Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Virenque z miasteczka Zielona Góra. Mam przejechane 87014.77 kilometrów w tym 1170.98 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 30.13 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
Trzymaj Koło Fajny Weekend :) Warto odwiedzić:
Blog Garenge
Jimmy
Virtualtrener Mój idol: Richard Virenque

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Virenque.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

Zawody

Dystans całkowity:6683.30 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:207:36
Średnia prędkość:32.19 km/h
Maksymalna prędkość:86.00 km/h
Suma podjazdów:100339 m
Maks. tętno maksymalne:197 (98 %)
Maks. tętno średnie:185 (92 %)
Suma kalorii:135164 kcal
Liczba aktywności:85
Średnio na aktywność:78.63 km i 2h 26m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
7.30 km 0.00 km teren
00:20 h 21.90 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Kadencja:75.0
HR max:195 ( 97%)
HR avg:184 ( 92%)
Podjazdy:404 m
Kalorie: 386 kcal

Czasówka Sudecka 2015

Sobota, 25 kwietnia 2015 · dodano: 25.04.2015 | Komentarze 2

Nareszcie nadeszła chwila mojej ulubionej Czasówki Sudeckiej :)
Na rozgrzewce noga kręciła tak sobie, humoru też nie poprawiał bardzo mocny wiatr wiejący z gór, czyli na trasie czasówki centralnie w twarz.
Tym razem startowałem jako przedostatni zawodnik miałem więc duuużo czasu na przygotowanie :P

Jak tylko ruszyłem od razu zaczęła się walka z wiatrem, na bardziej płaskim początku było ciężko, czułem że tracę cenne sekundy ale nie chciałem przesadzić, bo tu łatwo można przeszacować siły.
Noga się jednak rozkręcała i pomimo wysokiego pulsu jechało się całkiem przyzwoicie.

Patrząc na Stravie poprawiłem swoje rekordy w górnej części trasy, zyli tam gdzie jest największe nachylenie i gdzie wiatr nie miał żadnego znaczenia - to napawa optymizmem ;)

Na mecie Garmin wskazał gładkie 20 minut, 4 sekundy gorzej niż rok temu, ale wtedy wiało bardziej w plecy więc chyba jest progres i to mnie bardzo cieszy :D

No ale najważniejsze - II miejsce w Masters M30, OPEN na razie nie wiem ale też powinno być dobrze ;)



Dane wyjazdu:
67.60 km 0.00 km teren
01:48 h 37.56 km/h:
Maks. pr.:67.00 km/h
Kadencja:79.0
HR max:194 ( 97%)
HR avg:168 ( 84%)
Podjazdy:775 m
Kalorie: 2036 kcal

Ślężański Mnich 2015

Niedziela, 12 kwietnia 2015 · dodano: 12.04.2015 | Komentarze 1

Nie mam czasu na razie na zrobienie opisu. Dopiszę wkrótce....
Było szybkie i fajne ściganie, niestety na drugiej rundzie na odcinku pod wiatr spadł mi łańcuch i straciłem kontakt z pierwszą grupą, od tej chwili bardziej mocny trening niż wyścig.
Ostatecznie 23 miejsce w M30 Masters.
Kategoria 0 - 70, Zawody


Dane wyjazdu:
90.00 km 0.00 km teren
02:44 h 32.93 km/h:
Maks. pr.:76.10 km/h
Kadencja:83.0
HR max:189 ( 94%)
HR avg:169 ( 84%)
Podjazdy:1503 m
Kalorie: 1865 kcal

Rajcza Tour 2014

Sobota, 20 września 2014 · dodano: 20.09.2014 | Komentarze 2

Ostatni start w tym roku, czuję już zmęczenie więc to jest bardzo dobra wiadomość.
No ale zanim zacznę roztrenowanie i zasłużony odpoczynek trzeba było się zmotywować na Rajcze i dobrze pojechać, noga kręciła ładnie więc mogłem być optymistą.

