Info
Ten blog rowerowy prowadzi Virenque z miasteczka Zielona Góra. Mam przejechane 87014.77 kilometrów w tym 1170.98 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 30.13 km/h i się wcale nie chwalę.Więcej o mnie.
Blog Garenge
Mój idol:
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2016, Czerwiec1 - 1
- 2016, Maj20 - 3
- 2016, Kwiecień23 - 10
- 2016, Marzec24 - 7
- 2016, Luty14 - 4
- 2016, Styczeń16 - 5
- 2015, Grudzień17 - 10
- 2015, Listopad12 - 6
- 2015, Październik9 - 10
- 2015, Wrzesień16 - 11
- 2015, Sierpień23 - 14
- 2015, Lipiec24 - 21
- 2015, Czerwiec21 - 13
- 2015, Maj27 - 14
- 2015, Kwiecień24 - 8
- 2015, Marzec17 - 10
- 2015, Luty18 - 5
- 2015, Styczeń21 - 31
- 2014, Grudzień17 - 15
- 2014, Listopad12 - 20
- 2014, Październik13 - 8
- 2014, Wrzesień20 - 12
- 2014, Sierpień26 - 21
- 2014, Lipiec25 - 13
- 2014, Czerwiec21 - 28
- 2014, Maj20 - 30
- 2014, Kwiecień25 - 49
- 2014, Marzec23 - 27
- 2014, Luty21 - 47
- 2014, Styczeń22 - 25
- 2013, Grudzień20 - 21
- 2013, Listopad19 - 21
- 2013, Październik15 - 12
- 2013, Wrzesień18 - 19
- 2013, Sierpień25 - 31
- 2013, Lipiec22 - 30
- 2013, Czerwiec25 - 54
- 2013, Maj23 - 42
- 2013, Kwiecień25 - 82
- 2013, Marzec19 - 67
- 2013, Luty18 - 43
- 2013, Styczeń24 - 27
- 2012, Grudzień22 - 39
- 2012, Listopad19 - 29
- 2012, Październik15 - 24
- 2012, Wrzesień24 - 81
- 2012, Sierpień16 - 41
- 2012, Lipiec25 - 59
- 2012, Czerwiec23 - 60
- 2012, Maj30 - 171
- 2012, Kwiecień25 - 105
- 2012, Marzec26 - 101
- 2012, Luty25 - 53
- 2012, Styczeń29 - 49
- 2011, Grudzień30 - 28
- 2011, Listopad27 - 33
- 2011, Październik11 - 18
- 2011, Wrzesień17 - 40
- 2011, Sierpień25 - 64
- 2011, Lipiec20 - 54
- 2011, Czerwiec23 - 67
- 2011, Maj23 - 66
- 2011, Kwiecień21 - 52
- 2011, Marzec21 - 61
- 2011, Luty25 - 36
- 2011, Styczeń24 - 29
- 2010, Grudzień30 - 10
- 2010, Listopad25 - 17
- 2010, Październik1 - 2
- 2010, Wrzesień11 - 16
- 2010, Sierpień15 - 12
- 2010, Lipiec15 - 15
- 2010, Czerwiec16 - 20
- 2010, Maj15 - 6
- 2010, Kwiecień13 - 0
- 2010, Marzec12 - 0
130-140
Dystans całkowity: | 2002.42 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 64:26 |
Średnia prędkość: | 31.08 km/h |
Maksymalna prędkość: | 73.70 km/h |
Suma podjazdów: | 23115 m |
Maks. tętno maksymalne: | 191 (95 %) |
Maks. tętno średnie: | 167 (82 %) |
Suma kalorii: | 39926 kcal |
Liczba aktywności: | 15 |
Średnio na aktywność: | 133.49 km i 4h 17m |
Więcej statystyk |
Gorąca ustawka z przeziębieniem
Niedziela, 22 maja 2016 · dodano: 22.05.2016 | Komentarze 1
Uzupełniłem wpisy z tego tygodnia ale szczerze mówiąc jak nie mam czasu nawet na wprowadzenie treningu na Bikestats to nie jest dobrze ;) Jak mam tylko wpisywać gołe cyferki to chyba nie ma to sensu i będzie trzeba ten portal na razie odstawić, treningi będa na stravie...Dziś nie czułem się rano za dobrze, przeziębienie ciągle trzyma, pomimo iż już było lepiej. No ale w taką pogodę nie mogłem podarować sobie ustawki więc pojechałem - co ma być to będzie ;)
