Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Virenque z miasteczka Zielona Góra. Mam przejechane 87014.77 kilometrów w tym 1170.98 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 30.13 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
Trzymaj Koło Fajny Weekend :) Warto odwiedzić:
Blog Garenge
Jimmy
Virtualtrener Mój idol: Richard Virenque

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Virenque.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

Góry

Dystans całkowity:10973.40 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:392:24
Średnia prędkość:27.88 km/h
Maksymalna prędkość:86.00 km/h
Suma podjazdów:197829 m
Maks. tętno maksymalne:197 (98 %)
Maks. tętno średnie:185 (92 %)
Suma kalorii:228787 kcal
Liczba aktywności:160
Średnio na aktywność:68.58 km i 2h 29m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
119.00 km 0.00 km teren
03:47 h 31.45 km/h:
Maks. pr.:81.40 km/h
Kadencja:86.0
HR max:189 ( 94%)
HR avg:166 ( 83%)
Podjazdy:1800 m
Kalorie: 2233 kcal

Galicja Road Maraton 2014

Sobota, 14 czerwca 2014 · dodano: 14.06.2014 | Komentarze 1

Ależ to był wyścig :)
Zacznę od tego, że w nocy gardło rozbolało mnie na dobre, niestety przez to bardzo źle spałem, budząc się co chwilę zlany potem. Rano czułem się źle i byłem osłabiony, szczerze mówiąc blisko byłem decyzji o rezygnacji ze startu...
No ale jakoś się zwlokłem z łóżka, zrobiłem owsiankę i pojechałem rowerem na start do Nowego Wiśnicza.
Stwierdziłem, że co ma być to będzie, a trasa była o tyle szczęśliwie poprowadzona, że miałem kilka wariantów zjazdu na kwaterę w razie jakiś większych problemów zdrowotnych.

Przed startem pogadaliśmy trochę z Andrzejem i Rafałem i sprawnie ustawiliśmy się na starcie.
3,2,1... Start

Fajnie, bo start był wspólny i była runda honorowa, tym razem wystartowałem z pierwszej linii i w miarę spokojnie pokonywaliśmy tak pierwsze kilometry i pierwsze hopy. Po jakimś czasie nastąpił start ostry i od razu wjazd na nagradzaną premię górską. Jechało mi się dobrze, ale plan był taki żeby spokojnie jechać swoje z uwagi na zdrowie, więc na premię się nie wyrywałem - spokojnie na dalszych pozycjach kontrolowałem sytuację.

Trasa to był niezły hardcore, w zasadzie tylko góra-dół, góra-dół, przy czym w górę to były naprawdę konkretne ściany. Każdy taki podjazd zostawał w nogach i w efekcie była to jazda na typową selekcję od tyłu. Jechałem cały czas w pierwszej grupie, która topniała z każdymi kolejnymi kilometrami w górę. Zdziwiłem się nawet jak na jednym ze szczytu zobaczyłem, że zostało nas już tylko kilkanaście osób.

Organizator chyba chciał abyśmy zapamiętali dobrze bufety, bo te usytuowane były idealnie po najcięższych podjazdach :)

Mniej więcej na półmetku idealna dla mnie pogoda (kilkanaście stopni i chmurki) zamieniła się w lekki armageddon. Idealnie trafiliśmy na burzę. Momentalnie pompa z nieba taka, że czułem się jakby mnie ktoś poczęstował wiadrem wody, wszystko mokre. W dodatku bardzo silny wiatr i zimno. Dobrze, że jednak miałem bluzę, bo bym chyba zamarzł.

Jak już burza przeszła, zaczęły się kolejne sztywne podjazdy i w nogach każdy miał coraz mniej sił co było widać gołym okiem.
Nie dodałem, że w między czasie poszła mała ucieczka - chyba 3-4 osoby odjechały, w tym Rafał Jonik ode mnie z Teamu więc miałem czystą sytuację aby kontrolować sobie czołową grupkę i się szczególnie nie wychylać.

Podjazd do drugiego bufetu był chyba najcięższy, wszystko się podzieliło, potem był hardcorowy zjazd, na tyle niebezpieczny że trochę zostałem. Z przodu było ośmiu zawodników, których widziałem i musiałem mocno pocisnąć przez kilka minut, żeby do nich dojechać. Na kole usiadło kilka osób i w ten sposób do nich dojechaliśmy tworząc z powrotem liczniejszą pierwszą grupkę.

