Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Virenque z miasteczka Zielona Góra. Mam przejechane 87014.77 kilometrów w tym 1170.98 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 30.13 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
Trzymaj Koło Fajny Weekend :) Warto odwiedzić:
Blog Garenge
Jimmy
Virtualtrener Mój idol: Richard Virenque

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Virenque.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

Zawody

Dystans całkowity:6683.30 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:207:36
Średnia prędkość:32.19 km/h
Maksymalna prędkość:86.00 km/h
Suma podjazdów:100339 m
Maks. tętno maksymalne:197 (98 %)
Maks. tętno średnie:185 (92 %)
Suma kalorii:135164 kcal
Liczba aktywności:85
Średnio na aktywność:78.63 km i 2h 26m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
72.00 km 0.00 km teren
01:56 h 37.24 km/h:
Maks. pr.:75.20 km/h
Kadencja:
HR max:194 ( 97%)
HR avg:174 ( 87%)
Podjazdy:1053 m
Kalorie: 1435 kcal

Tatry Tour 2014

Sobota, 26 lipca 2014 · dodano: 26.07.2014 | Komentarze 1

Tatry Tour to dla mnie jak zwykle prawdziwe kolarskie święto, zawsze połączone z urlopem i fajną atmosferą ścigania na najwyższym poziomie.
W dodatku bardzo odpowiada mi tutejsza trasa, rok temu byłem 5 zarówno w OPEN jak i w kategorii więc apetyt na poprawę i podium był duży, trochę tylko martwiła mnie słabsza forma z uwagi na ostatnie osobiste zawirowania.
Tak czy inaczej w sobotę o 11:00 stawiłem się na starcie Tatry Tour co poprzedziłem krótką rozgrzewką i rozmową z resztą chłopaków z Teamu oraz trenerem – na krótkim dystansie stawiliśmy się licznym, 5-osobowym składem.
Prognozy pogody zapowiadały ulewy zaraz po starcie ale ostatecznie tak się złożyło, że całość przejechaliśmy na sucho, pomimo iż faktycznie padało dobre 15 minut w Starym Smokowcu – fuks :) Chmury były po prostu zawsze gdzieś dookoła nas.

Przejdźmy do samego wyścigu...
Ruszyliśmy i jak zwykle od razu bardzo mocne tempo na zjeździe, bez żadnej kalkulacji jadę zgodnie z chłopakami na czele grupy. Pomimo zjazdu puls mam wysoki – będzie dziś tak przez cały dzień ;)
Jak tylko zrobiła się hopka zapodaję mocniejsze tempo żeby się troszkę przepalić, grupa się naciąga, po jakimś czasie idzie kontra i już na zjeździe odjeżdżają trzy osoby. Przed nami sporo podjazdów więc się tym zbytnio nie martwię.

Po długim zjeździe zaczyna się pierwszy podjazd – długi ale równy, pod Przełęcz Pod Prislopem od strony Zdiar. Początkowo tempo umiarkowane ale szybko zamienia się w mocne, patrzę na pulsometr i nie wierzę – puls waha się między 186, 190. Lekki hardcore ale skoro mogę tak jechać to jadę, w sumie cały podjazd wjechałem z takim właśnie pulsem czyli kilka dobrych minut – jak to możliwe to nie wiem :P

Na szczycie nasza grupka liczy jakieś 9 osób, przed nami cały czas ta trójka którą widzimy ale coś nie możemy dojść, współpraca jest taka sobie.
Po szybkim zjeździe mamy kolejny, tym razem dość lekki podjazd i już zjeżdżamy na Łysą Polanę, gdzie po nawrocie wracamy tą samą drogą na metę. Jest dobrze, cały czas jadę w pierwszej grupce z Rafałem z Teamu, podjazd od granicy idzie bardzo sprawnie.

Ani się obróciłem, a już podjeżdżaliśmy najgorszy podjazd, czyli Przełęcz pod Prislopem z drugiej strony, na szczęście tempo idzie mocne ale równe i nie tak zabójcze jak rok temu (cały czas mam KOMa na Stravie z 2013, gdzie po prostu na szczycie ledwo żyłem i czułem metaliczny posmak w ustach).
Przez Zdiar dłuuuugi zjazd i zaczynamy mocno współpracować aby zlikwidować ucieczkę, udaje się to zrobić już na podjeździe po skręcie na Magistralę Tatrzańską w kierunku Starego Smokovca.

W tym miejscu zaczynam czuć lekkie kurcze w lewej łydce i zaczynam się martwić, jakoś to jednak rozkręcam i jedziemy dalej już w kilkanaście osób w kierunku upragnionej mety. Tempo mocne ale równo i całe szczęście :)

Jedzie się raz gorzej, raz lepiej, czuję że zbliżają się kurcze ale jest OK.
Na 5 kilometrów przed metą jestem zachwycony, jadę w 12-osobowej grupce wiedząc że w Smokovcu jest finisz idealnie pode mnie i już w głowie układam jak to rozegrać. Na mecie moja rodzinka więc bardzo mi zależało na dobrym wyniku, a w zasięgu było nawet zwycięstwo.
Na 3 kilometry do mety skacze Rafał ale ma za sobą całe stad hartów, ja jadę z tyłu i prawie mnie ten atak urywa więc jak się zjechało przechodzę do przodu i czekam na idealny moment dla mnie.