Godzinka spokojnego dojazdu, na amfiteatrze jakieś 40 osób i wszyscy z dużą ochotą na kręcenie. Chwila pogaduch i ruszamy. Na szczęście wiało z południa więc w zasadzie pierwsza połowa pod wiatr, a potem elegancko w plecy - powrót do domu też w plecy :)
No i było bardzo fajnie, ucieczki, kasowanie, spawanie itd. Jechałem aktywnie, ale jak trzeba było to sobie odpoczywałem. Starałem się kręcić z przodu i czujnie. Nawet nie zauważyłem jak nagle zostało nas tylko dziesięciu i w takim składzie dojechaliśmy do Zielonej Góry.
Lekko nie było, chwilami bardzo szybko i mocno, wiatr też nie pomagał i trochę walki na rantach było.
Potrzebowałem takiego treningu, bo kilometrów wyścigowych mam tyle co kot napłakał...
Zgrupka Dzień III
Sobota, 2 kwietnia 2016 · dodano: 03.04.2016 | Komentarze 0
Dziś prawdziwy górski etap, sporo metrów w pionie i zdecydowanie brak oszczędzania nogi. Chwilami było naprawdę mocno ale tak miało być. Nie można się ciągle oszczędzać, czasem trzeba się pobawić z kolegami ;)Bardzo udany dzień.
Road Trophy 2015 - Etap III
Sobota, 15 sierpnia 2015 · dodano: 17.08.2015 | Komentarze 1
Tego dnia bardzo się bałem, niespełna 140 kilometrów w upale ponad 30 stopni to dla mnie dramat. Z moimi problemami z gospodarką wodno-mineralną w zasadzie nie powinienem w ogóle startować w takich warunkach. No ale etapówka to etapówka, jechać trzeba :PNa początek Koczy Zamek czyli sztywny podjazd z końcówką po płytach, jest mocne tempo ale bez tragedii, spokojnie wjeżdżam z czołówką. Od razu szybki zjazd w kierunku Milówki, przed kostką brukową mocna kraksa, na centymetry mijam gościa który położył się kilka metrów przede mną.
Płaski odcinek z Milówki do Rajczy
idzie sprawnie, bez przygód. Zaczynamy podjazd na Przełęcz Glinną,
na początku lekkie nachylenie które zamienia się w niezłą
sztajfę pod koniec. Tu mam lekki kryzys ale wjeżdżam w miarę w
czubie. Odskakuje tutaj dwójka zawodników, która ostatecznie
dojeżdża tak do mety.
Na Słowacji długi płaski odcinek z
jednym podjazdem, na którym spotykamy sikającego Sagana :D
W zasadzie nie ma tu co opisywać,
gorąco, stopy się gotują, organizm już daje mi znaki że ma dość
tych warunków.
Niestety ostatnie 30 kilometrów trasy
to istna droga krzyżowa, co chwilę jakaś ostra sztajfa przeplatana
szybkim zjazdem. Czuję nadchodzącą bombę więc postanawiam jechać
swoje i powalczyć w niedzielę. Tak też robię, jedziemy sobie
wspólnie z Maćkiem ode mnie z Teamu i po mega ciężkiej końcówce
i przerzuceniu w głowie tony myśli pod tytułem „na ch... mi to
wszystko” dojeżdżam do mety.
