR – pewnie do zawodnika, którego koszmarny upadek widziałem na żywo...

Pozostał finałowy podjazd na Równicę, tym razem na mokro i na zmęczeniu. Postanawiam zapodać mocne tempo i wyprzedzić tylu zawodników ile się da, w sumie aż do samej góry trochę ich wyprzedziłem – nie chciało i mi się liczyć ale całkiem całkiem ;)
Wpadam na metę – koniec, cały się trzęsę – inni z resztą też. Biorę medal, ubieram jeszcze kamizelkę i zjeżdżam do Ustronia do domu. Ciepły prysznic i leżenie pod kołdrą pozwala mi dojść do siebie.

Nie wiem jaki czas i miejsce – te dane będą wieczorkiem, ale pozostaje radość z ukończenia tej szkoły życia. Żeby się tak skatować i jeszcze za to zapłacić :D

Podsumowując miejsce dla mnie jest nieważne, trochę szkoda tej gumy, bo myślę że z tej mojej grupy goniącej mógłbym wygrać, warunki były iście nie kolarskie i jak jeszcze raz usłyszę że nie ma pogody w której nie można jeździć, są tylko źle ubrani kolarze to zabiję :P
A analizując pierwszy podjazd pod Równicę zobaczyłem ile mi jeszcze brakuje do czołówki i ile czeka mnie jeszcze ciężkiej pracy... ale jest motywacja, a to najważniejsze :)
No i powinny być fajne fotki, ale to później :)
W tej pogodzie nawet GPS zwariował, co widać po wykresie wysokości – powinna być tam dwa razu Równica, a nie jest :)

P.S. Z wyników wychodzi, że zmiana dętki zajęła mi 10 minut, co w rezultacie daje 20 miejsc, a pewnie byłoby nawet lepiej, bo przecież cały dystans do mety jechałem samotnie...



























Kategoria 90-100, Góry, Zawody


Dane wyjazdu:
40.20 km 0.00 km teren
01:40 h 24.12 km/h:
Maks. pr.:64.90 km/h
Kadencja:77.0
HR max:177 ( 88%)
HR avg:138 ( 69%)
Podjazdy:641 m
Kalorie: 797 kcal

Przepalenie przed Ustroniem, czyli na Równicę i z powrotem ;)

Piątek, 11 maja 2012 · dodano: 11.05.2012 | Komentarze 4

W Ustroniu byłem już popołudniu więc korzystając z genialnej pogody oczywiście tradycyjnie zrobiłem wprowadzenie przed wyścigiem. Żeby przyzwyczaić nogę do podjazdu ale i serducho do klimatu i pojechałem oczywiście na Równicę.

Od razu powiem, że jechało mi się bardzo źle, dla porównania dzień przed Radkowem było o niebo lepiej. Noga dziś nie kręciła, oddech ciężki, puls wysoki i jeszcze jakieś mrowienie w łydkach - dziwna sprawa. Mam nadzieję, że jutro będzie lepiej ;)

Za to pogoda ma być MASAKRYCZNA - zimno, lejący deszcz, bardzo silny wiatr i mgła, dla mnie to warunki idealne.... żeby po drodze wsiąść do jakiejś knajpy i się dalej nie ruszać hehe ;)

Sam podjazd na Równicę bardzo fajny, lekko nie było, a najgorszy jest odcinek z kostką - kurde jak popada to będzie bardzo ciężko - ja jestem lekki więc pod górę na mokrej kostce koło będzie buksować jak w Srebrnej Górze rok temu, a co będzie w dół - bardzo ślisko i aż się boję tego zjazdu...

Na wynik się nie nastawiam, bo raz że noga nie taka, a dwa że warunki wybitnie nie pode mnie - jazda z żaglem w postaci przeciwdeszczowej kurtki z nieoddychającego materiału na takim wietrze to będzie walka o przetrwanie. Nawet rower jakiś taki obrażony, że chcę go wyciągać na takie warunki ;)

A w ramach motywacji puściłem sobie końcówkę etapu Tour de Pologne z metą na Równicy właśnie i to jak oni tam wjeżdżali... kosmos jakiś :) Jednak Pro Tour to Pro Tour, a Daniel Martin to niezły wycinak jest :)

No ale na Równicy kilka fotek wpadło:











Opis linka

Kategoria 0 - 70, Góry


Dane wyjazdu:
135.00 km 0.00 km teren
04:28 h 30.22 km/h:
Maks. pr.:63.20 km/h
Kadencja:88.0
HR max:182 ( 91%)
HR avg:164 ( 82%)
Podjazdy:2284 m
Kalorie: 3045 kcal

Klasyk Radkowski 2012 MEGA

Sobota, 5 maja 2012 · dodano: 05.05.2012 | Komentarze 21

Kolejny wyczerpujący wyścig po górach za mną, uczucia mieszane, ale może od początku...