Pobudka o 7:30, sprawdzenie pogody i masakra – za oknem leje deszcz. Szybkie sprawdzenie prognozy i wychodzi, że na wyścigu padać nie będzie, tyle że będzie mega mokro – nie ma więc tragedii.
Śniadanko, ubieranie, wszystkie potrzebne czynności i już jedziemy z Andrzejem na start. Chłodno ale dla mnie to lepiej. 10 kilometrów rozrzewki i lecimy do sektora – tu nie miła niespodzianka, wszyscy już poustawiani i trzeba się będzie przebijać od tyłu.
Start poszedł gładko ale przebijanie już nie, w końcu udało się zyskać trochę pozycji. W pewnym momencie podczas picia wypada mi bidon z ręki – nie ciekawie, na jednym bidonie 100km po górach jest raczej nierealne :/ Szczególnie, że ostatnio muszę dużo pić żeby nie mieć skurczy.

Na początek podjazd, długo dość płaski i z ostrą końcówką – tam dopiero się wszystko rwie, elegancko przebijam się do przodu i wjeżdżam prawie z czołówką, niestety ktoś przede mną musiał ostro wyhamować, i w efekcie mamy do czołówki jakieś 200 metrów na zjeździe. Dopiero jak zrobiła się większa grupka zaczęliśmy mocno lecieć po zmianach i udało się dojechać w Ujsołach.

Zrobiła się pokaźna pierwsza grupa, tym razem przebijam się już do czuba, bo tak jest bezpieczniej. Poszła próba ucieczki to ja też sobie poszalałem i chwilę uciekaliśmy sobie w trójkę. Próba nie miała szans powodzenia więc odpuściliśmy ale tak się złożyło, że przez najbliższe kilka kilometrów prowadziłem peleton. Dojeżdżam do miejsca, gdzie powinniśmy skręcić w lewo, a tu konsternacja – drogę zagrodził strażak, a piloci na motorach pojechali prosto, no i my wszyscy za nimi. Okazało się, że faktycznie nikt nie planował skrócenia trasy, a ciała dał ten strażak – no nic, mnie to ucieszyło bo opadło jakieś 10 km i dwa podjazdy, a miałem tylko jeden bidon ;)

Dalej jazda w dość dużej grupie, kilka hopek i za Lalikami wjeżdżamy na dłuższy podjazd w lesie, jak się okazało później, tu niestety przegrałem wyścig :/ Jechałem sobie spokojnie, wsuwałem żelka i tak wyszło że zjechałem na sam koniec tej grupki, było mokro i wąsko, kiedy zaczął się zjazd wciąż było mokro i wąsko, a ludzie przede mną nie umieli chyba zjeżdżać. Nie byłem w stanie nikogo wyprzedzić, a jechali tragicznie. Efekt był taki, że cała grupa się maksymalnie poszarpała i na dole miałem wielką stratę do czołówki :/ Jechałem tu bardzo mocno, goniłem kolejne grupki na płaskim odcinku, jak zaczął się hardcorowy podjazd na Zapasieki widziałem już czołówkę jakieś 300 metrów przed mną, jechałem ich tempem ale nie byłem w stanie ich dojść – było pozamiatane.
Dalsza jazda wyglądała tak, że na podjazdach mijałem kolejnych zawodników i już w Koniakowie odrobiłem sporo miejsc, ale dalej już były tylko zjazdy i długi odcinek pod wiatr z Milówki do Rajczy. Jechaliśmy tu w grupie 7-osobowej mocno po zmianach, po drodze przygoda z zamkniętym szlabanem. Nie miałem już picia, ale na szczęście poratował mnie zawodnik Polart Nutraxxx Team – dzięki :)