Upragnione podium w generalce niestety
odjechało ale chyba była to dobra decyzja, bo jednak bomba była
już bardzo blisko.
Ostatecznie 9 miejsce w kategorii i
spadek w generalce na miejsce 6.
Górska przygoda
Piątek, 27 marca 2015 · dodano: 30.03.2015 | Komentarze 0
Kolejny trening grupowy z naszym Teamem - BodyiCoach Cycling Team :)Na początek wszyscy razem po zmianach spokojnie w celach zapoznawczych, jak już dojechaliśmy do podnóża Przełęczy Ostrej zaczęła się fajna jazda.
Trochę ścigania, trochę przepalania i tak szybko zleciało 100 kilometrów. Na koniec jeszcze wjechałem sobie z Bartkiem na Knurowską i powrót na kwaterę, było zacnie :)
https://www.strava.com/activities/274804153
Tatrzański Klasyk
Środa, 30 lipca 2014 · dodano: 31.07.2014 | Komentarze 1
Piękna trasa dla wytrawnych górali :)Nie chcę dublować opisu więc odsyłam do relacji na Trzymaj Koło:
http://trzymajkolo.blogspot.com/2014/07/tatrzanski...
http://connect.garmin.com/modern/activity/55296049...
Na zachęte dwie fotki:
Klasyk Radkowski 2014 MEGA
Sobota, 24 maja 2014 · dodano: 25.05.2014 | Komentarze 6
Było zacnie ale od początku... ;)W nocy z piątku na sobotę cały czas lało i przechodziły burze, dopiero rano trochę się rozpogodziło. Było ciepło, a to najważniejsze, asfalty zaczęły schnąć ale wszyscy wiedzieli, że w górach i tak będzie masakra.
W tym roku organizatorzy dali możliwość układania grup startowych, ja musiałem iść na przypał i byłem losowany. Trafiła mi się grupa z Bartkiem i na tym koniec mocnych współpracowników. 2 minuty za mną jechał Przemek Furtek, który rok temu był 2 open.
Wystartowaliśmy i zaczęło padać :/ Od razu wychodzę na czoło i lecimy z Bartkiem po zmianach, dołącza się jeszcze jeden zawodnik ale zmiany są wyraźnie słabsze więc jak tylko pojawia się pierwszy podjazd urywam wszystkich, zostajemy w dwójkę ;)
Szybki zjazd i zaczyna się mocny podjazd pod Batorówek w lesie, tu tradycyjnie zaczynam podkręcać tempo, mijamy kolejnych doganianych zawodników, niestety w momencie gdzie robi się spore nachylenie Bartek nie daje rady i puszcza koło. Ja nie mogłem kalkulować więc jadę swoje, równo i w miarę mocno chociaż z watów jakoś bardzo zadowolony nie jestem, mogło być lepiej :)
Zaczynam dziurawy jak szwajcarski ser zjazd, cały czas jadę sam, doganiam nawet trzech zawodników ale nawet nie próbują łapać koła, ręce bolą od hamowania i jazdy po dziurach, trzeba uważać na "kratery" zalane wodą - tu duży plus dla organizatorów za oznakowanie trasy (nawet dziury były oznakowane różowym kółkiem !)
Tak jak się spodziewałem najgorszy odcinek Szczytna-Kudowa jadę praktycznie sam, czasem kogoś doganiam i łapie koło, nawet daje zmianę ale jak tylko jest podjazd znowu zostaję sam, jadąc tu z kimś równym po zmianach można sporo zyskać, ja tylko traciłem :/ W Kudowie Zdrój dochodzę sporą grupkę, zaczynamy podjazd szosą stu zakrętów na Karłów, ja standardowo na czele nakręcam tempo, sporo ludzi się trzyma ale nikt nie daje zmian, jadę równo, nachylenie nie za duże i na szczyt wjeżdżamy w kilka osób. W zasadzie nie chciałem tu nikogo gubić, bo po zjeździe znowu czekał spory odcinek po płaskim, gdzie ważna jest jazda na kole.