Pobudka o 6:30, bo start już o 8:30, za oknem mgła i zimno, ale ICM wskazywał że wyjdzie szybko słońce, więc tylko rękawki i na krótko. Śniadanie zjedzone, jedziemy na start. Marzłem strasznie na rozgrzewce, zamontowałem numer z chipem i za chwilę zrobiła się 8:30 więc czas startu.
Ruszamy... już nad Zalewem na pierwszej hopce narzucam ostre tempo, żeby sprawdzić kto jest wartościowy w grupie :) Utrzymuje się dwóch szosowców i jeden na MTB.
Do Wambierzyc lecimy po zmianach, a tempo ogniste :) MTB wymięka, zostajemy w trójkę.

No to zaczyna się pierwszy podjazd, taki nie za długi, nie za krótki. Wychodzę na zmianę i zapodaję tempo, przełożenie z blatu. Widzę, że koledzy się męczą ale trzymają koło. Jednak to nie pora na urywanie grupy, bo koledzy wyglądali na całkiem mocnych :)
Następnie szybki i krótki zjazd i zaczyna się drugi podjazd, który jest już dość długi i przede wszystkim ostro nachylony, czyli "Batorówek". Na największej stromiźnie odjeżdżam, słysząc ostre sapanie towarzyszy z grupy dokręcam i tylko się oddalam :)

Jestem na szczycie i teraz zjazd... ale jaki... dziura na dziurze dziurą pogania, strasznie się jechało, ręce całe obolałe, rower co chwilę wylatywał w powietrze ;) Pod koniec zjazdu doganiają mnie towarzysze z grupy, lepiej zbudowani to raz że zjazdy szybciej im idą, a dwa że łatwiej im na dziurach.

Potem była sekcja podjazdów, ale bardziej hopek które strasznie denerwowały, jednakże koledzy się utrzymywali na kole. Na zjazdach z kolei ja się musiałem napocić, żeby trzymać koło.

Dojechaliśmy razem do Kudowy Zdrój, gdzie zaczynała się wisienka na torcie całej tej rundy, czyli 10-kilometrowy podjazd do Karłowa. Zostałem tylko ja i jeden kolega, który jak się później okazało jeździł kiedyś w Mapa Map i nawet był np. 7 na Jarna Klasika, czyli towarzystwo godne :)

Utrzymał się na kole cały podjazd, ale ja też nie jechałem jakoś zabójczo mocno, pamiętając że jeszcze jedna rundka przede mną. Po drodze doszedłem Krisa z bikestats. Zaproponowałem koło, ale nie chciał :D
Z Karłowa to już szybki zjazd do Radkowa i lecimy kolejną rundę.

Na podjeździe za Wambierzycami dochodzi nas Bartek Bolewski (WinSho), który startował 2 minuty za mną, trzeba przyznać, że ładnie pocisnął i dał radę dojechać. Na Batorówku odjeżdżamy razem z Bartkiem i dalej już jedziemy w dwójkę połykając kolejnych kolarzy.
Współpraca się ładnie układała, razem zaczęliśmy podjazd do Karłowa i długo jechaliśmy razem. Pod koniec trochę podkręciłem tempo i odjechałem. Pozostał mi szybki zjazd do Radkowa, dawałem ile fabryka dała, ale przy mojej wadze na tego typu zjazdach szału nie ma.

Skręt nad Zalew i jadę do mety, zaczęły mnie łapać skurcze - w sumie w idealnym momencie, bo zaraz koniec ;) Wpadam na metę, patrzę na czas: 2:28:24, wynik z ubiegłego roku poprawiony o ponad 20 minut !!
Z tego co kojarzyłem w zeszłym roku dałoby mi to 1 miejsce OPEN więc jadę do kolesia od pomiaru czasu żeby w zasadzie tylko upewnić się, że pudło w kategorii mam jak w banku.
Patrzę na wyniki i nie wierzę... Znowu 4 miejsce w kategorii M2, 7 open.

Co za masakra, zrobić taki czas i tylko 4 miejsce :/ Jestem zły na maksa, wygrał jakiś Czech z czasem 4:07, ja się pytam jak on to zrobił... No kosmos jakiś :)

Ehhhh pozostał niedosyt straszny, szczególnie że rok temu wygrałbym tym czasem chyba OPEN, wiadomo cieszy progres, ale zdjęcia na pudle brak...