Na 1 km przed metą idzie konkretny atak, tak planowałem że tak będzie i byłem na to gotowy, staję w korbach i dostaję momentalnie dwa kurcze: łydka lewa i dwugłowy prawy, niestety ból nie do wytrzymania, jakby mi ktoś wbijał cyrkiel w nogę. Jest pozamiatane, prawie staję w miejscu i widzę jak odjeżdża mi czołówka, jakoś się zbieram w sobie i pomimo bólu jadę bardzo mocno ostatecznie przekraczając linię mety jako 5 zawodnik w kategorii i 8 OPEN.

Patrząc na moje ostatnie problemy z treningami, regeneracją itp. to jest lepiej jak dobrze ale mam ogromny niedosyt przez te kurcze, czuję w kościach, że można było to wygrać, bo na takich finiszach jestem naprawdę mocny. Mówi się trudno, trzeba się poprawić za rok ;)

Pobiliśmy rekord trasy, średnia ponad 37 km/h na górskiej trasie to już nie przelewki.

Wyniki:
OPEN: 8
Kategoria 18-39: 5

Parę fotek:












http://connect.garmin.com/activity/549881917
Kategoria 70-90, Góry, Zawody


Dane wyjazdu:
96.00 km 0.00 km teren
03:49 h 25.15 km/h:
Maks. pr.:71.70 km/h
Kadencja:81.0
HR max:188 ( 94%)
HR avg:162 ( 81%)
Podjazdy:2557 m
Kalorie: 2071 kcal

Pętla Beskidzka 2014

Sobota, 5 lipca 2014 · dodano: 06.07.2014 | Komentarze 3

Pętla Beskidzka co roku jest dla mnie pechowa, nie inaczej było tym razem :)

W sumie nałożyło się kilka kwestii które kazały patrzeć realnie na własne możliwości:
- przeprowadzka do innego miasta i cała masa stresu z tym związana
- pierwszy tydzień pracy fizycznej, którą obecnie wykonuję
- 3 tygodnie, gdzie było mało treningów, a jak już były to krótkie i "według samopoczucia"
- dzień przed wyścigiem coś mnie ugryzło w rękę i rano w sobotę miałem spuchnięte przedramię jak ludzik Michelin
- po watach mocy widziałem, że formy brak ;)

Z powyższych powodów nie spodziewałem się fajerwerków, ustawiłem się na starcie w licznym gronie BodyiCoach Cycling Team (w tym gościnnie również sam Marek Konwa). Ruszyliśmy spokojnie ale już po chwili były lekkie przepychanki i walka o czołowe pozycje. Nie chciało mi się przepychać i ostatecznie podjazd na Zameczek zacząłem mocno zamknięty, czołówka była już dość daleko. Zacząłem przechodzić kolejnych zawodników i na szczycie pozycja była całkiem spoko.

Tyle, że dalej poczułem, że to będzie powtórka z Leśnicy, nogi kompletnie nie chciały kręcić, upał zrobił swoje i w zasadzie do końca treningu to była walka o przetrwanie, każda kolejna ścianka mnie dobijała. Na podjazdach byłem wyprzedzany, a jestem przyzwyczajony do czegoś innego ;)

Nie będzie więc obszernej relacji z kolejnych kilometrów :) Organizator urządził na rzeźnicką trasę, na 90 km prawie 2600 przewyższenia na szosie to jest konkret, ani kilometra płaskiego, tylko góra-dół. Organizacja super, drogi zamknięte dla ruchu, można było się bezpiecznie pościgać.

Mimo, iż wypiłem trzy duże bidony IZO i jeden mały z wodą, miałem kurcze i mnie odcięło. Koszmar na dwóch kółkach, ale u mnie to każda Pętla Beskidzka w zasadzie tak wygląda ;)

Kilka fotek:










http://connect.garmin.com/activity/535448470
Kategoria 90-100, Góry, Zawody


Dane wyjazdu:
44.00 km 0.00 km teren
01:05 h 40.62 km/h:
Maks. pr.:71.60 km/h
Kadencja:89.0
HR max:195 ( 97%)
HR avg:175 ( 87%)
Podjazdy:577 m
Kalorie: 850 kcal

Trasą Mistrzostw Polski dla Amatorów

Niedziela, 29 czerwca 2014 · dodano: 02.07.2014 | Komentarze 2

Będzie krótko, bo niestety nie mam czasu żeby się rozpisywać - najwyżej się uzupełni wpis później ;)