Zjazd z Karłowa poszedł bardzo fajnie i zgodnie, wspomniany płaski odcinek też jechaliśmy po zmianach chyba w trójkę lub czwórkę. Jak już zaczął się drugi podjazd po Batorówek odjechałem z jednym pasażerem na kole, który wiózł się w sumie aż do Kudowy, nie dawał zmian ale też nie miał sił więc nie narzekałem, ja jechałem swoje. Szkoda tylko, że znów tak ważny i długi odcinek jechałem na solo tracąc sporo cennego czasu.
Przed bufetem dochodzi mnie Przemek Furtek, już wiem, że open w takiej sytuacji pozamiatane, trochę mi siada dobry humor ale chyba dobrze się stało, bo dzięki temu ostatni długi podjazd do Karłowa odczepiamy się w dwójkę od tej niewielkiej grupy i wjeżdżamy fajnym, równym tempem. Jechałem już na oparach, bidony puste, nogi wołały stop ale jak się jedzie we dwóch to motywacja lepsza i dajemy radę. Potem już tylko zjazd i meldujemy się razem na mecie.
Jak się okazuje, w pierwszej grupce były trzy osoby z jednego teamu i wspólnie wykręcili lepszy czas, mój jest 5 open i co najważniejsze 1 w kategorii M2. Tym sposobem odnoszę swoje drugie zwycięstwo w tym sezonie na trzy starty. Wiem, że to tylko supermaraton, ale z uwagi na jazdę głównie solo i średnią moc jestem bardzo zadowolony. Rok temu miałem dobrą grupę startową i ostatecznie czas gorszy aż o 8 minut, więc progres jest spory i widoczny :) Cieszy też fajna średnia prędkość jak na takie przewyższenie.
Żałuję tylko tych odcinków Szczytna-Kudowa Zdrój, bo gdybym miał z kim tam jechać po zmianach mogłoby się skończyć nawet wygraną w OPEN, ale to tylko gdybanie - najważniejsze jest to co jest :)
No i minus dla organizatorow za dekoracje dopiero po godzinie 19 - przez to nie mam fotki na podium...
Pełne wyniki.
http://connect.garmin.com/activity/506188002
Road Trophy 2013 Etap III
Niedziela, 18 sierpnia 2013 · dodano: 19.08.2013 | Komentarze 5
Ostatni etap, najdłuższy, 130 km ale w końcu normalne ściganie bez miliarda różnych ścianek.Wstaję rano i kompletnie się nie czuję, zero ochoty na jazdę na rowerze i najchętniej zostałbym na kwaterze. No ale zjadam śniadanie, szykuję się i jadę na start.
Udaje się dobrze ustawić w sektorze celem uniknięcia kłopotów z pierwszego etapu. Start taki sam, czyli mega stromizny aż na Koczy Zamek.
Jedzie się dobrze i równo, na największym nachyleniu ludzie przede mną mocno zwalniają ale udaje się wszystko przejechać w siodle – ufff.
Na szczycie Koczego Zamku strata do czołówki w sumie niewielka, bo ich widziałem, zaczyna się szybki i dziurawy zjazd z Ochodzitej, nagle zaczynam kręcić korbą i czuję luz, patrzę w dół – łańcuch znowu spadł mi na zewnątrz i już wisi na pedale :/ Czyli znowu pech, no ale nic, zatrzymuję się, chwilę męczę się z łańcuchem, trochę osób mnie wymija i ruszam w dół.
Dochodzę fajną grupkę i jedziemy zgodnie po zmianach, teraz kilka karkołomnych zjazdów i stromych ścianek w stylu Wieśka, na każdej trochę odjeżdżam do przodu, w grupce jest też Tomek z Teamu oraz Rafał Szmytka z którym jechałem prawie cały sobotni etap – jakby nie patrzeć rywal w kategorii :)
Po serii podjazdów jest dość płaski i wietrzny odcinek na Słowacji, dobrze że zebraliśmy liczną grupkę, bo samotnie albo tak jak w sobotę w cztery osoby byłoby ciężko. W sumie u naszych południowych sąsiadów bez przygód, równe i mocne zmiany i kilometry szybko uciekały.