No i te ostatnie 30 kilometrów było najciekawsze, kilka osób coś tam próbowało zrobić podkręcając tempo, na podjazdach się rozjeżdżaliśmy, na zjazdach zjeżdżaliśmy z powrotem. Ostatni podjazd przed Nowym Wiśniczem już nie kalkulowałem i poszedłem mocniej z kilkoma zawodnikami. Na szczycie zrobiła się przewaga więc zaczęliśmy dokręcać tempo, niestety wiał tam mocny wiatr w twarz i ten fragment to po prostu rzeźnia :)

Jak już było coraz bliżej Wiśnicza, akurat jak miałem lekki kryzys trójka z naszej piątki odjechała. Brakowało mi bardzo niewiele, żeby chwycić koło. Myślałem jednak, że jeden jest z kategorii C i dwóch z A więc się nie zajeżdżałem.
W dwójkę jechało się ciężko i nie daliśmy rady dojść tej trójki, a w między czasie doszła nas reszta zawodników, którzy zostali na podjeździe.

Na szczęście na metę był krótki ale bardzo fajny podjazd, bez żadnego kalkulowania od początku podjazdu zaatakowałem, szybko się urwałem i sprawnie pokonywałem kolejne finiszowe metry. Ku mojemu zdziwieniu doszedłem przed kreską jeszcze Rafała.

Sprawdzam wyniki - jestem 6 OPEN. Super radość, no to w kategorii powinno być pudło. Sprawdzam kategorię B - miejsce 5, po prostu masakra. W tym roku przeszedłem do najmocniejszej kategorii i mam efekty :/ W kategorii A, czyli mojej zeszłorocznej byłbym dziś pierwszy. No cóż takie życie ;) Cieszy mnie bardzo 6 miejsce OPEN w Road Maraton, bo to już jest konkret.

Teraz pozostaje się dobrze zregenerować i powalczyć konkretnie na jutrzejszej czasówce-uphillu w Makowicy. Jedno jest pewne - będzie bolało. Zamierzam wykręcić dobry wynik o ile zdrowie pozwoli (w aptece już byłem).

Jestem bardzo zadowolony z organizacji i z tego, że potrafiłem podjazdy jechać bardzo miękko, co mi pozwoliło oszczędzać mięśnie. Nie myślałem, że będę potrafił jechać pod górę z kadencją 100. To są zmiany na plus :)

Miejsce:
OPEN: 6
Kategoria B: 5






















Wyniki oficjalne

http://connect.garmin.com/activity/520300661


Kategoria 100-120, Góry, Zawody


Dane wyjazdu:
42.36 km 0.00 km teren
01:33 h 27.33 km/h:
Maks. pr.:61.10 km/h
Kadencja:75.0
HR max:179 ( 89%)
HR avg:141 ( 70%)
Podjazdy:793 m
Kalorie: 736 kcal

Przepalenie nogi przed Galicja Road Maraton

Piątek, 13 czerwca 2014 · dodano: 14.06.2014 | Komentarze 0

Wprowadzenie już na miejscu w Nowym Wiśniczu, poznałem krótki podjazd na metę, pokręciłem się po okolicy i jest git. Noga fajnie kręci ale coś mnie zaczyna gardło drapa

http://connect.garmin.com/activity/519849845
Kategoria 0 - 70, Góry


Dane wyjazdu:
107.00 km 0.00 km teren
03:05 h 34.70 km/h:
Maks. pr.:66.90 km/h
Kadencja:83.0
HR max:192 ( 96%)
HR avg:166 ( 83%)
Podjazdy:1184 m
Kalorie: 1820 kcal

Road Maraton Leśnica - Annogórski Klasyk

Sobota, 7 czerwca 2014 · dodano: 08.06.2014 | Komentarze 2

Pobudka o 5:00 rano, szybkie śniadanie z kawą i już jadę po Bartka, razem już do Leśnicy poszło bardzo sprawnie i chwilę po 11:00 byliśmy na miejscu. Start był o 13:00 więc było sporo czasu na odbiór numerka, toaletę, zjedzenie owsianki i inne sprawy przedstartowe. Humory dopisywały, było bardzo ciepło, pełne słońce i cała masa kolarzy :)