Było szybko, fajnie i konkretnie. Fajna trasa, dobra organizacja i doborowe towarzystwo stworzyły fajne warunki do ścigania.
Jak na mnie jechałem bardzo aktywnie - chyba aż za bardzo aktywnie. Nawet uciekałem pod górę na drugiej rundzie ale ostatecznie wszystko się zjechało, a przez wielokrotne spawanie i próby skoków na finisz zabrakło już sił.
Fajne doświadczenie :)

Ale nie rozumiem klasyfikacji - kto na takim wyścigu bierze miejsca po czasach netto z chipów ? Wystarczy się ustawić w miarę z tyłu i dogonić pierwszą grupę - który byś nie był na finiszu, masz pierwsze miejsce... Dla mnie to paranoja i zaprzeczenie rywalizacji sportowej.

Miejsca:
Open: 32
M30: 8

http://connect.garmin.com/activity/532564004
Kategoria 0 - 70, Góry, Zawody


Dane wyjazdu:
3.30 km 0.00 km teren
00:13 h 15.23 km/h:
Maks. pr.:38.00 km/h
Kadencja:72.0
HR max:185 ( 92%)
HR avg:178 ( 89%)
Podjazdy:347 m
Kalorie: 186 kcal

Makowica Uphill Road Maraton 2014

Niedziela, 15 czerwca 2014 · dodano: 15.06.2014 | Komentarze 7

Po wczorajszym udanym wyścigu dziś przyszła kolej na to, na co się nastawiałem szczególnie czyli Makowica Uphill.
Kto mnie zna ten wie, że czasówki pod górę lubię szczególnie.

Tu jednak miało być ciężko, po pierwsze wczoraj pojechałem mocno wyścig na 120 km, po drugie byłem lekko przeziębiony i wreszcie po trzecie kompletnie nie znałem tego podjazdu.
Nasłuchałem się wiele o tej górze, że nachylenie jest z kosmosu i że wyciąga siódme poty...

Jednak wjeżdżając kilka razy na Przełęcz Karkonoską uważałem, że raczej nic mnie nie zaskoczy.

Rano dojechaliśmy na start, okazało się że zawodników puszczają według czasów z wyścigu na zasadzie najlepsi jadą ostatni. No i w ten sposób pozycję startową miałem jako trzeci zawodnik od końca i dwie godziny spokojnego czekania.
Posiedziałem w aucie, pogadałem za znajomymi, potem rozgrzewka i już stoję na starcie.

Ruszyłem, na początek chwilę płasko i lekko pod górę, można było spokojnie rozkręcić ponad 30km/h ale już po chwili szosa bezpardonowo pięła się w górę. W zasadzie cała trasa to była rzeźnia, dosłownie może ze trzy momenty gdzie chwilę odpuszcza i to tylko na kilkadziesiąt metrów.
Zacząłem bardzo mocno i trochę mnie przytkało, dość szybko doszedłem zawodnika przede mną tak że miałem go na widoku, a potem trzymał się między nami równy dystans. Musiałem trochę wyrównać oddech.
Zasadę miałem prostą - jak najwięcej jechać w siodle, ale te fragmenty po 20%, 28% i 30% nie szło wyjechać inaczej jak na stojąco. Prawa lewa, prawa lewa i połykanie kolejnych metrów - o tyle trudna jazda, że cały czas nad progiem i na pełnym zmęczeniu.

Na najbardziej stromym fragmencie doganiam gościa przede mną i wiedząc, że dalej już trudniej nie będzie jeszcze dokręcam. Tu już bez kalkulacji i po chwili mijam upragnioną metę. Trochę trwa zanim dochodzę do siebie, sprawdzam wyniki i jest dobrze.
1 miejsce w kategorii B i 2 miejsce OPEN :)
Gość który wygrał zrobił czas z kosmosu, ale też trzeba podkreślić, że nie jechał sobotniego wyścigu.
Mój czas był lepszy niż pierwszy w OPEN w zeszłym roku co cieszy :D

Wyniki:
1 miejsce B
2 miejsce OPEN












http://www.roadmaraton.pl/wyniki/2014-06-15_Makowica_Open.pdf

http://connect.garmin.com/activity/521580444
Kategoria 0 - 70, Góry, Zawody


Dane wyjazdu:
119.00 km 0.00 km teren
03:47 h 31.45 km/h:
Maks. pr.:81.40 km/h
Kadencja:86.0
HR max:189 ( 94%)
HR avg:166 ( 83%)
Podjazdy:1800 m
Kalorie: 2233 kcal

Galicja Road Maraton 2014

Sobota, 14 czerwca 2014 · dodano: 14.06.2014 | Komentarze 1

Ależ to był wyścig :)
Zacznę od tego, że w nocy gardło rozbolało mnie na dobre, niestety przez to bardzo źle spałem, budząc się co chwilę zlany potem. Rano czułem się źle i byłem osłabiony, szczerze mówiąc blisko byłem decyzji o rezygnacji ze startu...
No ale jakoś się zwlokłem z łóżka, zrobiłem owsiankę i pojechałem rowerem na start do Nowego Wiśnicza.
Stwierdziłem, że co ma być to będzie, a trasa była o tyle szczęśliwie poprowadzona, że miałem kilka wariantów zjazdu na kwaterę w razie jakiś większych problemów zdrowotnych.