Zaczynamy najfajniejszy i najdłuższy podjazd dnia, piękny asfalt, szeroko, mały ruch i serpentyny. Najpierw od naszej grupki odjeżdża Rafał, ja jadę swoim tempem i tez odjeżdżam ale mam do niego stratę. Jednak z każdym kilometrem zaczynam ładnie odrabiać aż w końcu go wyprzedzam, kawałek dalej widzę też kolejną dużą grupkę – cel mógł być tylko jeden – dojść ich :)
Na 1 km przed szczytem był bufet, zatrzymuję się i tankuje oba duże bidony do pełna – jest gorąco więc i „spalanie” duże ;) Trochę za długo jednak trwa tam obsługa i mija mnie znowu Rafał, a grupka którą widziałem się oddaliła. Gonię ile mogę pod górę, na szczycie mam do nich stratę i teraz coś niespotykanego – ja na zjeździe na solo gonię grupkę, są coraz bliżej i na płaskim trochę zagięcia i się udaje – ufff. Skład był tu całkiem zacny więc wiedziałem, że to już całkiem blisko czołówki, od razu humor lepszy.
Teraz znowu trochę płaskiego, lekki podjazd na granicę trasą Rajcza Tour, ostry zjazd do Ujsoł i płasko do Milówki. Cały czas w miarę zgodna współpraca i równe tempo.
Przed nami ostatnie 10 km pod górę na Koczy Zamek, dla mnie w zasadzie liczyło się pokonanie Rafała Szmytki, bo tylko on był tu z mojej kategorii wiekowej, no ale fajnie byłoby pokonać całą tą grupkę. Na początku trochę problemy z przerzutkami ale jadę w czubie.
Wszyscy się trzymają, trochę większe nachylenie i ostro staję w korbach – pierwsza selekcja. Jadę jednak już na oparach i trudno jest utrzymać aż takie tempo, mam więc na ogonie kilka osób. Robię druga poprawkę, na kole siada tylko Rafał i Łukasz Kramarczyk. Jeszcze jedna poprawka i zostajemy tylko z Rafałem. Ten jednak z wiadomych powodów nie daje zmian tylko siedzi mi na kole jak cień.
Trochę zmniejszam tempo, przed nami najgorszy odcinek czyli ostro nachylona kostka brukowa. Znowu dochodzi do nas Łukasz i atakuje na wspomnianej kostce, jednak wrzucam bardzo konkretną moc (nie wiem skąd miałem na to siły), urywam wreszcie Rafała, mijam też Łukasza zostawiając do z tyłu :) Teraz to już nie kalkuluję tylko jadę tyle ile mogę na metę i wjeżdżam pierwszy z tej grupki :D Udało się.
Super etap, wreszcie noga kręciła tak jak bym chciał, no i wynik już całkiem przyzwoity:
Kategoria A – 4 miejsce
OPEN – 20 miejsce
Podsumowując całe Road Trophy to teraz pewnie pojechałbym zupełnie inaczej etap sobotni. W piątek przez mega pecha straciłem szanse na jakikolwiek wynik w generalce, teraz widzę że 3-4 miejsce było realne bez tego pecha. Też kompletnie nie wiedziałem jak rozkładać siły, bo to pierwsza w życiu etapówka. Ani razu mnie nie odcięło, chyba nauczyłem się w końcu dużo pić i jeść :) Wskoczyłem w generalce na 7 miejsce w kategorii które kompletnie nie odzwierciedla moich możliwości. Ale miałem super trening i fajny ostatni etap więc cały ten wyścig mimo wszystko zaliczam do udanych. Rower trochę szwankował i będzie trzeba wymienić pancerze, bo po tych ściankach zobaczyłem jak bardzo tragicznie chodzą moje przerzutki ;)
No i bardzo zastanawiające jest to, że najlepiej noga kręciła dopiero 3 dnia czyli na największym zmęczeniu.