No i tym sposobem zaczęliśmy ostatni podjazd na metę w siedmioosobowym składzie, strasznie to się dłużyło, a na początku nachylenie było słabe. Co jakiś czas ktoś próbował ataku i musiałem reagować – wiedziałem, że jak zacznie się sztywny odcinek będę najmocniejszy – pomimo iż nogi były już coraz słabsze ;)
Odskoczyło trzech zawodników jak jeszcze było płasko, nie chciało mi się już skakać i puściłem. Jak zaczęło się mocne nachylenie zgodnie z przewidywaniami odłączyłem się od grupki i zacząłem odrabiać dystans do trójki. Ostatecznie dwóch doszedłem, trzeci dojechał przede mną, całkiem spoko.
W efekcie 7 miejsce w kategorii B oraz 14 OPEN. Tragedii nie ma, ale noga była dziś bardzo dobra i mogłem skończyć to dużo wyżej. Niestety w kolarstwie szosowym taktyka jest równie ważna i tu dałem ciała.
Miłym akcentem jest fakt, że dzięki temu wyścigowi awansowałem w klasyfikacji generalnej górskiej z 11 na 6 pozycję i będzie chyba jakiś pucharek :)



http://connect.garmin.com/modern/activity/594658236

Kategoria 100-120, Góry, Zawody


Dane wyjazdu:
101.50 km 0.00 km teren
03:14 h 31.39 km/h:
Maks. pr.:79.10 km/h
Kadencja:85.0
HR max:191 ( 95%)
HR avg:164 ( 82%)
Podjazdy:2165 m
Kalorie: 1949 kcal

Górskie Mistrzostwa Polski Masters M30

Niedziela, 7 września 2014 · dodano: 07.09.2014 | Komentarze 1

Wiedziałem, że debiut w kategorii Masters M30 będzie ciężki ale jak zobaczyłem kto się zjawił na starcie to przecierałem oczy. Każde kolejne wyczytywane nazwisko tworzyło śmietankę kolarstwa amatorskiego w Polsce, w zasadzie nie zabrakło chyba nikogo. Fajnie się pościgać w takim towarzystwie ale też i piekielnie ciężko ;)

Niestety praktycznie zero rozgrzewki, bo mi czasu zabrakło, ale start był w dół więc spoko.
Pierwszy zjazd tak sobie, grupa się naciągała i zjeżdżałem dwa razy wolniej niż bym to zrobił samotnie. Na dole wszystko się zjechało i spokojnym tempem zaczęliśmy pierwszy podjazd, szło fajnie i równo.
W zasadzie kolejne dwa kółka wyglądały bardzo podobnie, z nieznacznymi przyspieszeniami na podjazdach do Sosnówki.
Na czwartym podjeździe tak czułem, że coś się wydarzy i w górnej części podjazdu poszedł ogień. Tak jak na poprzednich podjazdach co jakiś czas ktoś odpadał, tak tu się wszystko zaczęło rwać. Ja zostałem z Łukaszem Rakoczym i po zmianach goniliśmy czołówkę już na zjeździe. Na płaskim odcinku już nad Zalewem mieliśmy ich na 100 metrów ale poszły jakieś skoki i już nie doszliśmy.
Podjazd zrobiliśmy razem, po czym Łukasz stwierdził że tu kończy swój udział i zostało mi zrobić dwa kółka zupełnie na solo.
Tempo na podjazdach miałem już bardziej turystyczne i czekałem aż dojdzie mnie grupa Cyklosport (startowali tylko 5 minut po nas). Nic takiego jednak się nie stało i dojechali na metę dopiero jakąś minutę po mnie...

Na 2 km przed metą doszedł mnie jeszcze jeden zawodnik z M30, ja już miałem dość, on wyglądał trochę lepiej. Zaczęliśmy się nawzajem atakować co wykończyło już moje nogi i na finiszu minimalnie przegrałem walcząc z kurczem w udzie.