Przed startem pogadaliśmy trochę z Andrzejem i Rafałem i sprawnie ustawiliśmy się na starcie.
3,2,1... Start

Fajnie, bo start był wspólny i była runda honorowa, tym razem wystartowałem z pierwszej linii i w miarę spokojnie pokonywaliśmy tak pierwsze kilometry i pierwsze hopy. Po jakimś czasie nastąpił start ostry i od razu wjazd na nagradzaną premię górską. Jechało mi się dobrze, ale plan był taki żeby spokojnie jechać swoje z uwagi na zdrowie, więc na premię się nie wyrywałem - spokojnie na dalszych pozycjach kontrolowałem sytuację.

Trasa to był niezły hardcore, w zasadzie tylko góra-dół, góra-dół, przy czym w górę to były naprawdę konkretne ściany. Każdy taki podjazd zostawał w nogach i w efekcie była to jazda na typową selekcję od tyłu. Jechałem cały czas w pierwszej grupie, która topniała z każdymi kolejnymi kilometrami w górę. Zdziwiłem się nawet jak na jednym ze szczytu zobaczyłem, że zostało nas już tylko kilkanaście osób.

Organizator chyba chciał abyśmy zapamiętali dobrze bufety, bo te usytuowane były idealnie po najcięższych podjazdach :)

Mniej więcej na półmetku idealna dla mnie pogoda (kilkanaście stopni i chmurki) zamieniła się w lekki armageddon. Idealnie trafiliśmy na burzę. Momentalnie pompa z nieba taka, że czułem się jakby mnie ktoś poczęstował wiadrem wody, wszystko mokre. W dodatku bardzo silny wiatr i zimno. Dobrze, że jednak miałem bluzę, bo bym chyba zamarzł.

Jak już burza przeszła, zaczęły się kolejne sztywne podjazdy i w nogach każdy miał coraz mniej sił co było widać gołym okiem.
Nie dodałem, że w między czasie poszła mała ucieczka - chyba 3-4 osoby odjechały, w tym Rafał Jonik ode mnie z Teamu więc miałem czystą sytuację aby kontrolować sobie czołową grupkę i się szczególnie nie wychylać.

Podjazd do drugiego bufetu był chyba najcięższy, wszystko się podzieliło, potem był hardcorowy zjazd, na tyle niebezpieczny że trochę zostałem. Z przodu było ośmiu zawodników, których widziałem i musiałem mocno pocisnąć przez kilka minut, żeby do nich dojechać. Na kole usiadło kilka osób i w ten sposób do nich dojechaliśmy tworząc z powrotem liczniejszą pierwszą grupkę.

No i te ostatnie 30 kilometrów było najciekawsze, kilka osób coś tam próbowało zrobić podkręcając tempo, na podjazdach się rozjeżdżaliśmy, na zjazdach zjeżdżaliśmy z powrotem. Ostatni podjazd przed Nowym Wiśniczem już nie kalkulowałem i poszedłem mocniej z kilkoma zawodnikami. Na szczycie zrobiła się przewaga więc zaczęliśmy dokręcać tempo, niestety wiał tam mocny wiatr w twarz i ten fragment to po prostu rzeźnia :)

Jak już było coraz bliżej Wiśnicza, akurat jak miałem lekki kryzys trójka z naszej piątki odjechała. Brakowało mi bardzo niewiele, żeby chwycić koło. Myślałem jednak, że jeden jest z kategorii C i dwóch z A więc się nie zajeżdżałem.
W dwójkę jechało się ciężko i nie daliśmy rady dojść tej trójki, a w między czasie doszła nas reszta zawodników, którzy zostali na podjeździe.

Na szczęście na metę był krótki ale bardzo fajny podjazd, bez żadnego kalkulowania od początku podjazdu zaatakowałem, szybko się urwałem i sprawnie pokonywałem kolejne finiszowe metry. Ku mojemu zdziwieniu doszedłem przed kreską jeszcze Rafała.

Sprawdzam wyniki - jestem 6 OPEN. Super radość, no to w kategorii powinno być pudło. Sprawdzam kategorię B - miejsce 5, po prostu masakra. W tym roku przeszedłem do najmocniejszej kategorii i mam efekty :/ W kategorii A, czyli mojej zeszłorocznej byłbym dziś pierwszy. No cóż takie życie ;) Cieszy mnie bardzo 6 miejsce OPEN w Road Maraton, bo to już jest konkret.