Rozgrzewka była zdecydowanie za krótka ale miał być start honorowy więc miałem nadzieję, że spokojnie wejdę na wyższe obroty. Udało się ustawić z przodu sektora i równo o 13:00 ruszyliśmy...
Start honorowy okazał się raczej ostrym, momentalnie puls wskoczył ponad próg, przepychanki-każdy chciał być z przodu. Pierwszy i najłatwiejszy podjazd na Św. Annę poszedł tak gładko, że nawet nie zauważyłem że jest pod górę. Zjazd do Zdzieszowic równie gładko, nawrotka na rondzie i zaczyna się podjazd na Św. Annę (tym razem wersja najtrudniejsza). Noga ładnie kręci więc w zasadzie od początku bokiem przechodzę na czoło grupy i zaczynam podkręcać tempo, nawet robi się małą przerwa więc trochę zwalniam. Po chwili jedziemy po zmianach z Korzeniem i innymi z czołówki. Jedzie się bardzo dobrze, cieszę się, bo taki właśnie miałem plan żeby jechać w czubie.

Nagle dzieje się ze mną coś niedobrego, totalna niemoc w nogach, zcięło mnie tak, że w zasadzie zacząłem pięknie spływać, wyprzedzały mnie kolejne osoby, a ja nie mogłem nic zrobić :/ Totalna porażka, jak na mnie ledwo kręciłem i jakoś wdrapałem się na szczyt ale wiedziałem, że to nie będzie mój dzień. W dodatku dystans przede mną to prawie 100km...

Na zjeździe jakoś udało się powoli dojść do pierwszej grupy która utworzyła się już na płaskim odcinku, jechałem jednak zupełnie z tyłu mając w nogach wciąż kompletną niemoc. Skręciliśmy w dziwny odcinek w kanionie (wąski quasi-asfalt), tutaj jadę jeszcze z grupą ale po wjeździe na główną drogę chwyta mnie straszna kolka. Dosłownie nie mogłem kręcić i prawie stanąłem w miejscu. Odpuszczam grupę, bo nie jestem w stanie jechać. Kręcę sobie na solo, jestem zły, zrezygnowany i mam ochotę zakończyć wyścig :/

Po jakimś czasie dojeżdża do mnie jakaś większa grupka, postanawiam oczywiście się podłączyć, co najlepsze - nawet z tym mam problem. Jednak siłą woli łapię koło i lecę już w tej grupie. Kolka cały czas boli i tak bolała przez jakieś 30 minut - masakra. Dokładnie po 1:30h niemoc puszcza, nogi zaczynają kręcić w miarę normalnie, humor trochę wraca, podjazdy idą lekko - generalnie tak jak na początku.

Potem już jechało się całkiem sympatycznie, kolejne rundy mijały szybko, picie kończyło się błyskawicznie. Ostatnie kółko to już początki kurczy ale po wzięciu trzeciego żelu przeszło. Na ostatnim podjeździe jeszcze miałem siły żeby mocno podkręcić tempo. Okazało się, że jazda na małej tarczy przy kadencji 95-100 jest znacznie lepsza niż na blacie poniżej 85. Teraz będę tak kręcił :) Zdecydowanie lepiej dla mięśni jak zbliżają się kurcze.

Zrobiła się mała selekcja i na zjeździe zostało nas pewnie kilkanaście osób ze sporej grupy. Finisz był lekko pod górę, było mnie stać na 3 miejsce z tej grupki. Nareszcie koniec - to zdecydowanie nie był mój dzień. Nie wiem co mi się stało, prawdopodobnie standardowo moje problemy z tarczycą plus upał i pełne słońce :/ Czułem się fatalnie, a jak puściło to było już pozamiatane.