Klasyk Radkowski MEGA 2013
Sobota, 11 maja 2013 · dodano: 11.05.2013 | Komentarze 11
Wczoraj popołudniu zaczęło padać i tak padało w zasadzie całą noc i ranek. Jak zobaczyłem po przebudzeniu co się dzieje za oknem to chciało mi się tylko płakać. Ale, że kolarstwo to nie sport dla mięczaków, ubraliśmy się z Piotrem i ruszyliśmy na start.Już na rozgrzewce się przemoczyłem, tyłek mokry ale nie ma co się łamać.
Chwilę pokręciliśmy się w okolicy startu i już wołali naszą grupę na start. Z założenia grupka całkiem fajna: Robert Rasała i Artur Gacek z Whirpoola, dwóch dobrych zawodników z Eska Team.
3,2,1 … start
Ruszyłem od razu z kopyta, reszta troszkę zaspała ale po chwili już dawaliśmy mocne zmiany z Robertem i Arturem oraz zawodnikami z Eska. I tak bardzo szybko minęła trasa do Wambierzyc, gdzie zaczynał się pierwszy podjazd. Tutaj mocno podkręciłem tempo, szybko urwałem się grupce, dogoniłem kilka maruderów z przodu, ale jak spojrzałem na wskazania mocy to zapaliła mi się lampka – Mikołaj spokojniej, więc odpuściłem i po chwili znowu jechaliśmy w grupce.
Prawdziwa selekcja zaczęła się pod Batorówek, od początku wyszedłem na czoło i dyktowałem warunki, które wytrzymał tylko Artur, zaczęliśmy niebezpieczny zjazd po dziurach. Ja miałem bardzo zużyte klocki więc zjeżdżałem dziś bardzo ostrożnie i wolno. Artur mi odjechał, dojechali koledzy z Eska i po płaskim znowu jechaliśmy w czwórkę – aczkolwiek po zjeździe musiałem się trochę pozaginać żeby ich dojść.
Następnie bez większych przygód aż do Kudowy Zdrój, tutaj zaczyna się kolejny długi podjazd, czyli 10 km pod Karłów. Jadę dość mocno ale z rezerwą patrząc na moc żeby nie przekroczyć progu, za mną jedzie Artur i tak dojeżdżamy do szczytu. Zaczyna się zjazd, ja jak zwykle ostrożnie, Artur śmiga w dół aż miło, na najtrudniejszej serpentynie widzę że stoi na poboczu i grzebie przy kole... Czyżby gleba ? Nie wiem ale coś go musiało przystopować i potem już mnie na trasie nie doszedł.
Jak już samotnie zjechałem do Radkowa doszła mnie dwójka z Eska Team.
Mijamy zjazd na metę, lekka pokusa zjazdu na MINI, ale w regulaminie kara 15 minut za zmianę dystansu działa niezwykle mobilizująco i zaczynam kolejne kółko. Jedziemy w trójkę, starszy kolega zostaje na podjazdach, dojeżdża na zjazdach i tak mijają kolejne kilometry trasy. Nogi już czują przejechany dystans, nie mogę tak pocisnąć jak na pierwszej rundzie ale nie jadę też jakoś leciutko.
O dziwo na zjazdach się utrzymuję, klocków już prawie nie mam. Dobrze, że znam trasę i wiem kiedy będą zakręty, bo hamowanie musiałem zaczynać dużo wcześniej żeby nie wylecieć na drzewa – coś strasznego :/
W trójkę dojechaliśmy do Kudowy i zaczynamy drugi podjazd pod Karłów. Jadę swoim tempem, młodszy zawodnik z Eska trzyma się koła, ale dość szybko odpuszcza i samotnie pokonuję kolejne kilometry w górę. Nie ma już niestety takiej siły jak za pierwszym razem i chwilami jadę tylko na 200 wat, więcej też korzystam ze stójki. Mięśnie już trochę zajechane i boję się o kurcze, nie ma co szarżować.