Teraz pozostaje się dobrze zregenerować i powalczyć konkretnie na jutrzejszej czasówce-uphillu w Makowicy. Jedno jest pewne - będzie bolało. Zamierzam wykręcić dobry wynik o ile zdrowie pozwoli (w aptece już byłem).

Jestem bardzo zadowolony z organizacji i z tego, że potrafiłem podjazdy jechać bardzo miękko, co mi pozwoliło oszczędzać mięśnie. Nie myślałem, że będę potrafił jechać pod górę z kadencją 100. To są zmiany na plus :)

Miejsce:
OPEN: 6
Kategoria B: 5






















Wyniki oficjalne

http://connect.garmin.com/activity/520300661


Kategoria 100-120, Góry, Zawody


Dane wyjazdu:
107.00 km 0.00 km teren
03:05 h 34.70 km/h:
Maks. pr.:66.90 km/h
Kadencja:83.0
HR max:192 ( 96%)
HR avg:166 ( 83%)
Podjazdy:1184 m
Kalorie: 1820 kcal

Road Maraton Leśnica - Annogórski Klasyk

Sobota, 7 czerwca 2014 · dodano: 08.06.2014 | Komentarze 2

Pobudka o 5:00 rano, szybkie śniadanie z kawą i już jadę po Bartka, razem już do Leśnicy poszło bardzo sprawnie i chwilę po 11:00 byliśmy na miejscu. Start był o 13:00 więc było sporo czasu na odbiór numerka, toaletę, zjedzenie owsianki i inne sprawy przedstartowe. Humory dopisywały, było bardzo ciepło, pełne słońce i cała masa kolarzy :)

Rozgrzewka była zdecydowanie za krótka ale miał być start honorowy więc miałem nadzieję, że spokojnie wejdę na wyższe obroty. Udało się ustawić z przodu sektora i równo o 13:00 ruszyliśmy...
Start honorowy okazał się raczej ostrym, momentalnie puls wskoczył ponad próg, przepychanki-każdy chciał być z przodu. Pierwszy i najłatwiejszy podjazd na Św. Annę poszedł tak gładko, że nawet nie zauważyłem że jest pod górę. Zjazd do Zdzieszowic równie gładko, nawrotka na rondzie i zaczyna się podjazd na Św. Annę (tym razem wersja najtrudniejsza). Noga ładnie kręci więc w zasadzie od początku bokiem przechodzę na czoło grupy i zaczynam podkręcać tempo, nawet robi się małą przerwa więc trochę zwalniam. Po chwili jedziemy po zmianach z Korzeniem i innymi z czołówki. Jedzie się bardzo dobrze, cieszę się, bo taki właśnie miałem plan żeby jechać w czubie.

Nagle dzieje się ze mną coś niedobrego, totalna niemoc w nogach, zcięło mnie tak, że w zasadzie zacząłem pięknie spływać, wyprzedzały mnie kolejne osoby, a ja nie mogłem nic zrobić :/ Totalna porażka, jak na mnie ledwo kręciłem i jakoś wdrapałem się na szczyt ale wiedziałem, że to nie będzie mój dzień. W dodatku dystans przede mną to prawie 100km...

Na zjeździe jakoś udało się powoli dojść do pierwszej grupy która utworzyła się już na płaskim odcinku, jechałem jednak zupełnie z tyłu mając w nogach wciąż kompletną niemoc. Skręciliśmy w dziwny odcinek w kanionie (wąski quasi-asfalt), tutaj jadę jeszcze z grupą ale po wjeździe na główną drogę chwyta mnie straszna kolka. Dosłownie nie mogłem kręcić i prawie stanąłem w miejscu. Odpuszczam grupę, bo nie jestem w stanie jechać. Kręcę sobie na solo, jestem zły, zrezygnowany i mam ochotę zakończyć wyścig :/

Po jakimś czasie dojeżdża do mnie jakaś większa grupka, postanawiam oczywiście się podłączyć, co najlepsze - nawet z tym mam problem. Jednak siłą woli łapię koło i lecę już w tej grupie. Kolka cały czas boli i tak bolała przez jakieś 30 minut - masakra. Dokładnie po 1:30h niemoc puszcza, nogi zaczynają kręcić w miarę normalnie, humor trochę wraca, podjazdy idą lekko - generalnie tak jak na początku.

Potem już jechało się całkiem sympatycznie, kolejne rundy mijały szybko, picie kończyło się błyskawicznie. Ostatnie kółko to już początki kurczy ale po wzięciu trzeciego żelu przeszło. Na ostatnim podjeździe jeszcze miałem siły żeby mocno podkręcić tempo. Okazało się, że jazda na małej tarczy przy kadencji 95-100 jest znacznie lepsza niż na blacie poniżej 85. Teraz będę tak kręcił :) Zdecydowanie lepiej dla mięśni jak zbliżają się kurcze.