Ostatecznie 19 miejsce w kategorii B oraz 47 OPEN (nie pamiętam drugiego tak słabego wyniku). Kubeł zimnej wody się przyda ;)

http://connect.garmin.com/activity/515790736
Kategoria Zawody, Góry, 100-120


Dane wyjazdu:
132.00 km 0.00 km teren
04:18 h 30.70 km/h:
Maks. pr.:63.00 km/h
Kadencja:84.0
HR max:181 ( 90%)
HR avg:163 ( 81%)
Podjazdy:2273 m
Kalorie: 2615 kcal

Klasyk Radkowski 2014 MEGA

Sobota, 24 maja 2014 · dodano: 25.05.2014 | Komentarze 6

Było zacnie ale od początku... ;)

W nocy z piątku na sobotę cały czas lało i przechodziły burze, dopiero rano trochę się rozpogodziło. Było ciepło, a to najważniejsze, asfalty zaczęły schnąć ale wszyscy wiedzieli, że w górach i tak będzie masakra.

W tym roku organizatorzy dali możliwość układania grup startowych, ja musiałem iść na przypał i byłem losowany. Trafiła mi się grupa z Bartkiem i na tym koniec mocnych współpracowników. 2 minuty za mną jechał Przemek Furtek, który rok temu był 2 open.
Wystartowaliśmy i zaczęło padać :/ Od razu wychodzę na czoło i lecimy z Bartkiem po zmianach, dołącza się jeszcze jeden zawodnik ale zmiany są wyraźnie słabsze więc jak tylko pojawia się pierwszy podjazd urywam wszystkich, zostajemy w dwójkę ;)

Szybki zjazd i zaczyna się mocny podjazd pod Batorówek w lesie, tu tradycyjnie zaczynam podkręcać tempo, mijamy kolejnych doganianych zawodników, niestety w momencie gdzie robi się spore nachylenie Bartek nie daje rady i puszcza koło. Ja nie mogłem kalkulować więc jadę swoje, równo i w miarę mocno chociaż z watów jakoś bardzo zadowolony nie jestem, mogło być lepiej :)

Zaczynam dziurawy jak szwajcarski ser zjazd, cały czas jadę sam, doganiam nawet trzech zawodników ale nawet nie próbują łapać koła, ręce bolą od hamowania i jazdy po dziurach, trzeba uważać na "kratery" zalane wodą - tu duży plus dla organizatorów za oznakowanie trasy (nawet dziury były oznakowane różowym kółkiem !)

Tak jak się spodziewałem najgorszy odcinek Szczytna-Kudowa jadę praktycznie sam, czasem kogoś doganiam i łapie koło, nawet daje zmianę ale jak tylko jest podjazd znowu zostaję sam, jadąc tu z kimś równym po zmianach można sporo zyskać, ja tylko traciłem :/ W Kudowie Zdrój dochodzę sporą grupkę, zaczynamy podjazd szosą stu zakrętów na Karłów, ja standardowo na czele nakręcam tempo, sporo ludzi się trzyma ale nikt nie daje zmian, jadę równo, nachylenie nie za duże i na szczyt wjeżdżamy w kilka osób. W zasadzie nie chciałem tu nikogo gubić, bo po zjeździe znowu czekał spory odcinek po płaskim, gdzie ważna jest jazda na kole.

Zjazd z Karłowa poszedł bardzo fajnie i zgodnie, wspomniany płaski odcinek też jechaliśmy po zmianach chyba w trójkę lub czwórkę. Jak już zaczął się drugi podjazd po Batorówek odjechałem z jednym pasażerem na kole, który wiózł się w sumie aż do Kudowy, nie dawał zmian ale też nie miał sił więc nie narzekałem, ja jechałem swoje. Szkoda tylko, że znów tak ważny i długi odcinek jechałem na solo tracąc sporo cennego czasu.
Przed bufetem dochodzi mnie Przemek Furtek, już wiem, że open w takiej sytuacji pozamiatane, trochę mi siada dobry humor ale chyba dobrze się stało, bo dzięki temu ostatni długi podjazd do Karłowa odczepiamy się w dwójkę od tej niewielkiej grupy i wjeżdżamy fajnym, równym tempem. Jechałem już na oparach, bidony puste, nogi wołały stop ale jak się jedzie we dwóch to motywacja lepsza i dajemy radę. Potem już tylko zjazd i meldujemy się razem na mecie.