Wyniki:
M2 - 4/13
OPEN - 7/81

Jedno foto z trasy:


Kategoria 130-140, Góry, Zawody


Dane wyjazdu:
38.61 km 0.00 km teren
01:29 h 26.03 km/h:
Maks. pr.:65.30 km/h
Kadencja:84.0
HR max:173 ( 86%)
HR avg:134 ( 67%)
Podjazdy:560 m
Kalorie: 672 kcal

Przepalenie nogi przed Radkowem

Piątek, 4 maja 2012 · dodano: 04.05.2012 | Komentarze 6

Wczoraj zupełnie wolne po ciężkim tygodniu, więc dziś obowiązkowo trzeba było przepalić nogę przed jutrzejszym wyścigiem w Radkowie.
Pojechałem sobie na lekko podjazd do Karłowa, potem odkryłem super szosę w kierunku schroniska Pasterka - polecam, jedzie się w lesie, wszędzie dookoła super formy skalne Gór Stołowych itd.

I teraz jeśli patrzeć na cyferki i statystyki... W zeszłym roku też dzień przed Klasykiem Radkowskim zrobiłem identyczny podjazd. Jak porównuję to dziś zrobiłem go o prawie 4 minuty krócej, mając puls o około 10 uderzeń niższy... oj bardzo mnie to cieszy i nastraja optymistycznie przed jutrem. Byle nie było jakiegoś pecha.
Startuję o 8:30 więc pewnie będzie zimno i rękawki obowiązkowo. Patrząc na listę startową jest kilka "gorących" nazwisk, lekko nie będzie - nastawiam się na jazdę solo przez 135 kilometrów. Podstawowy cel - pobić ubiegłoroczny czas o 10 minut :D

Kategoria 0 - 70, Góry


Dane wyjazdu:
26.50 km 0.00 km teren
01:00 h 26.50 km/h:
Maks. pr.:45.00 km/h
Kadencja:85.0
HR max:155 ( 77%)
HR avg:123 ( 61%)
Podjazdy:161 m
Kalorie: 434 kcal

Popołudniowy rozjazd

Wtorek, 1 maja 2012 · dodano: 01.05.2012 | Komentarze 0

Na zgrupowaniu nauczyłem się jak dużo może dać wieczorny spokojny rozjazd po ciężkim treningu rano. Wiadomo, że normalnie jest to niewykonalne z uwagi na pracę, ale na urlopie będą w górach droga wolna :)

No więc wieczorkiem na spokojnie rozkręcenie nogi :)
I zabójcza średnia moc 116 wat ;)

Kategoria Góry, 0 - 70


Dane wyjazdu:
117.27 km 0.00 km teren
04:25 h 26.55 km/h:
Maks. pr.:68.70 km/h
Kadencja:73.0
HR max:177 ( 88%)
HR avg:143 ( 71%)
Podjazdy:2221 m
Kalorie: 2206 kcal

Soczyście górski etap... i nawet ze śniegiem

Wtorek, 1 maja 2012 · dodano: 01.05.2012 | Komentarze 4

Chciałem dziś zaliczyć "Małą koronę Karkonoszy" czyli Przełęcz Karkonoską, Cerną Horę i Przeł. Okraj...

Wyjechałem rano, jakoś po 9:00, piękne słońce, jeszcze nie tak gorąco - całkiem sympatycznie. Po 10 minutach zerwał się wiatr wiejący z gór tak silny jak na Czasówce Sudeckiej i już nie odpuścił - to on w ten dzień rozdawał karty :/

Na początku jakieś problemy z Garminem, naliczał czas ale nie chciał liczyć dystansu, zauważyłem że trochę się gubi jak raz czyta z piasty Powertap, a na drugi dzień musi z GPSa, bo biorę inne koła. Dziś wziąłem wyścigowe, bo na Karkonoską obowiązkowo trzeba mieć kasetę 27.