Zrobiła się mała selekcja i na zjeździe zostało nas pewnie kilkanaście osób ze sporej grupy. Finisz był lekko pod górę, było mnie stać na 3 miejsce z tej grupki. Nareszcie koniec - to zdecydowanie nie był mój dzień. Nie wiem co mi się stało, prawdopodobnie standardowo moje problemy z tarczycą plus upał i pełne słońce :/ Czułem się fatalnie, a jak puściło to było już pozamiatane.

Ostatecznie 19 miejsce w kategorii B oraz 47 OPEN (nie pamiętam drugiego tak słabego wyniku). Kubeł zimnej wody się przyda ;)

http://connect.garmin.com/activity/515790736
Kategoria Zawody, Góry, 100-120


Dane wyjazdu:
132.00 km 0.00 km teren
04:18 h 30.70 km/h:
Maks. pr.:63.00 km/h
Kadencja:84.0
HR max:181 ( 90%)
HR avg:163 ( 81%)
Podjazdy:2273 m
Kalorie: 2615 kcal

Klasyk Radkowski 2014 MEGA

Sobota, 24 maja 2014 · dodano: 25.05.2014 | Komentarze 6

Było zacnie ale od początku... ;)

W nocy z piątku na sobotę cały czas lało i przechodziły burze, dopiero rano trochę się rozpogodziło. Było ciepło, a to najważniejsze, asfalty zaczęły schnąć ale wszyscy wiedzieli, że w górach i tak będzie masakra.

W tym roku organizatorzy dali możliwość układania grup startowych, ja musiałem iść na przypał i byłem losowany. Trafiła mi się grupa z Bartkiem i na tym koniec mocnych współpracowników. 2 minuty za mną jechał Przemek Furtek, który rok temu był 2 open.
Wystartowaliśmy i zaczęło padać :/ Od razu wychodzę na czoło i lecimy z Bartkiem po zmianach, dołącza się jeszcze jeden zawodnik ale zmiany są wyraźnie słabsze więc jak tylko pojawia się pierwszy podjazd urywam wszystkich, zostajemy w dwójkę ;)

Szybki zjazd i zaczyna się mocny podjazd pod Batorówek w lesie, tu tradycyjnie zaczynam podkręcać tempo, mijamy kolejnych doganianych zawodników, niestety w momencie gdzie robi się spore nachylenie Bartek nie daje rady i puszcza koło. Ja nie mogłem kalkulować więc jadę swoje, równo i w miarę mocno chociaż z watów jakoś bardzo zadowolony nie jestem, mogło być lepiej :)

Zaczynam dziurawy jak szwajcarski ser zjazd, cały czas jadę sam, doganiam nawet trzech zawodników ale nawet nie próbują łapać koła, ręce bolą od hamowania i jazdy po dziurach, trzeba uważać na "kratery" zalane wodą - tu duży plus dla organizatorów za oznakowanie trasy (nawet dziury były oznakowane różowym kółkiem !)

Tak jak się spodziewałem najgorszy odcinek Szczytna-Kudowa jadę praktycznie sam, czasem kogoś doganiam i łapie koło, nawet daje zmianę ale jak tylko jest podjazd znowu zostaję sam, jadąc tu z kimś równym po zmianach można sporo zyskać, ja tylko traciłem :/ W Kudowie Zdrój dochodzę sporą grupkę, zaczynamy podjazd szosą stu zakrętów na Karłów, ja standardowo na czele nakręcam tempo, sporo ludzi się trzyma ale nikt nie daje zmian, jadę równo, nachylenie nie za duże i na szczyt wjeżdżamy w kilka osób. W zasadzie nie chciałem tu nikogo gubić, bo po zjeździe znowu czekał spory odcinek po płaskim, gdzie ważna jest jazda na kole.

Zjazd z Karłowa poszedł bardzo fajnie i zgodnie, wspomniany płaski odcinek też jechaliśmy po zmianach chyba w trójkę lub czwórkę. Jak już zaczął się drugi podjazd po Batorówek odjechałem z jednym pasażerem na kole, który wiózł się w sumie aż do Kudowy, nie dawał zmian ale też nie miał sił więc nie narzekałem, ja jechałem swoje. Szkoda tylko, że znów tak ważny i długi odcinek jechałem na solo tracąc sporo cennego czasu.
Przed bufetem dochodzi mnie Przemek Furtek, już wiem, że open w takiej sytuacji pozamiatane, trochę mi siada dobry humor ale chyba dobrze się stało, bo dzięki temu ostatni długi podjazd do Karłowa odczepiamy się w dwójkę od tej niewielkiej grupy i wjeżdżamy fajnym, równym tempem. Jechałem już na oparach, bidony puste, nogi wołały stop ale jak się jedzie we dwóch to motywacja lepsza i dajemy radę. Potem już tylko zjazd i meldujemy się razem na mecie.