Po drodze mijam zawodników z GIGA, a nawet już z MINI. Mijam też Zdzisława Kalinowskiego, który życzy mi powodzenia, odpowiadam tym samym i jadę do przodu.
W końcu upragniona tablica z napisem „Karłów” i już zjeżdżam do Radkowa. Znowu muszę dużo wcześniej hamować ale jadę dość sprawnie. Samotny zjazd, dokręcenie tempa przed samym Radkowem, skręt na metę i wreszcie upragniony koniec.
Cały maraton w fatalnych warunkach, przestawało padać i potem znowu zaczynało, cała trasa mokra, dziury pozalewane wodą. Temperatura to jedyne 10 stopni (w górach oczywiście zimniej), rower dostał bardzo w kość, wszędzie piasek, trzeba będzie zaserwować gruntowne mycie i smarowanie.
No ale najważniejsze to wynik:
2 miejsce kategoria M2
3 miejsce OPEN
No i morda się cieszy :D
A pierwsze kółko pojechałem szybciej niż zwycięzca na MINI...
Fajne rozpoczęcie sezonu i niech już tak zostanie.
Tak wyglądałem po maratonie:
I niewyraźna fotka z data-sport:
Nie jestem przesądny, ale dostałem numer startowy 101, czyli taki sam jak na Czasówce Sudeckiej, no i znowu drugie miejsce :)
Wytrzymałość do Wągrowca
Niedziela, 24 marca 2013 · dodano: 24.03.2013 | Komentarze 2
Wczoraj też miała być wytrzymałość ale jak zobaczyłem rano -10 stopni i do tego bardzo silny wiatr zostały dwie opcje - albo trenażer albo rezygnacja z treningu. Wybrałem to drugi ei cały dzień spędziłem ze Stasiem, Ola mogła pozałatwiać swoje sprawy, a ja miałem dzień ojca ;) I mówiąc krótko warto było :DTak ten tydzień wygląda, że trzeba będzie go potraktować raczej jako regeneracyjny (kolejny taki miał być), małe przesunięcie w planie ale spoko.
Dziś miałem ochotę na dużo kilometrów, trochę tylko bałem się pogody. Mimo słońca był cały czas mróz. Najbardziej bałem się jak zawsze o dłonie, ale tym razem wziąłem rękawice narciarskie - i to był strzał w dychę !! Czemu dopiero teraz na to wpadłem to nie wiem.
Ustawiłem się z Maksem, Marc oraz z kolegą z forumszosowego. W założeniu trasa do Wągrowca, Rogoźna, Obornik i dokrętką przez Kiekrz już do Poznania.
Mroźne i świeże powietrze na starcie było spoko, bo świeciło słońce. Do obwodnicy Murowanej Gośliny jechałem sobie na tyłach naszej grupki, ale już na obwodnicy wyszedłem na zmianę i... prowadziłem tak grupę jakieś 30km :) Spoko, mi to nie przeszkadzało, bo jechało się bardzo dobrze, pomimo iż było pod wiatr.
Dopiero krótko przed Wągrowcem zmienił mnie Maks, w samym mieście krótki postój, bułka z miodem wjechała to i potem była moc ;)
Dalej jechaliśmy już z wiatrem w plecy lub z boku, tempo elegancko podskoczyło i kolejne kilometry to była przyjemność. W zasadzie większych przygód nie było, śmiesznie wyglądali ludzie wracający z kościoła z palemkami wśród śniegu, co jak co ale ja takiej niedzieli palmowej nie pamiętam.