Jak się okazuje, w pierwszej grupce były trzy osoby z jednego teamu i wspólnie wykręcili lepszy czas, mój jest 5 open i co najważniejsze 1 w kategorii M2. Tym sposobem odnoszę swoje drugie zwycięstwo w tym sezonie na trzy starty. Wiem, że to tylko supermaraton, ale z uwagi na jazdę głównie solo i średnią moc jestem bardzo zadowolony. Rok temu miałem dobrą grupę startową i ostatecznie czas gorszy aż o 8 minut, więc progres jest spory i widoczny :) Cieszy też fajna średnia prędkość jak na takie przewyższenie.
Żałuję tylko tych odcinków Szczytna-Kudowa Zdrój, bo gdybym miał z kim tam jechać po zmianach mogłoby się skończyć nawet wygraną w OPEN, ale to tylko gdybanie - najważniejsze jest to co jest :)

No i minus dla organizatorow za dekoracje dopiero po godzinie 19 - przez to nie mam fotki na podium...



Pełne wyniki.

http://connect.garmin.com/activity/506188002
Kategoria 130-140, Góry, Zawody


Dane wyjazdu:
39.38 km 0.00 km teren
01:28 h 26.85 km/h:
Maks. pr.:57.30 km/h
Kadencja:81.0
HR max:170 ( 85%)
HR avg:132 ( 66%)
Podjazdy:646 m
Kalorie: 606 kcal
Rower:

Przepalenie przed Radkowem

Piątek, 23 maja 2014 · dodano: 25.05.2014 | Komentarze 0

Klasyczne wprowadzenie przed Klasykiem Radkowskim zrobione już w Radkowie, w miarę spokojnie podjazd do Karłowa i zjazd na dół, trochę po płaskim i po treningu :)
Noga kręci chyba dobrze ;)

http://connect.garmin.com/activity/505389885
Kategoria 0 - 70, Góry


Dane wyjazdu:
10.00 km 0.00 km teren
00:20 h 30.00 km/h:
Maks. pr.:51.30 km/h
Kadencja:
HR max:181 ( 90%)
HR avg:144 ( 72%)
Podjazdy:139 m
Kalorie: 257 kcal

Puchar Równicy 2014

Niedziela, 18 maja 2014 · dodano: 19.05.2014 | Komentarze 4

Co tu dużo pisać...
Budzimy się rano, za oknem leje deszcz (tak jak bite kilka dni z rzędu). No ale jemy śniadanie, szykujemy się na deszczowe zmagania i jedziemy na start.
Do Ustronia mieliśmy z hotelu zjazd. Tak jedziemy i jedna wielka masakra, po asfalcie płyną potoki wody, pełno naniesionego syfu. Zastanawiam się co się będzie działo jak cały peleton wjedzie na rundy, które były wąskie, strome i z zakrętami po 90 stopni.
Stajemy na starcie i razem z kumplami z Teamu dochodzimy do wniosku, że to nie ma sensu. Nie ma co ryzykować zdrowia i sprzętu w takich warunkach. Tylko dwójka z nas startuje - młodsi koledzy się nie poddali ale to chyba przez wiek właśnie. Jak się ma małe dziecko i czekającą w domu żonę to nie ma co ryzykować...

Ustawiam się w sektorze z tyłu, całkiem odpuszczam czołówkę, na podjeździe robię sobie tempówkę mijając całe rzesze ludzi i na zjeździe skręcam do hotelu - po zawodach, w wynikach DNF, mówi się trudno chociaż nie po to jechałem 450km... Życie :/+

Mam nadzieję, że już wkrótce sobie to odbiję.

Kategoria Góry, Zawody


Dane wyjazdu:
59.49 km 0.00 km teren
02:38 h 22.59 km/h:
Maks. pr.:66.40 km/h
Kadencja:69.0
HR max:186 ( 93%)
HR avg:153 ( 76%)
Podjazdy:2001 m
Kalorie: 1387 kcal

Równica razy kilka

Niedziela, 18 maja 2014 · dodano: 19.05.2014 | Komentarze 0

Dziś się budzimy i za oknem nie pada, nawet wychodzi słońce, jest fajnie tylko że o jeden dzień za późno :/
No ale żeby sopbie odbić sobotnie niepowodzenie postanawiam się mocno zmęczyć i po śniadaniu robię sobie Równicę aż 5 razy od samego dołu na szczyt. Ciężki trening, 2 tysiaki przewyższenia na niecałe 60km robią swoje :) Od razu czuję się lepiej ;)

Po godzinie padły mi niestety baterie w Powertapie ale zdążyłem jeden podjazd pojechać jako czasówkę testową, wynik taki jak myślałem, nie jest źle ale super też nie jest (trochę lepiej niż ostatnio). Trochę zły jestem, bo zabrakły 3 sekundy do KOMa na Stravie...