Jak się okazuje, w pierwszej grupce były trzy osoby z jednego teamu i wspólnie wykręcili lepszy czas, mój jest 5 open i co najważniejsze 1 w kategorii M2. Tym sposobem odnoszę swoje drugie zwycięstwo w tym sezonie na trzy starty. Wiem, że to tylko supermaraton, ale z uwagi na jazdę głównie solo i średnią moc jestem bardzo zadowolony. Rok temu miałem dobrą grupę startową i ostatecznie czas gorszy aż o 8 minut, więc progres jest spory i widoczny :) Cieszy też fajna średnia prędkość jak na takie przewyższenie.
Żałuję tylko tych odcinków Szczytna-Kudowa Zdrój, bo gdybym miał z kim tam jechać po zmianach mogłoby się skończyć nawet wygraną w OPEN, ale to tylko gdybanie - najważniejsze jest to co jest :)

No i minus dla organizatorow za dekoracje dopiero po godzinie 19 - przez to nie mam fotki na podium...



Pełne wyniki.

http://connect.garmin.com/activity/506188002
Kategoria 130-140, Góry, Zawody


Dane wyjazdu:
10.00 km 0.00 km teren
00:20 h 30.00 km/h:
Maks. pr.:51.30 km/h
Kadencja:
HR max:181 ( 90%)
HR avg:144 ( 72%)
Podjazdy:139 m
Kalorie: 257 kcal

Puchar Równicy 2014

Niedziela, 18 maja 2014 · dodano: 19.05.2014 | Komentarze 4

Co tu dużo pisać...
Budzimy się rano, za oknem leje deszcz (tak jak bite kilka dni z rzędu). No ale jemy śniadanie, szykujemy się na deszczowe zmagania i jedziemy na start.
Do Ustronia mieliśmy z hotelu zjazd. Tak jedziemy i jedna wielka masakra, po asfalcie płyną potoki wody, pełno naniesionego syfu. Zastanawiam się co się będzie działo jak cały peleton wjedzie na rundy, które były wąskie, strome i z zakrętami po 90 stopni.
Stajemy na starcie i razem z kumplami z Teamu dochodzimy do wniosku, że to nie ma sensu. Nie ma co ryzykować zdrowia i sprzętu w takich warunkach. Tylko dwójka z nas startuje - młodsi koledzy się nie poddali ale to chyba przez wiek właśnie. Jak się ma małe dziecko i czekającą w domu żonę to nie ma co ryzykować...

Ustawiam się w sektorze z tyłu, całkiem odpuszczam czołówkę, na podjeździe robię sobie tempówkę mijając całe rzesze ludzi i na zjeździe skręcam do hotelu - po zawodach, w wynikach DNF, mówi się trudno chociaż nie po to jechałem 450km... Życie :/+

Mam nadzieję, że już wkrótce sobie to odbiję.

Kategoria Góry, Zawody


Dane wyjazdu:
7.30 km 0.00 km teren
00:19 h 23.05 km/h:
Maks. pr.:36.00 km/h
Kadencja:81.0
HR max:195 ( 97%)
HR avg:185 ( 92%)
Podjazdy:410 m
Kalorie: 284 kcal

Czasówka Sudecka 2014

Sobota, 26 kwietnia 2014 · dodano: 26.04.2014 | Komentarze 6

Drugi start w Mastersach M30, nowa kategoria, nowe wymagania, nowe możliwości ;)
Czasówka Sudecka już od 3 lat jest na stałe w moim kalendarzu, klasyczny uphill z bardzo ciężką końcówką. Tu nie ma zmiłuj, jak źle rozłożysz siły to na koniec zdychasz ;) W dodatku dość prestiżowa czasówka.

Jak co roku wszystko się bardzo ociąga, odbieranie numerku i odprawa o 13:00, a start dopiero o 16:11. W sumie dobrze, bo o 14:00 przyszła potężna burza i wielka ulewa. Jak ja startowałem wszędzie mokro ale ciepło i nawet ze słońcem – nie ma co marudzić, warunki całkiem spoko :)

Rozgrzewka trwała jakąś godzinę, coś nogi nie kręciły tak jakbym sobie tego życzył ale też nie było tragedii. Mały stresik przedstartowy odnotowany.

Ustawiam się na starcie, odliczanie 3,2,1 i start, tym razem rozsądnie najpierw wpinam się dobrze w pedały, a dopiero potem ruszam z kopyta. Od razu ogień w korby i po chwili puls 170, przede mną 20 minut katorgi z narastającą trudnością...

Jest ciężko, puls cały czas wysoki, trzymam się mniej więcej poziomu lekko ponad 180, nie jechałem z pomiarem mocy więc kontrola obciążeń mocno utrudniona.
Kolejne kilometry mijają, już w górnej części Przesieki widzę zawodnika startującego przede mną, jest kogo gonić. Zaczyna się ostatni, najcięższy kilometr, droga w lesie, nachylenie kilkanaście procent i nie odpuszcza. Czuję, że w nogach już brakuje sił i chyba trochę na tym odcinku straciłem. Ostatnia prosta, nie ma lipy – 20%, jadę na absolutnego maksa widząc, że na Garminie zbliżam się do założonych 20 minut. Na samej mecie dochodzę zawodnika przed mną, na liczniku czas 19:56 – czyli udało się złamać 20 minut. Jest dobrze ale chciałem się zbliżyć już do 19:30, więc pewien niedosyt pozostał.