Przed Poznaniem skręciliśmy jeszcze w prawo i zrobiliśmy dokrętkę przez Rokietnicę, Kiekrz i Strzeszynek, tu zaczęło być mokro i coraz mniej przyjemnie. W Suchym Lesie się rozdzieliliśmy, ja jeszcze pojechałem przez Górę Morasko i do domu.
Ogólnie jestem bardzo zadowolony z dzisiejszej jazdy, w tych warunkach taki dystans to już coś. No i mogę powiedzieć, że jest dobrze z moją wytrzymałością, mając 110 km w nogach jeszcze chciało mi się dokręcać na podjazdach. A najlepsze, że nie czuję tego treningu jakoś szczególnie w nogach, to znaczy że jest dobrze i trzeba patrzeć z optymizmem na zbliżający się sezon ;) Puls był dziś dość wysoki i szybko reagował, ale to oznacza tylko tyle że byłem wypoczęty.
Ustawka Obornickie
Niedziela, 22 lipca 2012 · dodano: 22.07.2012 | Komentarze 2
Na dziś w planie ustawka ale tym razem inaczej niż zawsze. Nie mogłem zbyt późno wrócić do domu, a w planie 4 godzinki, więc postanowiłem najpierw pojeździć solo od rana, a potem już na ustawkę. Kiedyś bym się nie zdecydował, bo byłbym pewien że nie podołam za "świeższymi" kolegami ;)Wyruszyłem chwilę po 8:00, mega zimno jak na lipiec - jakieś 11 stopni, ciężko się było dobrze ubrać, bo potem miało być 20 stopni. Wziąłem krótkie spodenki ale na górę już bluzę z długim rękawem.
Pojechałem przez poligon, kiekrz i okolice, coś się noga nie kręciła, było ciągle pod wiatr ale jakoś szło.
Potem na szybko już na rondo, za mną prawie 2h kręcenia i coś koło 56km, z takim "bagażem" wyruszyłem z resztą. Zdążyłem na ostatnią chwilę - nie ma to jak dobry timing :D
Ruszyliśmy spokojnie, ale po chwili już szło równe i mocne tempo za sprawą Łukasza Rakoczego, dla mnie to cyborg :) Może jechać cały czas jako pierwszy i trzymać zajebiście mocne tempo, gdzie reszta powoli umiera mu na kole. Wygląda to tak jakby włączył tempomat i kręcił cały czas około 45 km/h urywając kolejne osoby. Szacun dla niego wielki, jest kozak !!
Po skręcie na Maniewo się zdziwiłem, bo się okazało że grupa już się uszczupliła. Dalej cały czas swój koncert kontynuował Łukasz, Ja dziś trzymałem się bardziej z przodu, w zasadzie poza pierwszą trójkę nie schodziłem. Ogólnie już na ustawce noga się rozkręciła i jechało się fajnie.
Pod koniec obwodnicy postanowiłem sprawdzić resztę na podjeździe, dziś byli mocni więc zacząłem sobie układać odpowiednią taktykę na finisz. Wiedziałem, że ciężko będzie pokonać Łukasza, ale próbować trzeba, szczególnie że tydzień temu się zagapiłem.
Na kilometr przed "metą" Łukasz postanowił zaatakować na solo, nie chciałem go gonić, bo reszta by na tym skorzystała a ja bym się zajechał, no i pozostała walka o drugie miejsce - znowu...
Spokojnie usiadłem na kole Borysa, bo wiedziałem że robi sobie chrapkę na dobry finisz ;) Na najbardziej stromym odcinku lecę w trupa i wygrywam z grupki :) Chociaż tyle.
Potem już tylko rozkrętka na poligonie i spokojny powrót do domu.
Średnia z samej ustawki wyszła 38,5 km/h
Jestem bardzo zadowolony, bo jednak miałem w nogach 60km więcej od reszty to raz, a dwa że znowu był to 3 dzień treningowy z rzędu.