No ale przynajmniej ten trening "uratował" weekendowy wyjazd w góry.

http://connect.garmin.com/activity/502274002
Kategoria 0 - 70, Góry


Dane wyjazdu:
155.17 km 0.00 km teren
06:28 h 24.00 km/h:
Maks. pr.:62.80 km/h
Kadencja:73.0
HR max:186 ( 93%)
HR avg:148 ( 74%)
Podjazdy:3508 m
Kalorie: 3078 kcal

Korona Karkonoszy (Przeł. Karkonoska, Cerna Hora, Modre Sedlo, Przeł. Okraj)

Niedziela, 27 kwietnia 2014 · dodano: 27.04.2014 | Komentarze 8

…bo prawdziwe góry oddzielają chłopców od mężczyzn...

Już dawno chodziła mi po głowie dzisiejsza trasa, połączenie najtrudniejszych podjazdów w Polsce i Czechach jednego dnia to wyzwanie niezwykłe. Nigdy nie miałem okazji nawet spróbować zaliczyć trasy, którą nazwałem (chyba bardzo trafnie) Koroną Karkonoszy.
Dziś wreszcie taka okazja się nadarzyła i był to jeden z najlepszych treningów w moim życiu, poniżej obowiązkowa relacja – enjoy :)

Trzeba też dodać, że od podnóża Cernej Hory, aż do Przełęczy Okraj towarzyszył mi Krzywy - dzięki !

Pobudka o 6:00, wmuszenie w siebie potężnej ilości owsianki (która potem dość długo dawała o sobie znać na trasie) i o 7:15 ruszam w drogę. Na zewnątrz mgła i jakieś 6 stopni, niezbyt optymistyczne warunki ale prognoza mówiła jasno, że później będzie bardzo fajnie.

Z Sobieszowa szybko dojeżdżam do Podgórzyna, gdzie zaczyna się pierwsza górska premia – osławiona Przełęcz Karkonoska, czyli najtrudniejszy podjazd szosowy w Polsce. Oczywiście jadę jedyną słuszną wersją przez Przesiekę. Jak wygląda profil tego podjazdu możecie zobaczyć poniżej.

www.genetyk.com
To nie jest zwykły podjazd, przed Drogą Sudecką zaczyna się ostre nachylenie, a potem jest tylko gorzej. Nogi mam na razie zabetonowane i jadę bardzo spokojnie, przede mną długa trasa – nie ma co szaleć. Do Drogi Sudeckiej jest ok, już w Przesiece wychodzi słońce i pojawia się piękna panorama na Kotlinę Jeleniogórską spowitą mgłą.

No nic – zaczyna się najgorsze, czyli fragment od Drogi Sudeckiej na szczyt, tutaj nie ma miejsce na żadną ściemę, cały czas nachylenie w okolicach 20% nie daje wytchnienia. Oczywiście nigdzie nie staję więc też nie ma zdjęć, ale wrzucam kilka z roku 2010 co byście mogli zobaczyć jak to wszystko wygląda. Im dalej tym gorzej, a dopełnieniem tej rzeźni jest ostatnia prosta, która w dodatku jest pod mocny wiatr i we mgle. Kadencja w okolicy 40-50, inaczej się nie da mając przełożenie 36-28. Ostatnie metry i pierwsza premia osiągnięta, dojeżdżam jeszcze tylko do schroniska Odrodzenie.

fota z roku 2010
fota z roku 2010
fota z roku 2010
Przy Schronisku Odrodzenie
Tak było na szczycie - zero widoków
"Czerwona Strzała" na Przełęczy Karkonoskiej
Kilka fotek i zaczynam zjazd, który prowadzi aż do Vrchlabi. Jest zimno i mokro, słońce jakoś nie chce wyjść...