Mówiąc krótko: piękna lekcja ścigania na najwyższym poziomie, szkoda że nie jestem trochę młodszy ;)

http://connect.garmin.com/modern/activity/58520541...
Kategoria 100-120, Góry, Zawody


Dane wyjazdu:
60.00 km 0.00 km teren
01:54 h 31.58 km/h:
Maks. pr.:71.20 km/h
Kadencja:82.0
HR max:195 ( 97%)
HR avg:167 ( 83%)
Podjazdy:1710 m
Kalorie: 1432 kcal

Klasyk Karkonoski 2014

Poniedziałek, 1 września 2014 · dodano: 01.09.2014 | Komentarze 3

Co to był za wyścig, super !!
Zacznijmy od tego, że bardzo podobała mi się trasa tegorocznego klasyka i jednocześnie GMP Elity, poprowadzona po rundach w Przesiece była to chyba najbardziej wymagająca trasa MP w historii, co potwierdzają też kolarze elity.

Generalnie dzień wcześniej idealnie przepaliłem się na czasówce ale nie wiedziałem kompletnie czego się spodziewać po obecnej formie.
Wstałem rano, wszamałem owsiankę i ruszyłem na start. Mądrze ustawiłem się w pierwszym rzędzie w sektorze więc dzięki temu nie było przynajmniej stresu i przepychanek. Na początek start honorowy za samochodem, nie wiem czemu ale sędzia jechał równe 20 km/h i było to chyba trochę niebezpieczne.
Tak czy inaczej udało się utrzymać z przodu i nie dać się zepchnąć, a na wysokości stacji Orlenu w Podgórzynie poszedł już start ostry.
Od początku poszło bardzo mocne tempo i z każdym kolejnym kilometrem grupa pięknie topniała, aż na górnych częściach Przesieki zobaczyłem, że jest nas już tylko coś koło 20 osób.
W czołowej grupce tacy wymiatacze jak Kaiser, Sułek, Bober, Potręć itd - trzeba przyznać, że towarzystwo było wyśmienite.

Po przejeździe przez metę zaczynał się najbardziej sztywny odcinek, dość długi, kto jechał do Drogi Sudeckiej ten wie, że tam po prostu boli ;) No i tam nasza grupka zaczęła się dzielić, zostałem trochę z tyłu, razem z Pawłem Boberem i 3 innymi kolarzami, czołówka w zasięgu wzroku ale nie chciałem się zajeżdżać, czy to był błąd ? Nie wiem, mogłoby mnie potem odciąć i to byłoby bez sensu.

Kolejna cała runda poszła w tej małej grupce, tempo dla mnie idealne, bo nie za mocne, nie za słabe ;)
Potem odjechał Paweł Bober i zostaliśmy generalnie we trzech, sympatycznie się jechało kolejne okrążenia ale temp,o też nam mocno siadło i na przedostatnim podjeździe doszła nas bardzo liczna grupka. Nie spodobało mi się to, bo dobre miejsce  było zagrożone.
Ogólnie to w ogóle myślałem, że robimy 4 podjazdy, a było 5 i też siły rozłożyłem inaczej niż powinienem...

Tak czy inaczej ostatni podjazd zaczynamy w kilkanaście osób, kręcę z przodu, tempo jest żwawe ale bez szaleństwa. Czekam na dogodny moment żeby trochę podkręcić ale boję się przewieźć resztę na kole...

I nagle widzę na szosie kolegów z Teamu - Arka i Kubę którzy już sobie odpuścili ściganie, jak mnie zobaczyli to wyszli na czoło grupy i zapodali mocne tempo. Grupa się pięknie naciągnęła, ja kręciłem na trzecim miejscu. To musiało genialnie wyglądać - jak na wielkich Tourach grupy zawodowe miałem swoich gregario :)

Arek odpuścił i został mi do pomocy tylko Kuba, mocno podkręcił i za mną zrobiła się mała luka, zaczęli się oglądać na siebie kto ma to "zespawać". Do mety były jeszcze aż 3 km ale powiedziałem sobie - robię "Majka Style", podziękowałem Kubie za tempo i pojechałem swojego maksa. Grupa po chwili zaczęła zaciekle gonić ale powtarzałem sobie słowa Rafała: "Jak mnie boli, to tych z tyłu też musi boleć" i kręciłem swoje. Tempo miałem niesamowite jak na ostatni podjazd, doszedłem jeszcze kilku zawodników, jeden siadł mi na koło i się wiózł przez 2 km. Nie miałem szans żeby go urwać i tylko czekałem aż mi na finiszu wyjdzie z koła...