Zaczynam najtrudniejszy podjazd w Polsce ale wybieram wersję trochę łagodniejszą czyli przez Borowice, wolę dziś trochę dłużej, a spokojniej. Z dołu widać, że na przełęczy leży śnieg ale znowu nie tak bardzo dużo, jadę z nadzieją że może jest jak na Giro Italia i szosa odgarnięta, a śnieg po bokach.
Pierwszy mega stromy fragment za szlabanem już za mną, trochę się wypłaszcza (o ile można to tak w ogóle nazwać) i połykam kolejne kilometry. Jadę, jadę i nagle:



To by było na koniec podjeżdżania pod Karkonoską, a szkoda, bo zostało już bardzo mało :/ No i cały plan z moją Koroną Karkonoszy wziął w łeb, trzeba było na szybko wymyśleć coś innego.
Na pamiątkę zrobiłem kilka fotek:







Kto zjeżdżał z Karkonoskiej ten wie, że to istna makabra, jechałem 15 km/h z cały czas zaciśniętymi klamkami, momentalne puszczanie hamulców rozpędzało rower błyskawicznie, a wszechobecne dziury to śmierć w oczach. W ogóle ktoś dla zabawy prawie całkiem zamknął szlaban na dole, trzeba być nie spełna rozumu... Prawie w niego przywaliłem.

No to, żeby zaliczyć konkretny górski etap trzeba było zadowolić się podjazdami po polskiej stronie, które znam już praktycznie jak własną kieszeń ;)
Na początek zjazd do Podgórzyna i dalej na Sosnówkę, a stąd już podjazd aż do Karpacza Górnego, czyli trasą Górskich Mistrzostw Polski. Jechało się całkiem fajnie nie licząc wiatru w twarz i upału (Garmina nagrzał się do 33 stopni).

Zjazd przez Karpacz to było dziś nieporozumienie, turystów jak kamieni na szlakach, cały czas sznurek samochodów i jazda z prędkością poniżej 20 km/h - masakra.
Potem odbijam w prawo i lecę na Kowary skąd zamierzam zaliczyć Przełęcz Okraj ale pierwszy raz słynną już Drogą Głodu. Znowu wieje w mordę i ledwo kręcę, na domiar złego nie zauważyłem skrętu i podjechałem pod sztolnie, skąd trzeba było się wrócić i konkretnym nachyleniem atakować Przełęcz Kowarską.
Na szczęście szybko wjechałem, a dalej to już dobrze mi znana droga na Przełęcz Okraj, która poszła sprawnie i całkiem przyjemnie. Na szczycie dużo ludzi, krótki postój na batona i kilka fotek:





Czerwona strzała chciała skosztować trochę śniegu:


To już na zjeździe:


Na zjeździe nie szalałem, albo inaczej szalałem aż prawie miałem czołowe zderzenie z jakimś audi - od tego momentu jechałem jak pokorny baranek :D Zjazd drogą głodu jest teraz super - ładny asfalt i spore nachylenie robią swoje :)

Powrót z Kowar to ciągła walka z wiatrem, ale jakoś dojechałem do Sobieszowa. A że normalny nie jestem to zamiast skręcić do domu, podjechałem jeszcze do Michałowic i wróciłem przez Piechowice.

No to by było na tyle, przewyższenie wyszło konkretne i o to chodziło :)

Kategoria 100-120, Góry


Dane wyjazdu:
52.30 km 0.00 km teren
02:05 h 25.10 km/h:
Maks. pr.:55.50 km/h
Kadencja:81.0
HR max:171 ( 85%)
HR avg:131 ( 65%)
Podjazdy:760 m
Kalorie: 882 kcal

Rozjazdowo po górach

Poniedziałek, 30 kwietnia 2012 · dodano: 30.04.2012 | Komentarze 4

Dziś w planie były dwie godzinki w lajtowym tempie po płaskim czyli pełna regeneracja po bardzo ciężkim weekendzie, no ale kto mnie zna to wie, że jak jestem w górach nie ma opcji żebym śmigał po płaskim ;)

Podjechałem sobie najpierw na Zachełmie, a potem raz jeszcze przez Przesiekę do Drogi Sudeckiej, tyle że tym razem bardzo spokojnie i z pomiarem mocy. Następnie zjazd do Borowic i jeszcze trochę do góry do Sosnówki. Wszystkie podjazdy w zasadzie w tlenie, bo w końcu miała być regeneracja.
Jak już zjechałem do Sosnówki Dolnej to reszta treningu praktycznie po płaskim, czyli taki typowy rozjazd na miękko.

Po tym jak noga kręci stwierdzam, iż jest bardzo dobrze, szczególnie jeśli chodzi o regenerację – kiedyś to było nie do pomyślenia, żebym po takim weekendzie mnie praktycznie nic nie bolało. Jak do tego przyjdzie forma na czerwiec/lipiec to będę w górach "niebezpieczny" :) Oby nic nie stanęło na drodze realizacji planu treningowego... jak to mówią, powoli do przodu :)

Kategoria 0 - 70, Góry