Jestem już na dole, szybko przejeżdżam przez miasto i dalej w kierunku Cernego Dolu, wieje w twarz ale wszystko rekompensuje całkowity brak ruchu samochodowego :) Szybkie spojrzenie w lewo na góry i jest ona – Cerna Hora, w całej okazałości z charakterystycznym masztem telewizyjnym na szczycie. Już sam widok majestatu góry powoduje ból w nogach :P

No i zaczyna się podjazd, najpierw dojazd przez Cerny Dol do Janskich Lazni, a potem już zasadnicza trasa na sam szczyt Cernej Hory. Jest to typowo narciarska góra, ze wspomnianym wcześniej masztem TV, na szczycie. Podjazd jest bardzo fajny, długie serpentyny przecinają stok narciarski, a nad głowami przejeżdża kolejka gondolowa. Na początku jest spokojnie i trudność narasta w zasadzie z każdym kilometrem. Zdecydowanie najgorsza jest końcówka i nachylenie bliskie 20%, tu również zamieszczam profil dla pełnej jasności.

Tu profil z Mladych Buków, mój odcinek zaczynał się gdzie indziej ale trasa porywa się od 7 kilometra (źródło: genetyk.com)
Na szczycie trzeba niewielki odcinek przejechać po szutrze aby dojechać pod samą wieżę TV – a warto, bo to idealny punkt na zrobienie pamiątkowej fotki ;)
Cerna Hora - nadajnik TV


Cerna Hora, widok ze szczytu

Zjazd tą samą drogą, jest szybko ale bezpiecznie z uwagi na dobrą widoczność drogi, warto zatrzymać się przy strumieniu aby napełnić bidony, co też czynię. Potem w mig dojeżdżam doSvobody nad Upou, gdzie znowu robi się ciepło i przyjemnie.

Tutaj zaczyna się już podjazd, którego bałem się najbardziej, ale zanim zacznie się najgorsze trzeba podjechać spokojnie do Peca pod Śnieżką. Jest fajnie, bo wiatr zaczyna tu wiać w plecy co pozwala trzymać fajną kadencję i tempo.

Kiedy jednak dojeżdżam do centrum Peca zaczynają się schody, to tutaj właściwie zaczyna się mityczny podjazd pod Modre Sedlo, czyli najtrudniejsza szosa w Czechach. Na początku odcinek kostki brukowej, po którym od razu robi się kilkunastoprocentowe nachylenie, szosa wjeżdża do lasu i nie ma zmiłuj. Coś takiego jak wypłaszczenie tutaj nie istnieje, od razu trzeba wrzucić najlżejsze możliwe przełożenie i kręcić sobie na zasadzie prawa-lewa.
Szybkie zerknięcie na profil podjazdu:

źródło: genetyk.com
Chwilę wytchnienia daje króciutki odcinek płaski, po czym szosa dojeżdża do charakterystycznego budynku, zakręca i zaczyna się istna mordęga, chwilowe nachylenie przekracza już grubo 20%, asfalt zdecydowanie się pogarsza. To jest naprawdę bardzo ciężki odcinek tego podjazdu, trzeba to po prostu jakoś przetrwać, a jak już się to zrobi to dojeżdża się do Schroniska Vyrovka.

W kierunku Modrego Sedla
Tutaj szosa skręca w lewo i pięknym trawersem prowadzi już na Modre Sedlo, szosa przypomina tu alpejskie klimaty, każdy kto kocha jazdę w górach po prostu musi przejechać ten fragment. Przed samym szczytem jeszcze odcinek przecinający śnieg z zaspami po lewej i prawej i dojeżdżamy do charakterystycznej kapliczki. Nagrodą za trud podjazdu jest genialny wręcz widok na Śnieżkę, zobaczyć ten szczyt z takiego bliska na szosie jest po prostu bezcenny.
Bezcenny wręcz widok na Śnieżkę
Kolejne widoki
Kapliczka na Modrym Sedlu
Na Modrym Sedlu - w tle Śnieżka


Śnieżna niespodzianka i szosa jak w Pirenejach
Przed zjazdem trzeba się było cieplej ubrać
Zjazd był chyba równie przerąbany co podjazd, ostre nachylenie i ciągłe naciskanie na hamulce to nic przyjemnego. Zatrzymałem się przy śniegu i jeszcze kawałek dalej, bo takich miejsc na fotki przegapić nie mogłem :)

Zjazd do Peca zleciał po prostu w mig, dalej jeszcze kawałek w dół i skręt na Przełęcz Okraj. Ostatnia premia górska tego dnia i zdecydowanie najłatwiejszy podjazd. Nachylenie bardzo przyjemne, można sobie kręcić w dobrym rytmie i nawet nie wiesz kiedy nagle dojeżdżasz do szczytu. Nogi już mocno zmęczone ale trzeba jeszcze zjechać do Kowar i wrócić na kwaterę do Sobieszowa. Lekko nie jest, bo wiatr wieje z gór i raczej przeszkadza w trzymaniu normalnego tempa. Przed domem jeszcze wjeżdżam do Zachełmia, żeby dobić przewyższeniem do 3,5 tysiąc i zdobycie upragnionej Korony Karkonoszy staje się faktem !!