Grupa z tyłu goniła ale ja byłem w transie i nie mieli szans mnie dojść, na jakieś 100 metrów przed metą, na sztywnym momencie wyszedł mi z koła ten gość i pojechał na maksa, zrobił delikatną przewagę ale zacisnąłem zęby, i na pulsie 196 minąłem go przed samą kreską :D

Ostatecznie byłem 7 w kategorii M2 i 18 OPEN, jestem zadowolony. Najbardziej cieszy mnie to jak kręciła noga, przed GMP Masters to dobry znak - może nie będzie kompletnej padaki ;)



http://connect.garmin.com/modern/activity/58046335...
Kategoria Zawody, Góry, 0 - 70


Dane wyjazdu:
5.00 km 0.00 km teren
00:15 h 20.00 km/h:
Maks. pr.:34.20 km/h
Kadencja:
HR max:192 ( 96%)
HR avg:183 ( 91%)
Podjazdy:330 m
Kalorie: 205 kcal

Czasówka Izerska (Szklarska)

Sobota, 30 sierpnia 2014 · dodano: 30.08.2014 | Komentarze 2

Miało mnie tu nie być ale jednak udało się przyjechać i zaliczyć kolejną czasówkę z edycji Czasówek Karkonoskich, czyli Czasówkę Izerską (Szklarską).
Mocny podjazd, bo od Szklarskiej Poręby Dolnej, aż do Zakrętu Śmierci, mocno i równo - dla mnie idealnie.
Ostatnio noga taka sobie ale jakąś tam formę po Road Trophy zrobiłem.
Na starcie kilka mocnych osób więc będzie się z kim sprawdzić, szybka rozgrzewka i już czekam na start.
Tu minus dla organizatora - start zlokalizowany na podjeździe i ciężko było się normalnie wpiąć w pedały - albo robimy start na płaskim, albo organizujemy coś za co można się chwycić...

Ruszam, od razu petarda ale pamiętając za mocny początek z uphilu na RT trzymam puls na granicy 180-182. Jadę więc tak na 90%, jest ostro pod górę od samego początku, potem się trochę wypłaszcza, zgrabnie koryguję przełożenie manetką ale coś noga nie kręci tak jak bym chciał. Czuję, że mogłoby być lepiej ale tragedii nie ma. Szybko widzę gościa startującego minutę przede mną i staram się go złapać - zrobiłem to na mecie ;)
Oczywiście cały czas była ładna pogoda, a na starcie zaczęło lać - zjazd to był koszmar, zimno i brudno, ale takie jest kolarstwo ;)

Ogólnie pojechałem na tyle na ile było mnie tego dnia stać, Emil Potręć z Mayday okazał się za silny ale zrobiłem drugi czas w Masters M30 i 3 OPEN wliczając Elitę. To chyba dobrze ;)

Jestem zadowolony, teraz czas na Klasyk Karkonoski...



Kategoria 0 - 70, Czasówka, Zawody


Dane wyjazdu:
76.00 km 0.00 km teren
02:44 h 27.80 km/h:
Maks. pr.:86.00 km/h
Kadencja:81.0
HR max:189 ( 94%)
HR avg:159 ( 79%)
Podjazdy:1969 m
Kalorie: 2366 kcal

Road Trophy 2014 - Etap IV

Niedziela, 17 sierpnia 2014 · dodano: 17.08.2014 | Komentarze 3

Trzeci dzień, czwarty etap, rano się za bardzo nie chciało ale jak już wsiadłem na rower to jakoś poszło.
Z powrotem miałem sektor więc udało się fajnie ustawić na starcie i uniknąć tych beznadziejnych przepychanek.