I najlepsze – ostatecznie 1 miejsce w kategorii Masters M30 – takie wejście w nową kategorię to ja rozumiem. Jestem mega szczęśliwy i zadowolony :D Uwielbiam uphille i chyba nic tego nie zmieni ;)




http://connect.garmin.com/activity/487556500

Dane wyjazdu:
51.00 km 0.00 km teren
01:17 h 39.74 km/h:
Maks. pr.:66.50 km/h
Kadencja:86.0
HR max:196 ( 98%)
HR avg:174 ( 87%)
Podjazdy:570 m
Kalorie: 997 kcal

Ślężański Mnich 2014, czyli debiut w Masters I

Niedziela, 6 kwietnia 2014 · dodano: 06.04.2014 | Komentarze 6

No i stało się, zadebiutowałem w Mastersach... Ale od początku...

Na nic wielkiego się nie nastawiałem, trasa nie faworyzowała górali, jedyne co mi pasowało to finisz lekko pod górę.
Pobudka o 4:30, wmuszanie w siebie smacznej owsianki, mała kawa, szybko do samochodu i w drogę.
Tak to można autem jeździć, puste drogi i brak korków.
W Sobótce jestem już przed ósmą rano, dojeżdżam do kumpli z Teamu, szykowano, gadki szmatki, odebranie licencji, rejestracja i już czekam na start.
Duży minus dla organizatora za wielki bałagan na starcie, nikt nie wiedział gdzie ma się ustawić i ludzie z rowerami nad głowami przechodzili z sektora do sektora - porażka.
Ja startowałem oczywiście z Mastersami zaraz po Cyklosporcie.
W oczekiwaniu na start poprawiła się pogoda i nawet zaczęło prześwitywać słońce. Już wiedziałem, że będzie kiepsko z moim pulsem, bo stałem w miejscu, a na Garminie już pokazywało 100 uderzeń :)

Ruszył cyklosport, a po chwili my, jak psy zerwane ze smyczy, od początku ogień w korby i przepychanki, mało brakowało a już na starcie byłaby kraksa. Każdy chciał być z przodu ale tyle miejsca nie było ;) Mocne tempo spowodowało, że dość szybko doszliśmy cały cyklosport i wszystko się wymieszało. Było jeszcze niebezpieczniej, na zjazdach wszyscy walili do przodu, na krótkich podjazdach niektórzy mocno zwalniali - robiło się mega niebezpiecznie więc nie jechałem w czubie tylko trochę z tyłu. No i potem był wielki problem żeby gdzieś dojść do czuba.
Pierwsze kółko lecę spokojnie w kołach, puls wysoki ale nawet na niego nie patrzyłem :P Przez metę przejeżdżam gdzieś w środku pierwszej grupy korzystając z podjazdu i przechodząc coraz wyżej. Ale na zjazdach znów to samo i mnie sporo ludzi wyprzedza. Na odcinku pod wiatr do Sobótki znowu jadę bardziej z tyłu, widać że poszła ucieczka 5 osób i co ciekawe odjechali jakieś 200 metrów i mieli tam kraksę - czegoś takiego jeszcze nie widziałem - kraksa w małej ucieczce...

Już w Sobótce całą duża grupa bierze wysepkę z lewej strony, ja idę po prawej i szerokim łukiem dociskając mocno na pedały wyprzedzam całą grupę i dyktuję tempo na podjeździe mijając linię startu/mety jako pierwszy - zajebiste uczucie :) Potem dalej ciągnę ale czekam aż ktoś da mi zmianę. I tu zrobiłem wielki błąd, bo znowu spłynąłem do tyłu, a była to przecież ostatnia runda.
Liczyłem że zrobią się ranty i będę dzięki temu w pierwszej grupie ale nic takiego nie miało miejsca, znowu cała duża zwarta grupa jechała razem w kierunku mety.

Tym razem w Sobótce już nie udał się manewr z wysepką i ostatnią długą prostą pod górę zaczynałem z bardzo dalekiej pozycji przechodząc powoli do przodu, im bliżej mety tym mocniej jechałem, końcówka już na absolutnego maksa ale czułem że już mi się kończy zapas sił. Starczyło na 5 miejsce w Masters I :)

Jak na debiut jestem bardzo zadowolony, trasa nie była dla mnie stworzona, brakowało dłuższego podjazdu, do tego wariacka atmosfera przez co było momentami bardzo niebezpiecznie.
Finisz jak finisz, piąte miejsce jest super ale jak zaczynałbym finisz bardziej z przodu mogło być dużo lepiej...
Ogólnie jednak na plus.
Kategoria 0 - 70, Zawody