Polecam każdemu kto kocha góry i ciężkie podjazdy całą tą trasę. Łatwa nie jest, powiedziałbym nawet, że jest niewiarygodnie ciężka ale jej przejechanie daje niezwykłą satysfakcję i powód do dumy.

Strava:
http://www.strava.com/activities/134726105

Garmin:
http://connect.garmin.com/activity/488387901
Kategoria >150, Góry


Dane wyjazdu:
45.00 km 0.00 km teren
01:30 h 30.00 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Kadencja:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:500 m
Kalorie: kcal

Przed i po czasówce

Sobota, 26 kwietnia 2014 · dodano: 26.04.2014 | Komentarze 0

Rozgrzewka i rozjazd po Czasówce Sudeckiej
Kategoria 0 - 70, Góry


Dane wyjazdu:
7.30 km 0.00 km teren
00:19 h 23.05 km/h:
Maks. pr.:36.00 km/h
Kadencja:81.0
HR max:195 ( 97%)
HR avg:185 ( 92%)
Podjazdy:410 m
Kalorie: 284 kcal

Czasówka Sudecka 2014

Sobota, 26 kwietnia 2014 · dodano: 26.04.2014 | Komentarze 6

Drugi start w Mastersach M30, nowa kategoria, nowe wymagania, nowe możliwości ;)
Czasówka Sudecka już od 3 lat jest na stałe w moim kalendarzu, klasyczny uphill z bardzo ciężką końcówką. Tu nie ma zmiłuj, jak źle rozłożysz siły to na koniec zdychasz ;) W dodatku dość prestiżowa czasówka.

Jak co roku wszystko się bardzo ociąga, odbieranie numerku i odprawa o 13:00, a start dopiero o 16:11. W sumie dobrze, bo o 14:00 przyszła potężna burza i wielka ulewa. Jak ja startowałem wszędzie mokro ale ciepło i nawet ze słońcem – nie ma co marudzić, warunki całkiem spoko :)

Rozgrzewka trwała jakąś godzinę, coś nogi nie kręciły tak jakbym sobie tego życzył ale też nie było tragedii. Mały stresik przedstartowy odnotowany.

Ustawiam się na starcie, odliczanie 3,2,1 i start, tym razem rozsądnie najpierw wpinam się dobrze w pedały, a dopiero potem ruszam z kopyta. Od razu ogień w korby i po chwili puls 170, przede mną 20 minut katorgi z narastającą trudnością...

Jest ciężko, puls cały czas wysoki, trzymam się mniej więcej poziomu lekko ponad 180, nie jechałem z pomiarem mocy więc kontrola obciążeń mocno utrudniona.
Kolejne kilometry mijają, już w górnej części Przesieki widzę zawodnika startującego przede mną, jest kogo gonić. Zaczyna się ostatni, najcięższy kilometr, droga w lesie, nachylenie kilkanaście procent i nie odpuszcza. Czuję, że w nogach już brakuje sił i chyba trochę na tym odcinku straciłem. Ostatnia prosta, nie ma lipy – 20%, jadę na absolutnego maksa widząc, że na Garminie zbliżam się do założonych 20 minut. Na samej mecie dochodzę zawodnika przed mną, na liczniku czas 19:56 – czyli udało się złamać 20 minut. Jest dobrze ale chciałem się zbliżyć już do 19:30, więc pewien niedosyt pozostał.

I najlepsze – ostatecznie 1 miejsce w kategorii Masters M30 – takie wejście w nową kategorię to ja rozumiem. Jestem mega szczęśliwy i zadowolony :D Uwielbiam uphille i chyba nic tego nie zmieni ;)




http://connect.garmin.com/activity/487556500