Od startu trochę nerwowo było, nawet musiałem się wypiąć bo ktoś przede mną stanął ale jakoś poszło i sprawnie wjechaliśmy na Przełęcz Koniakowską, stąd mega szybki zjazd przez Kamesznicę. Na drogę wyleciał pies i ktoś z tyłu niestety szlifował przy tej prędkości... Mam nadzieję, że wyszedł z tego cało.

Potem cały czas jadę w pierwszej grupie, noga elegancko podaje, nie mam problemów na podjazdach, raz tylko po niezłym zamieszaniu (lider w generalce Adam Wójcik łapie gumę i Krystian Piróg oddaje mu swój rower) robią się niezłe luki i musimy gonić ale nie ma z tym większego kłopotu.
I tak się jedzie bardzo fajnie i sprawnie, aż tu nagle jeszcze przed granicą słyszę psssssss z mojego tylnego koła. Miałem szytki zalane mlekiem więc nauczony doświadczeniem po prostu jadę dalej licząc na zaklejenie. Po chwili wydaje się, że wszystko jest OK, sporo powietrza uciekło ale można jechać. Robię kolejny podjazd ale na szczycie czuję, że jadę już na obręczy i niestety muszę się zatrzymać - szansa na dobry wynik spełzła na niczym :/
Zatrzymuję się i pompuję koło moją pompką awaryjną, coś tam udało się wrzucić i jadę dalej, minęły mnie dwie mniejsze grupki. Niestety po 3 km znowu czuję na tyłku obręcz, zatrzymuję się i zużywam swój Vittoria Pit Stop mając nadzieję, że wszystko będzie już OK.
Ruszam i od razu łapię się z niewielką grupką, ciśnienia nie dużo ale można jechać.
Rozkręcam sobie tempo, robi się górka i odjeżdżam, na zjeździe boję się szybko jechać, bo małe ciśnienie i dochodzą - i tak w kółko.

Z każdym kilometrem coraz mniej powietrza w kole, na podjazdach robię sobie fajny trening.
Ostatnie krótkie zjazdy i czuję już znowu obręcz, wchodzę dość spokojnie w jakiś zakręt i czuję jak wpadam w mega poślizg, jakimś cudem unikam upadku... Od tego momentu jadę mocno pod górę a jak tylko jest jakiś lekki zjazd czy nawet głupi zakręt to prawie staję w miejscu. Na podjeździe pod Koczy Zamek mijam jeszcze kilka osób i koniec - cieszę się że ukończyłem.
W szytce jeśli była chociaż 1 atmosfera to dobrze :P

Wielka szkoda, bo czuję że można było spróbować powalczyć dziś nawet o podium w kategorii, a tak muszę się zadowolić 12 miejsce w B i 44 OPEN. Mówi się trudno, żyje się dalej.
Sam bym takiego treningu jak tutaj nie zrobił, a to był cel tego całego wyjazdu :)

Ostatecznie w generalce jestem 32 OPEN i 12 w kategorii B.

http://www.strava.com/activities/181640186
Kategoria 70-90, Góry, Zawody


Dane wyjazdu:
103.00 km 0.00 km teren
03:34 h 28.88 km/h:
Maks. pr.:81.00 km/h
Kadencja:80.0
HR max:184 ( 92%)
HR avg:158 ( 79%)
Podjazdy:2220 m
Kalorie: 3052 kcal

Road Trophy 2014 - Etap III

Sobota, 16 sierpnia 2014 · dodano: 16.08.2014 | Komentarze 4

Na sobotę organizator przewidział coś specjalnego, bo aż trzy podjazdy na Koczy Zamek, w tym dwie mordercze Kamesznice...

Start już o 9:00, pogoda nie rozpieszcza, jakieś 15 stopni, chociaż dla mnie to dobrze. Grunt, że nie pada deszcz.
Niestety po wczorajszej porażce wyleciałem nawet z sektorów ale ustawiam się w miarę dobrze zaraz po nich.

Startujemy i od razu lecimy wąskimi asfaltami, strasznie tego nie lubię, ścisk, ludzie się pchają, jak robi się ścianka to prawie stajemy w miejscu itd. Niestety niektórzy nie potrafią przewidzieć, że zaraz będzie zwolnienie i w pewnym momencie gość wjeżdża mi w tył, na szczęście odbija w bok i nic się złego nie stało.
Dopiero jak już poszło ostro w górę na Koczy Zamek trochę się to wszystko usprawnia ale znowu mam na szczycie stratę i muszę gonić czołówkę.

Udaje się to zrobić w Lalikach i w zasadzie od tego momentu cały czas kręcimy w pierwszej grupie, jest nas tak z 40 osób. Jest spoko, tempo mi odpowiada, czasem jakieś podkręcenie ale raczej cały czas równo. Fajna runda, podjazdy nie są zabójcze, zjazdy fajne.
Na koniec czeka nas jednak prawdziwy kiler, czyli pierwsza Kamesznica. Z założenia jadę swoim tempem, na w miarę płaskim początku zostaję po lekkich problemach z łańcuchem i tak jadę widząc całą grupę na wyciągnięcie ręki.
Jak zaczyna się stromizna odrabiam sprawnie dystans, jest ciężko ale w sumie dość szybko wjeżdżam na szczyt i zaczynam zjazd. Jest strata do czołówki i znów trzeba gonić. Zbieramy się w czterech i po mocnych zmianach jeszcze przed granicą dochodzimy pierwszą grupę. Kosztowało nas to sporo sił ale daliśmy radę ;)

No i teraz powtórka z rozrywki, jedziemy równo i jest sympatycznie.
Przed podjazdem na Laliki dostaję kurcze w obu nogach, masakra, muszę odpuścić grupę. Jem co mam, piję izotonik i jakoś to rozkręcam. Jest strata do grupy ale udaje się dojść. Podjazd sprawnie, szybki zjazd i lecimy po raz drugi na Kamesznicę.
Czuję się dobrze, jest nas pewnie ze 30-kilka osób, niestety jeszcze na płaskiej części znowu dostaję kurcze. Nie mam już picia, znowu muszę odpuścić grupę i to w momencie kiedy poszło podkręcenie tempa.
Jem żela "na czarną godzinę" i jakoś kurcze puszczają. Mogę trochę podkręcić tempo ale niestety grupa jest już daleko z przodu i jest pozamiatane. Szkoda, bo na sztywnościach mogłem powalczyć o dyszkę w OPEN.
Jadę swoim tempem, mijam jeszcze kilka osób i na Koczym Zamku melduję się jako 12 zawodnik kategorii B oraz 30 OPEN.
W generalce awansuję na 12 miejsce w kategorii i 32 OPEN.

Fajnie, bo noga zupełnie inna niż wczoraj, humory lepsze, w zasadzie całość w pierwszej grupie :)
Jutro niestety etap zupełnie nie dla mnie, ścianki jedna po drugiej skutecznie rozwalą mi nogi, jak będą znowu kurcze to może być DNF... Oby nie...

http://connect.garmin.com/modern/activity/56618130...
Kategoria 100-120, Góry, Zawody


Dane wyjazdu:
3.60 km 0.00 km teren
00:10 h 21.60 km/h:
Maks. pr.:41.00 km/h
Kadencja:82.0
HR max:193 ( 96%)
HR avg:185 ( 92%)
Podjazdy:230 m
Kalorie: 208 kcal

Road Trophy 2014 - Etap I - czasówka uphill

Piątek, 15 sierpnia 2014 · dodano: 16.08.2014 | Komentarze 2

Trasa czasówki nie do końca mi odpowiadała, sporo wypłaszczeń, nawet kilka odcinków w dół i to wszystko przeplatane ściankami. Interwałowa trasa o długości 3,7 km i przewyższeniu 250 metrów.
Na start pojechałem autem, żeby potem nie wracać ostro pod górę na kwaterę (dobry ruch, bo po czasówce zaczęło padać).
Plan na Road Trophy był taki żeby pojechać raczej treningowo i tylko na czasówce polecieć na 100% więc tak też zrobiłem ;)

W miarę sprawna rozgrzewka i już czekam na start. Fajnie, bo organizator zadbał o barierki i można było ruszyć wpiętym w pedały, a to nie jest ostatnio normą.
Ruszam od razu bardzo mocno, na początku sztajfa w lesie, idę na maksa zbytnio nie kalkulując. Potem wypłaszczenie i tak po kolei, dopiero końcówka znowu bardzo ciężka. Puls cały czas gdzieś w okolicy 185 uderzeń więc jadę bardzo mocno.
Tak w połowie czuję, że chyba za mocno pojechałem początek i już zaczyna lekko brakować, staram się łapać oddech na wypłaszczeniach i zjazdach,a to błąd, bo tu można sporo stracić.
Ostatecznie mijam kreskę jako 6 zawodnik kategorii B i 14 OPEN.
Mało zabrakło do podium, szkoda, że nie pojechałem trochę rozsądniej i źle rozłożyłem siły. Tak czy inaczej nie jest źle ;)

http://connect.garmin.com/modern/activity/566181193
Kategoria 0 - 70, Góry, Zawody


Dane wyjazdu:
78.00 km 0.00 km teren
02:41 h 29.07 km/h:
Maks. pr.:73.10 km/h
Kadencja:80.0
HR max:187 ( 93%)
HR avg:163 ( 81%)
Podjazdy:1800 m
Kalorie: 2265 kcal

Road Trophy 2014 - Etap II

Piątek, 15 sierpnia 2014 · dodano: 16.08.2014 | Komentarze 1

Czasówkę jechałem chwilę przed 12:00, a już o 15:00 start drugiego etapu. Mało czasu na odpoczynek i generalnie tylko zamuliłem organizm. Fajnie, bo 14 pozycja OPEN dała mi pierwszy sektor więc nie musiałem się martwić miejscem na starcie unikając przepychanek.
Trasa kompletnie nie dla mnie, jak na Pętli Beskidzkiej czyli rundy na zasadzie góra-dół i tak przez 78 kilometrów.
Po starcie trzymałem się pierwszej grupy i całe pierwsze kółko w zasadzie z czołówką. Na ściankach mocno się męczyłem, na zjazdach trzeba było uważać.
Na drugim kółku zostałem lekko za czołówką w małej drugiej grupce ale wszystko było pod kontrolą – tak po prostu wyszło na zjeździe. I jak już się kończył sztywny zjazd, na ostrym zakręcie w prawo gość przede mną szlifuje po asfalcie. Naciskam na hamulce, koło wpada w poślizg, cudem unikam upadku wjeżdżając w łąkę. Niestety tracę kontakt z fajną grupką i dalej jadę w zasadzie sam. Cały podjazd i potem odcinek płaski widzę ich przed sobą ale nie mogę dojść, sporo sił kosztuje mnie taka jazda i na kolejnej rundzie na podjeździe już daję sobie spokój. Noga przestaje kręcić, wyprzedzają mnie ludzie, którzy nie powinni, generalnie powtórka z Pętli Beskidzkiej, czyli załamka. Dopiero na czwartym kółku trochę wracają siły i jedzie się lepiej ale strata już bardzo duża. Na domiar złego na podjeździe zaczynam czuć, że zbliżają się kurcze i w tym momencie wrzucam tryb turystyczny – nie ma sensu zajeżdżać nóg skoro o nic już nie walczę, a przede mną jeszcze dwa etapy...

W ten sposób kończę dopiero jako 16 zawodnik kategorii B oraz 46 OPEN – dramat !

… ale trening bardzo dobry, a po to tu przyjechałem :)

http://connect.garmin.com/modern/activity/566181251
Kategoria 70-90, Góry, Zawody